Przy granicy nie boją się niemieckich roszczeń

Stosunki polsko-niemieckie. W przygranicznych miastach Niemcy, zamiast występować o zwrot dawnych kamienic, przekazują Polakom pieniądze na ich remont. A zamiast w sądzie się wolą spotykać z Polakami na chrzcinach ich dzieci

Kilku Niemców, dawnych mieszkańców Gubina w Lubuskiem, gromadziło dokumenty i po wejściu Polski do Unii Europejskiej zapowiadało starania o odzyskanie dawnych majątków. Zrezygnowali jednak z roszczeń. W sądzie nie ma ani jednego pozwu.

- Gdy ktoś wspomni o roszczeniach, inni Niemcy szybko wybijają mu to z głowy. Za długo żyjemy jako sąsiedzi, żeby teraz czegoś żądać - mówi Christine Knapik, radna w niemieckim Guben, z którym sąsiaduje polski Gubin.

Przed wojną było to jedno miasto. W PRL wiele zrobiono, by je na zawsze rozdzielić. Po 1989 r. lokalne władze i organizacje pozarządowe starają się na nowo scalić - organizują wspólne festyny ("Wiosna nad Nysą"), razem walczą o dotacje z Unii na drogi, działa nawet polsko-niemiecka drużyna piłkarska i chór.

- Wyobraża pan sobie, że jednego dnia udostępniamy Niemcom sale na zjazd, razem się bawimy, a drugiego ktoś z nich domaga się od nas kamienicy lub odszkodowania? - pyta burmistrz Gubina Lech Kiertyczak.

Wy też jesteście wypędzonymi

70-letnia Beate Wolf mieszka w Leverkusen. W Gubinie zostawiła dom przy ul. Repatriantów, nie zamierza walczyć o jego zwrot: - Wy, mieszkańcy Ziem Odzyskanych, też jesteście wypędzonymi, straciliście majątki na Wschodzie. Gdyby tak każdy teraz chciał swoje odzyskiwać, to nigdy byśmy nie zaznali spokoju.

Najbardziej opornych Niemcy przekonują, że gdy któryś pozwie Polaka do sądu, wybuchnie awantura i już nikt nie będzie mógł odwiedzić swoich dawnych majątków.

Przedwojenni mieszkańcy Gubina co miesiąc przyjeżdżają z całych Niemiec oglądać swoje dawne kamienice (w mieście 30 proc. zabudowań to domy poniemieckie). Wycieczki organizują m.in. związek byłych mieszkańców z siedzibą w niemieckim Guben (2 tys. członków) i Stowarzyszenie Kobiet Guben-Gubin "Nysa".

Jeszcze na początku lat 90. przyjazdy Niemców niepokoiły Polaków. Padały wyzwiska, niszczono niemieckie samochody. Niemcy jednak powtarzali "Nic od was nie chcemy". W przełamywaniu niechęci duże znaczenie miały marki zostawiane w polskich sklepach, zakładach fryzjerskich, na bazarach i w restauracjach.

Niektórzy Niemcy uczą się też polskiego. - Zauważyłam, że jak staram się mówić w waszym języku, to jesteście życzliwsi. Nie obwiniacie, tylko spokojnie możemy rozmawiać o historii - mówi Beate Wolf.

Radna Christine Knapik mówi, że Niemcy dokładają też do remontów swoich dawnych kamienic. Nie chcą, by się zawaliły.

Niemcy dają nawet na węgiel

Pani Barbara (prosi o niepodawanie nazwiska) za pieniądze byłego niemieckiego właściciela wyremontowała dach swojej willi przy ul. Gdańskiej w Gubinie: - Nawet nic nie musiałam mówić. Zobaczył, że się u nas nie przelewa, zapytał, ile potrzeba, i na drugi dzień na dachu była już ekipa.

Stefan Bolm, który finansował remont, prosił tylko o możliwość korzystania z pokoju przez dwa-trzy dni w roku.

- Inni niemieccy właściciele dają polskim rodzinom nawet węgiel na zimę - mówi nauczycielka z Gubina Krystyna Kaczmarek-Skóra. Jej willę przy ul. Dąbrowskiego regularnie odwiedzają dawni właściciele - Ernst i Hannelore Maurschat. - Jeszcze jak żyła moja mama, zamawialiśmy wspólne ekumeniczne msze. Gdy rodziły się nasze dzieci, przyjeżdżali z ciuszkami - opowiada pani Krystyna.

Niemcy z polskimi właścicielami swoich dawnych domów spotykają się też na urodzinach, imieninach, chrzcinach. Historyk dr Ryszard Panktowski nawet poprosił, by Niemiec Joachim Schmidt z Guben został honorowym ojcem chrzestnym jego syna Zdzisława.

- Niektórzy Niemcy, by być bliżej swojej dawnej posiadłości, budują w pobliżu sobie nowy dom - mówi dr Panktowski.

Gerhard Wielke przed wojną mieszkał przy ul. Piastowskiej, jego syn dwa lata temu poślubił Polkę. Wielke dał im pieniądze na nowy dom położony dwie ulice od jego dawnego majątku w Gubinie. - Porozumiałem się z mieszkającą tam polską rodziną i mogę przychodzić, kiedy chcę. Czuję się, jakbym nadal mieszkał w rodzinnym domu - wyznaje Gerhard Wielke.

Ale atmosfera niepewności jest

Dzięki częstym kontaktom z sąsiadami z Niemiec władze przygranicznych miast w Lubuskiem, Zachodniopomorskiem i Dolnośląskiem nie boją się roszczeń dawnych właścicieli o zwrot majątków.

- Oczywiście, atmosfera niepewności jest - mówi Ryszard Bodziacki, burmistrz Słubic (sąsiadują z Frankfurtem nad Odrą). - Ludzie słyszą o roszczeniach w telewizji, czytają w gazetach. Staramy się więc, żeby Polacy poznawali Niemców, żeby mieli częste kontakty. To studzi nastroje.