Na refundację leków państwo wydaje co roku kilka miliardów złotych. To, który lek będzie refundowany (a więc do którego dopłaci NFZ z naszych składek), budzi emocje i nierzadko podejrzenia o korupcję. Dlatego procedurze refundacji i rejestracji lekarstw przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli.
Kontrola obejmowała okres od maja 2001 r. (a więc jeszcze za rządów AWS) do końca listopada 2003 r. (już za SLD). Jej wyniki obciążają przede wszystkim ekipę ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego, ale nie tylko.
Ważną datą w historii refundacji leków był 12 grudnia 2001 r. Wtedy weszła w życie ustawa o cenach, która zmieniała zasady tworzenia listy leków. Wcześniej - gdy ministrem zdrowia był Grzegorz Opala z AWS - według NIK było tak: "Minister zdrowia nie określił żadnych zasad, które miałyby ograniczyć uznaniowość decyzji o umieszczaniu środków farmaceutycznych w wykazach leków refundowanych", przy czym w lepszej sytuacji byli producenci zagraniczni: "Ministerstwo Zdrowia nie korzystało z ustawowych możliwości żądania kalkulacji kosztów od zagranicznych sprzedawców leków - co powodowało dyskryminację producentów krajowych". Co gorsza, negocjacje z koncernami nie były dokumentowane, co zdaniem NIK było korupcjogenne, choć raport nie przesądza, czy do korupcji doszło.
Ustawa o cenach stworzyła międzyresortowy Zespół ds. Gospodarki Lekami. Jego członkami nie mogły być osoby powiązane z koncernami farmaceutycznymi.
Ale minister Łapiński powołał sobie drugi zespół (ds. refundacji), którego członków takie obostrzenia nie obowiązywały. Według NIK ministerstwo ominęło w ten sposób przepisy antykorupcyjne, ale i tu NIK nikogo za rękę nie złapał. Szefem obu zespołów był Aleksander Nauman, wówczas wiceminister zdrowia i zaufany Łapińskiego.
NIK krytycznie ocenia pracę Naumana: "Nieprawidłowości stwierdzono zarówno na etapie rozpatrywania wniosków od strony formalno-prawnej, jak i ustalania cen urzędowych na leki".
Z raportu Izby wynika także, że ministrowie Łapiński i potem Leszek Sikorski przez ponad rok nie wywiązywali się z ustawowego obowiązku obniżania marży hurtowej na leki, w sytuacji gdy Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe. A gdy minister Sikorski to zrobił, to obniżył marże minimalnie. Ewa Kralkowska, wówczas wiceminister zdrowia, tłumaczyła kontrolerom, że radykalne obniżenie marży może doprowadzić do upadłości hurtowni, a nawet niektórych aptek, co oznaczałoby ograniczenie dostępu do leków dla najuboższych. Troska o hurtownie - według NIK - kosztowała państwo kilkadziesiąt milionów złotych.
Wiceprezes NIK Piotr Kownacki powiedział, że w sprawie nieprawidłowości z tworzeniem list leków refundowanych trwają postępowania prokuratorskie. Co do Łapińskiego, to Kownacki przypomniał, że minister odpowiada tylko przed Trybunałem Stanu. Sam Łapiński w wydanym we wtorek oświadczeniu zaprzecza wszystkim zarzutom NIK.
Minister Marek Balicki nie kwestionował we wtorek ustaleń kontroli, natomiast zapowiedział, co resort ma zamiar zrobić, żeby usunąć nieprawidłowości w gospodarce lekami: - Do końca roku przedstawimy do dyskusji projekty zmian w przepisach. Chcemy, by leki mniej kosztowały pacjentów.