Jak śląska mafia paliwowa budowała swoje wpływy

Co łączy szwagra wojewody śląskiego z doradcą Andrzeja Leppera, kierowniczką katowickiej skarbówki oraz posłem Krzysztofem Rutkowskim? Wszyscy pojawili się w śledztwie przeciwko śląskiej mafii paliwowej.

Głównym bohaterem sprawy jest Henryk M., właściciel największej na Śląsku firmy handlującej paliwami. Zdaniem katowickiej prokuratury na nielegalnej produkcji benzyny i oszustwach podatkowych miał zarobić dziesiątki milionów złotych. Biznesmen przez lata czuł się bezkarny, bo otoczył się wpływowymi ludźmi i korumpował urzędników państwowych. Od kilku miesięcy siedzi w areszcie, a służby specjalne szukają ludzi, którzy mu pomagali w przestępczej działalności.

We wtorek ABW zatrzymała kierowniczkę katowickiego UKS-u. Kobieta przez kilkanaście miesięcy uprzedzała barona paliwowego o planach skarbówki. ABW twierdzi, że zarobiła na tym 130 tys. zł. Wcześniej Henryk M. korumpował też jednego z kontrolerów skarbówki, nim ten odszedł na emeryturę.

W środę w ręce służb specjalnych wpadł szwagier wojewody śląskiego, który był dyrektorem jednej z firm z branży górniczej. Zdaniem prokuratury mężczyzna chełpił się koligacjami rodzinnymi i powoływał się na wpływy w różnego rodzaju instytucjach państwowych. To właśnie on nakłonił urzędniczkę skarbową do współpracy z mafią paliwową. Miał być również łącznikiem, który przekazywał jej łapówki. Sam dostawał za to sowite wynagrodzenie.

Lechosław Jarzębski, wojewoda śląski, od razu odciął się od związków ze szwagrem. - Nie utrzymywał z nim kontaktów, nie będzie też za niego składał poręczenia - zapowiedział Krzysztof Mejer, rzecznik wojewody.

Zarzuty przedstawiono również mecenasowi Andrzejowi D., doradcy Andrzeja Leppera, stałemu gościowi programu "Forum" w telewizyjnej "Jedynce". Adwokat przez jakiś czas reprezentował interesy Henryka M. i miał go uprzedzić o planowanym zatrzymaniu.

Kiedy oficerowie ABW przyszli po M., baron paliwowy siedział zabarykadowany w swojej willi. Rozwalenie rolet antywłamaniowych zajęło oficerom kilkadziesiąt minut. M. przyznał, że dostał cynk o akcji ABW, mecenas D. wypiera się.

Katowicka prokuratura sprawdza teraz, jakie związki z mafią paliwową łączyły posła Krzysztofa Rutkowskiego (Partia Ludowo-Demokratyczna). We wrześniu zeszłego roku, tuż po zatrzymaniu Henryka M., "Gazeta" ujawniła bowiem, że w gronie najbliższych współpracowników śląskiego barona paliwowego byli dwaj pracownicy biura doradczego Rutkowskiego. Jeden to były oficer UOP, a drugi ekspracownik departamentu kontroli skarbowej. Zajmowali się ochroną i doradztwem finansowym. Sam Rutkowski jeździł najnowszym modelem bmw należącym do Henryka M.

- Dostałem go w użyczenie, a potem go odkupiłem. I ręczę, że sprawy, które dla M. prowadzili moi ludzie, są czyste jak łza - mówił Rutkowski.

Sprawa nabiera rozmachu. W materiałach śledztwa pojawiły się bowiem informacje o korupcyjnych związkach Henryka M. z pracownikami departamentu kontroli skarbowej Ministerstwa Finansów.

Henryk M. nielegalnie produkował paliwo. Zarabiał na tym dziesiątki milionów złotych, bo nie płacił należnych podatków. Benzynę rozprowadzał przez sieć stacji benzynowych. Dzięki skorumpowanym urzędnikom skarbowym wiedział, kiedy odwiedzą go kontrole. Dostawał też od nich rady, jak skutecznie oszukiwać w deklaracjach podatkowych. Kilka tygodni temu ABW znalazła jeden ze schowków, w którym baron paliwowy ukrył gotówkę. W środku była reklamówka z 2 mln dol.