Mickaël Neyrolles tydzień temu trafił do aresztu, po tym jak robił zdjęcia rozlewni gazu pod Swarzędzem. Powodem zatrzymania było podejrzenie o przygotowywanie zamachu terrorystycznego. - Skoro sąd go aresztował, to muszą być dowody - tak prokurator Sławomir Ziółkowski tłumaczył nam przebieg śledztwa.
Sąd, aresztując Francuza, wziął pod uwagę reakcję psów, które w szafie w swarzędzkim mieszkaniu jego przyjaciółki wyczuły ślad materiałów wybuchowych. Potwierdzają się jednak nasze informacje, że psy mogły zostać zmylone zapachem zapałek - bo w szafie były właśnie zapałki, a poza tym nic podejrzanego. Ustaliliśmy też, że dopiero w czwartek ABW zabezpieczyła te zapałki i bieliznę Francuza. - Zleciłem czynności, które mają sprawdzić cel, z jakim Francuz przybył do Polski - dodał prokurator Ziółkowski. Prokuratura nadal oczekuje na informację o pochodzeniu obcokrajowca. "Gazecie" francuscy urzędnicy powiedzieli jednak, że na pewno nie ma on korzeni w krajach muzułmańskich. Do późnego wieczora prokuratura przesłuchiwała wczoraj Francuza. Miał potwierdzić, że przyjechał na zaproszenie przyjaciółki. Zdjęcia rozlewni gazu robił, bo podobały mu się nietypowe pojemniki, które tam stały.
Szef ABW Andrzej Barcikowski powiedział wczoraj PAP, że "w przypadku Swarzędza" nie było nadgorliwości, sprawdzanie takich sygnałów trwa długo, a zdarza się, że nie można ich do końca sprawdzić.