Paul Wolfowitz z wizytą w Polsce

We wtorek do Warszawy przyjechał 57-letni Paul Wolfowitz, zastępca sekretarza obrony USA Donalda Rumsfelda. Uważa się go za jednego z głównych architektów polityki bliskowschodniej USA. Do dziś niezachwianie broni decyzji o ataku na Irak, choć zarzuty o irackiej broni masowego rażenia i kontaktach Saddama z al Kaidą się nie potwierdziły.

- Gdybyśmy w 2000 roku zaatakowali Afganistan, mówiąc: "musimy coś zrobić, bo Osama chce zabić kilka tysięcy nowojorczyków", powiedzielibyście: a gdzie są dowody? - mówił kilka miesięcy temu. - Czekanie na niezbity dowód to po prostu bezradne czekanie na atak terrorystów. Lekcja 11 września uczy nas, że w terrorystów należy uderzyć, zanim oni uderzą w nas.

Wolfowitz był jedynym z amerykańskich polityków, który na własnej skórze odczuł efekty irackiej wojny. W październiku 2003 r. bagdadzki hotel, w którym się zatrzymał, został ostrzelany rakietami przez mudżahedinów z al Falludży. Wprawdzie Wolfowitz nie został ranny, ale w pidżamie musiał ewakuować się z pokoju.

Wolfowitz spędził większość swego zawodowego życia w Pentagonie i w dyplomacji. Był ambasadorem w Indonezji, zastępcą sekretarza stanu i szefem departamentu studiów międzynarodowym na Uniwersytecie Hopkins w Waszyngtonie. Zasłynął, gdy w 1990 r. jako zastępca sekretarza obrony kierował budową międzynarodowej koalicji w celu wyrzucenia Saddama Husajna z Iraku. Jego szefem był wówczas sekretarz obrony i obecny wiceprezydent Dick Cheney.