Tylko 16 proc. kontrolowanych stacji sprzedawało paliwo złej jakości - wynika z danych Inspekcji Handlowej, która już po raz trzeci sprawdzała masowo stacje benzynowe w całej Polsce. To znaczny postęp. Wyniki poprzednich kontroli (przeprowadzonych latem i jesienią ub.r.) były gorsze: po pierwszym badaniu okazało się, że co trzecia stacja (!) sprzedaje chrzczone paliwo, w drugim badaniu normy łamała co piąta.
Trzecia fala kontroli rozpoczęła się 5 maja i trwała do 30 czerwca. Kontrolerzy Inspekcji (podlegającej Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów) sprawdzili w sumie 558 stacji i 27 hurtowni. Z ponad tysiąca próbek pobranych na stacjach, 155 nie spełniało jednej lub więcej norm: zasiarczenia, prężności par, składu frakcyjnego itp.
Niekiedy jakość paliwa wołała o pomstę do nieba. Jak zdradził w piątek Eugeniusz Cyra, dyrektor biura kontroli i bezpieczeństwa produktów IH, na jednej ze stacji w Częstochowie sprzedawano olej napędowy zawartością siarki 6 tys. miligramów na litr, podczas gdy obowiązująca norma to maksimum 350. - To oznacza, że ta stacja sprzedawała olej opałowy - powiedział Cyra.
Niestety, wyniki kontroli wskazują na to, że znacznie więcej oszustw jest dokonywanych na rynku hurtowym. IH sprawdziła 27 hurtowni. Co trzecia sprzedawała niewłaściwe paliwo. Badanie wykazało także inne, niepokojące zjawisko. - Widać wyraźny spadek sprzedaży paliwa gorszej jakości. Z drugiej strony mamy też do czynienia z niepokojącym zjawiskiem tzw. recydywy. Stacje z uporem wprowadzają złe paliwo do obrotu, nie wierząc w zapowiadane powtórne kontrole - - komentowała Ewa Kubis, wiceprezes UOKiK. "Recydywiści" stanowią dokładnie 37,7 proc. skontrolowanych stacji.
Na czym najczęściej polegały oszustwa? Badanie próbek wskazywało często na niewłaściwą (np. zbyt dużą) "prężność par". - To oznacza, że do paliwa zostały dodane inne substancje, lekkie frakcje - mówi Eugeniusz Cyra. Jakie? Na przykład nie objęty akcyzą rozpuszczalnik do farb. Wiceprezes Ewa Kubis zwróciła uwagę, że wiele stacji - oszustów udało się przyłapać na gorącym uczynku dzięki donosom. - Skargi konsumentów okazywały się w 40 proc. uzasadnione - powiedziała.
Trzecia fala kontroli potwierdziła natomiast wnioski z dwóch poprzednich: kto chce dbać o silnik, niech lepiej tankuje na stacjach należących do wielkich koncernów. Na żadnej kontrolowanej stacji jednego z "wielkich" (PKN Orlen, Shell, BP, Esso, Statoil, Jet itp.) nie stwierdzono oszustw.
Stacjom, które przyłapano na sprzedaży chrzczonego paliwa, tym razem grożą drakońskie kary. Jeszcze rok wcześniej oszustowi groził zaledwie mandat w wysokości 5 tys. zł. Teraz maksymalna kara to nawet 1 mln zł (lub trzy lata pozbawienia wolności), gdy paliwa wprowadzone do obrotu stanowią tzw. mienie o znacznej wartości (obecnie oznacza to ponad 160 tys. zł). Sprzedawcy nie mogą się już powoływać na niewiedzę: nowe, już obowiązujące prawo przewiduje grzywnę do 250 tys. zł także za "nieumyślne" gromadzenie i sprzedawanie paliwa.
O tym, czy faktycznie takie kary zapadną, zadecyduje jednak prokuratura i sąd. UOKiK nie może bowiem samodzielnie karać przedsiębiorców; skierował natomiast do prokuratury 42 zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. - Pierwszych decyzji sądu spodziewamy się we wrześniu lub październiku - powiedziała Ewa Kubis. Przyznała jednocześnie, że nawet obecny system nie jest doskonały. Okazuje się bowiem, że kontrolerzy nie mogą sprawdzać na stacjach (i w hurtowniach) tzw. gęstości paliw - czyli po prostu sprawdzać, czy nie były one mieszane... z wodą.