Brakuje pieniędzy na dziecięce przeszczepy szpiku kości

Grozi im śmierć. Ale może wszystko skończy się dobrze. Kilkanaścioro dzieci w Polsce czeka na przeszczep szpiku. Po interwencji rodziców Ministerstwo Zdrowia poszukało pieniędzy na ich operacje.

W środę we wrocławskiej klinice 14-letni Piotr Szymański (chory od 2,5 roku na białaczkę) z Warszawy będzie miał miał przeszczep. Szpik dla niego na kolanach wybłagał jeden z lekarzy w drezdeńskim banku szpiku. Dali na kredyt. Ostatni raz.

Trzy kliniki - w Poznaniu, Lublinie i Wrocławiu - które jako jedyne robią te skomplikowane zabiegi, od miesięcy proszą o dodatkowe pieniądze w Ministerstwie Zdrowia. Wyczerpały już limity zakontraktowane na ten rok. Sprawa dotyczy przeszczepów alternatywnych, bardzo drogich i skomplikowanych.

Ministerstwo sprawą zainteresowało się dopiero, kiedy krzyk podnieśli zrozpaczeni rodzice z wrocławskiego szpitala. Chodzi o rodzeństwo spod Rabki - 1,5-rocznego Bartka i 3-letniego Kubę.

Chłopcy zostali przyjęci do wrocławskiego szpitala w poniedziałek, po czym okazało się, że żadnych przeszczepów nie będzie. Nie ma pieniędzy. A Wrocław i tak zrobił już trzy operacje na kredyt.

Poznański szpital nie jest w lepszej sytuacji. - 6-letni Dawid od kwietnia jest na liście oczekujących. Chłopiec ma drugą wznowę białaczki szpikowej. Jest dla niego dawca, ale przeszczepu nie zrobimy. Ministerstwo nie dało nam pieniędzy. Nie możemy wysłać go do innego ośrodka, bo te też mają już przekroczone limity - mówi dr Dariusz Boruczkowski, kierownik oddziału transplantacji szpiku w poznańskiej Klinice Hematologii i Onkologii Dziecięcej.

Poznańska placówka miała zakontraktowanych pięć zabiegów, chociaż prosiła o więcej. Dlaczego? Tyle przeszczepów zrobiła w zeszłym roku.

- Przeszczepów alternatywnych robi się coraz więcej. Od lipca prosimy o pieniądze na kolejne trzy. Do dzisiaj nie dostaliśmy nawet odpowiedzi - dodaje.

Identycznie w Lublinie. - Ratujemy się przesuwaniem pieniędzy z zabiegu na zabieg, ale to nie załatwi sprawy. Mamy jeszcze jednego małego pacjenta. I na niego nie mamy już skąd wziąć środków. Może pomogą fundacje, stowarzyszenia, zrobimy zbiórki... - martwi się prof. Jacek Kowalczyk z lublińskiej Kliniki Hematologii i Onkologii Dziecięcej. - Dla niektórych dzieci odroczenie przeszczepu to pogorszenie rokowań. Dla innych, które mają nawrót choroby, to śmierć.

- Wszystko to przypomina jakiś groteskowy wyścig. Zobaczymy, co będzie pierwsze: niepowodzenie w leczeniu czy pieniądze na transplantację - mówi dr Boruczkowski.

Tymczasem minister Marek Balicki po poniedziałkowej akcji rodziców zwołał we wtorek konferencję prasową. Oświadczył, że od zeszłego piątku czeka 5 mln zł na przeszczepy. Powiedział też, że Wrocław jest jedyną kliniką, która wyczerpała limity.

Jednak od nas we wtorek j po południu dowiedział się, że taka sama sytuacja jest w Poznaniu i Lublinie. - Na konferencji korzystałem z wydruku komputerowego z MZ. Sprawdzę, czy prawdą jest, że ministerstwo nie odpowiadało na prośby pozostałych klinik. Jeżeli tak, to osoby za to odpowiedzialne poniosą konsekwencje - powiedział nam minister.

Za tydzień komisja budżetowa zdecyduje, czy uwolnić z rezerwy prawie 14,5 mln zł na wysokospecjalistyczne zabiegi. Jeśli tak się stanie, być może Kuba i Bartek doczekają przeszczepu.