Sąd w Ciechanowie, który miał w czwartek (29 czerwca) przyjrzeć się sprawie umorzenia przez tamtejszą prokuraturę postępowania w sprawie byłego dyrektora ciechanowskiej delegatury mazowieckiego kuratorium oświaty, prawomocnie umorzył to postępowanie, informuje tvn24.pl. "Umarzając sprawę, prokuratura uznała, że treści wysyłane przez Zawiślińskiego mają charakter memiczny" - pisało TVN24, który sprawę b.dyrektora delegatury opisuje od grudnia 2022 r. Jego podwładni dostawali od niego w godzinach pracy treści o charakterze pornograficznym.
Jacek Zawiśliński od 2014 roku był radnym PiS. Gdy w 2016 roku został dyrektorem delegatury kuratorium w Ciechanowie, złożył mandat radnego. Po materiale w TVN24 Justyny Sucheckiej i Igi Dzieciuchowicz w grudniu 2022 r., w której dziennikarki ujawniły obyczaje dyrektora, Zawiśliński został zawieszony. Ale gdy prokuratura umorzyła postępowanie w jego sprawie, został wizytatorem monitorującym szkoły, informowało w marcu 2023 r. tvn24.pl. Co ustaliły dziennikarki o treściach wysyłanych przez Zawiślińskiego do podwładnych w godzinach pracy?
"Wśród zdjęć są na przykład takie, na których widać nagie, związane kobiety, które wiszą przywiązane do belki głową w dół. Widać ich narządy intymne. Na innych zdjęciach widać nagie kobiety w wyzywających pozach, również widać ich narządy intymne. Jest też filmik, na którym nagie dziecko bawi się genitaliami albo zdjęcie innego nagiego dziecka z wklejonym w miejsce genitaliów penisem dorosłego mężczyzny. Jeden z pracowników otrzymał takich zdjęć od dyrektora sto" - pisze stacja. Pracowników miał określać m.in. jako "nawiedzoną", "matkę generalną", "miękkiego", "śmierdziela", "murenę", "ADHD" czy "wielką stopę". Były też wulgarne przezwiska bazujące na nazwiskach podwładnych.
Pracownicy mieli od Zawiślińskiego słyszeć także wulgaryzmy. "Były już dyrektor delegatury kuratorium w Ciechanowie Jacek Zawiśliński miał mówić: 'Nalej mi czarnej cipuleńki' albo 'To jest proste jak je…nie dzieci'. Pracowników nazywał obraźliwie" - czytamy.
Pracownicy delegatury kuratorium w Ciechanowie nim dotarli do mediów ze skargami na zachowanie swojego szefa, alarmowali inne instytucje i lokalnych polityków PiS. W listopadzie ubiegłego roku Kuratorium Oświaty w Warszawie powołało komisję antymobbingową, która miała wyjaśnić oskarżenia części pracowników.
Sam Zawiśliński wysłał oświadczenie do TVN24, w którym podkreślił, że "w żaden sposób nie zachowywał się niewłaściwie wobec pracowników zatrudnionych w Delegaturze w Ciechanowie Kuratorium Oświaty w Warszawie". "Pracowników zawsze traktowałem równo, nigdy nikogo nie faworyzowałem, nie dopuściłem się również mobbingu. Nie dochodziło z mojej strony do zachowań, które miały polegać na ośmieszaniu pracowników, kierowaniu niestosownych wypowiedzi lub przesyłaniu pracownikom zdjęć i filmików o zabarwieniu erotycznym oraz mogących obrazić czyjeś poglądy lub uczucia" - zapewniał.
"Wyborcza" rozmawiała o tej sprawie z prokuratorem rejonowym Przemysławem Bońkowskim, który przyznał, że od listopada ubiegłego roku prokuratura otrzymywała anonimy z różnych instytucji. "Publiczne rozsyłanie treści o charakterze pornograficznym, mobbing, uporczywe nękanie w związku z wykonywaną pracą - pod takim kątem badała sprawę Prokuratura Rejonowa w Ciechanowie" - pisała gazeta i cytowała prok. Bońkowskiego, który przyznał, że prokuratura doszła do wniosku, że "czyny nie wyczerpywały znamion czynu zabronionego".
- Przesłuchaliśmy sporo osób. Część uważała się za pokrzywdzone, a część nie. (...) Osobiście powiem, że gdyby mi się nie podobały tego typu wiadomości, gdyby mnie nie bawiły, zasygnalizowałbym to nadawcy - powiedział i dodał: - Część zachowań, które według pokrzywdzonych mogły stanowić element mobbingu, z naszego punktu widzenia również wchodziła w zakres kompetencji przełożonego w pracy. Opisywane odzywki do pracowników w opinii prok. Bońkowskiego również nie stanowiły przestępstwa. - Raczej mogły podchodzić pod postępowanie dyscyplinarne wobec danego pracownika. A to już nie rola prokuratury - stwierdził.
Iga Dzieciuchowicz z TVN24 zadzwoniła do prokuratora Bońkowskiego i zapytała, czy podtrzymuje słowa cytowane w gazecie. - Decyzja nie jest prawomocna. My uważamy, i ja to podtrzymuję, że tutaj nie doszło do przestępstwa rozpowszechniania pornografii. Jest to ohydne, niesmaczne, osobom na pewnych stanowiskach po prostu pewnych rzeczy nie wypada i powinien się zająć tą sprawą przełożony w zakresie, w jakim to stanowi delikt dyscyplinarny. Ewentualnie jeśli pracownicy czują się w jakiś sposób prześladowani w zakresie prawa pracy - tłumaczył jej prokurator.