14 lipca grupa ekologów protestowała w Warszawie przed siedzibą Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Policjanci użyli siły przeciwko demonstrantom. Funkcjonariusze zaatakowali również Macieja Piaseckiego, dziennikarza relacjonującego to wydarzenie. W trakcie interwencji doszło do kuriozalnego wypadku. Oficer prasowy, który próbował obezwładnić reportera, zrobił to bardzo nieporadnie, przez co złamał sobie nogę. Funkcjonariusze chcieli wówczas zatrzymać dziennikarza za "naruszenie nietykalności cielesnej policjanta".
Portal press.pl opisał przebieg policyjnej interwencji. Poinformowano, że podczas protestu funkcjonariusze utrudniali pracę Maciejowi Piaseckiemu, który nagrywał całe zajście. "Gazeta Wyborcza" przekazała, że kazano reporterowi odejść spod bramy ministerstwa, a w pewnym momencie go zaatakowano. Gdy oficer prasowy III Komendy Rejonowej Policji w Warszawie próbował obezwładnić Piaseckiego, przewrócił się i złamał nogę.
Dziennikarz został przewieziony na komendę przy ul. Opaczewskiej w dzielnicy Ochota. Ostatecznie reporter nie usłyszał żadnych zarzutów, co - jak sam stwierdził - miało związek z interwencją prawnika. Funkcjonariusze przesłuchali Macieja Piaseckiego w charakterze świadka, a po trzech godzinach pozwolili mu opuścić komendę.
Policja użyła siły także wobec uczestników demonstracji. Część aktywistów przykleiła się do kostki brukowej na znak protestu. Funkcjonariusze próbowali odkleić ich od ziemi. - Rozerwiesz mi skórę! - krzyknęła jedna z kobiet, gdy policjant chciał podnieść jej przyklejoną do kostki brukowej dłoń. Po ok. 15 minutach funkcjonariusze zdołali odkleić demonstrantów od ziemi. Pozostałych uczestników protestu odsunięto na drugą stronę ulicy, a protest został spacyfikowany.
Demonstrację zorganizowała grupa Extinction Rebellion. Ekolodzy wyjaśnili, dlaczego zdecydowali się wziąć udział w manifestacji pod siedzibą Ministerstwa Klimatu i Środowiska. - Jesteśmy tutaj, aby zaprotestować przeciwko Lasom Państwowym, które prowadzą intensywną wycinkę w Puszczy Karpackiej. Wczoraj policjanci zniszczyli obóz aktywistów protestujących na południu Polski. Osoby te spędziły noc na komendzie. Nasz protest jest gestem solidarności - wytłumaczył jeden z demonstrantów.