IPN zbada pogrom w Żółkiewce

IPN wszczął śledztwo w sprawie pogromu żydowskich mieszkańców Żółkiewki w 1939 r. Zginęło w nim ok. 20 osób.

O pogromie przypomniał historykom w ub.r. w swoich wspomnieniach Chaim Zylberklang. W odległym o 40 km od Zamościa miasteczku spędził dzieciństwo. Przed wojną Żydzi stanowili połowę mieszkańców 3-tys. Żółkiewki. W 1939 r., gdy z miasteczka wycofały się wojska niemieckie, zajęli je Rosjanie. W Żółkiewce zaczęli formować milicję. Większość jej członków stanowili młodzi Żydzi. 7 października wojska radzieckie opuściły miasteczko. Wraz z nimi odeszli milicjanci i część żydowskich mieszkańców. Tuż po ich wyjściu Polacy urządzili pogrom. Według Zylberklanga zamordowano 23 osoby, w tym dzieci. Historię tragicznych wydarzeń odtworzyliśmy w lipcu w "Gazecie".

Po publikacji sprawą zainteresował się IPN. - Chcemy ustalić, ile osób zginęło podczas pogromu i kim byli sprawcy. Na razie badamy źródła - mówi prokurator Marcin Wroński z IPN.

Prokuratorzy będą też rozmawiać z Szymonem Kołodziejczykiem z Poznania, który skontaktował się z redakcją po naszym tekście. - Mój dziadek, który zmarł przed trzema laty, pochodził z Żółkiewki - opowiada. - Walczył w AK i BCh. Był też w miasteczku, gdy zajęła je Armia Czerwona. Wówczas jego ojciec, a mój pradziadek, został aresztowany, bo jedna z mieszkanek doniosła na niego jako na "burżuja". Żydzi, z którymi handlował przed wojną, uratowali go przed śledztwem Sowietów. Dziadek zostawił wspomnienia, w których sugeruje, kto mógł być inspiratorem zbrodni.