Run na polskie akcje w dużej mierze zawdzięczamy mobilizacji zagranicznych graczy, których jak Kubusia Puchatka do miodku przyciąga na warszawską giełdę nie tylko najbliższa wielka prywatyzacja, ale także rosnąca w szybkim tempie gospodarka i poprawiające się wyniki spółek.
Poprzedni rekord giełdowego indeksu (25 619 pkt.) przetrwał ledwie dzień. Wczoraj udało się go przebić o prawie 0,5 proc. (25 736 pkt.). Motorem giełdy były polskie banki (Pekao S.A., BPH, BZ WBK i BRE) oraz miedziowy KGHM, a "hamulcowymi" PKN Orlen i Prokom.
Dziś zostanie opublikowany prospekt emisyjny PKO BP. Od poniedziałku w jego oddziałach przyjmowane będą lokaty prywatyzacyjne na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy" - według naszych informacji wszystkie placówki banku zostaną otwarte o 8. rano, a ich ochrona ma zostać specjalnie wzmocniona.
Tak świetna koniunktura na giełdzie w przeddzień wielkiej prywatyzacji jest czymś niespotykanym. Gdy w czerwcu 1998 r. sprzedawano akcje Pekao S.A. w miarę zbliżania się oferty rosła nerwowość inwestorów. Najpierw obserwowaliśmy wyprzedaż akcji i zbieranie pieniędzy na zakup Pekao SA, a chwilę później eksplozję optymizmu. Debiut banku wypadł świetnie (ciułacze zarobili nawet 29 proc.) i stał się silnym katalizatorem poprawy koniunktury.
Z kolei prywatyzacja TP S.A. jesienią 1998 r. przypadła na okres po wybuchu kryzysu gospodarczego w Rosji i Brazyli, co spowodowało dużą ostrożność inwestorów na młodych rynkach. Odważniejsze kupowanie akcji rozpoczęło się w ostatnich dniach października, gdy stało się jasne, że oferta TP S.A. nie wywoła wyprzedaży giełdowych akcji. Wynik oferty (132 tys. zapisów) i niska cena emisyjna ostudziły nastroje wśród optymistów. W tej sytuacji dobra koniunktura skończyła się w połowie miesiąca, tuż przed debiutem TP SA.
W listopadzie 1999 r. wszedł na giełdę PKN Orlen. Wtedy obyło się bez wyprzedaży akcji przez drobnych inwestorów. Nie musieli zbierać pieniędzy by zapisać się na akcje paliwowego potentata, ponieważ banki zorganizowały wielką operację kredytową.