27 czerwca w Chełmży (woj. kujawsko-pomorskie, pow. toruński) samochód osobowy wjechał na tory kolejowe wprost pod nadjeżdżający pociąg. 32-letni kierowca zginął na miejscu. Okazuje się, że zdarzenie obserwował ojciec mężczyzny, który nie zdawał sobie sprawy, że patrzy na staranowany przez pociąg samochód swojego syna.
W dniu tragedii ojciec 32-latka planował jechać do Torunia. Gdy wychodził z domu, usłyszał głośne wycie syren. - Z ciekawości pojechałem za wozami strażackimi. Ja tam byłem na miejscu tego wypadku. Widziałem ten samochód pod kołami pociągu. Zobaczyłem i pojechałem do wnuczki. Ja wtedy nie wiedziałem, że w tym wypadku zginął mój syn - przekazał pan Tomasz w rozmowie z dziennikarzami "Super Expressu".
Na przejeździe, na którym zginął 32-latek, nie ma ani szlabanów, ani sygnalizacji świetlnej. - Nie wiem, dlaczego Łukasz się nie zatrzymał. Gdy jechał samochodem, lubił słuchać muzyki. Głośno zawsze sobie ją puszczał. Może jechał samochodem z głośną muzyką. On powinien się zatrzymać, a przejazd powinien mieć co najmniej sygnalizację świetlną i dźwiękową - dodał pan Tomasz.
Do wypadku doszło około godz. 14.30 na przejeździe kolejowym w Chełmży. Kierowca passata wjechał bezpośrednio pod pociąg relacji Chełmża-Grudziądz. "Funkcjonariusze wyjaśniają okoliczności tego zdarzenia. W miejscu wypadku pracowali policjanci pod nadzorem prokuratora" - przekazała mł. asp. Dominika Bocian z Komendy Miejskiej Policji w Toruniu.