Feta z okazji 70 - lecia księdza Bonieckiego zgromadziła prawie cały Kraków i pół Warszawy.
Zaczęło się już w sobotę od mszy świętej, którą wraz z jubilatem odprawiało 12 księży pod przewodem bp. Tadeusza Pieronka. Ks. Grzegorz Ryś mówił w kazaniu, jak Abraham spierał się z panem Bogiem o ratowanie grzeszników z Sodomy i Gomory. I nazwał Bonieckiego wiernym uczniem Abrahama, bo ma serce dla błądzących.
Później - w Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej "Manggha" brakowało wolnych miejsc. Powagi nie tracił jedynie Jacek Woźniakowski, wieloletni szef wydawnictwa Znak. Podkreślał, że "Tygodnik Powszechny" zawsze miał szczęście do księży, od Sapiehy do Bonieckiego.
Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka TVN 24: - Gdy przychodzi się do księdza Adama na kawę, ciągle dzwonią dziennikarze. Szukamy autorytetów, ludzi, którzy potrafią zrozumieć to, co się dzieje na świecie, a także mówić rzeczy kontrowersyjne.
Z okazji jubileuszu "Tygodnik Powszechny" wydał specjalny dodatek.
- Niby człowiek odporny na takie rzeczy, ale jak się czyta ten dodatek, te życzenia. Tyle w nich ciepła... Zrobili to, gdy na dziesięć dni wyjechałem do Rzymu - mówił ks. Boniecki. - Wielu trafnie wskazywało moje słabości. O wszystkich wiedziałem oprócz tej, że jestem snobem. Ale to może nie najgorszy grzech, bo najwięcej traci przez niego sam snob. Najgorzej załatwił mnie jednak Poniewierski w rozmowie z Graczykiem [Gazeta Wyborcza, 23 lipca 2004 - red.], mówiąc, że ja zastępuję dziś w Polsce prymasa... No, ale może miał rację... Nie, jednak nie miał.
Przemowę jubilata, okraszoną właściwą mu autoironią, przerywały co rusz salwy śmiechu. Ksiądz Boniecki dziękował potem wszystkim tym środowiskom, które go ukształtowały. - Te minione 70 lat to przede wszystkim ogromna wdzięczność dla spotkanych ludzi, bo to przecież oni tworzą człowieka. Dziękuję Kościołowi - Zakonowi, choć okropny ze mnie zakonnik, bo stale jestem poza wspólnotą, Kościołowi w Watykanie, choć to świat trudny do rozszyfrowania i Kościołowi Krakowskiemu, który bardzo się zmienia na lepsze.
Najwięcej ksiądz Boniecki mówił o przyjaciołach z redakcji. - To Tygodnik nauczył mnie wagi słowa, które się pisze, sztuki dopuszczania do głosu ludzi, którzy myślą inaczej, i pokory. Pamiętam, jak pewnego dnia Jerzy Turowicz dał mnie, początkującemu redaktorowi, do przeczytania swój tekst i kazał poprawić. W tym piśmie po prostu zawsze była tradycja dawania - nawet tym głupszym - tekstów do przeczytania... - Najważniejsze, czego się jednak nauczyłem, to odpowiedzialności za Kościół i Polskę, a także tego, że poletko, które uprawiam, jest bardzo ważne.
W części artystycznej Grzegorz Turnau śpiewał piosenki Starszych Panów. Wielki aplauz wywołała muzyczna niespodzianka - wystąpił "kwartet zasłużonych autorów".
Choć domagano się bisów, artyści pozostali niewzruszeni i zeszli ze sceny, a jubileusz płynnie przeszedł w część nieoficjalną: toasty i rozmowy towarzyskie. Na koniec jubilat zdmuchnął (na cztery razy) 70 świeczek, a towarzystwo odśpiewało mu po polsku sto lat i po łacinie Plurimos Annos. Ostatni goście wyszli o drugiej w nocy.