Kościół Rzymskokatolicki p.w. bł. Radzyma Gaudentego w Gnieźnie (woj. wielkopolskie) jest kierowany przez proboszcza Andrzeja Szczęsnego. Ksiądz podczas niedzielnej mszy 18 czerwca postanowił podczas kazania podzielić się z parafianami swoimi kontrowersyjnymi spostrzeżeniami. Pani Klaudia w pewnym momencie przerwała duchownemu.
"Nie wytrzymałam jego toksyczności i publicznie przerwałam mu pod koniec homilii. Wiem, naruszyłam sacrum, zdaję sobie z tego całkowicie sprawę. Msza Św. jednak nie może być miejscem utrzymywania feudalnej i patriarchalnej dominacji kleru nad laikatem. Nie powinna też być miejscem politycznej agitacji czy nagonki na media. Nie życzę sobie zresztą popierania bądź krytykowania żadnej opcji politycznej czy żadnego z medium" - napisała parafianka w swoich mediach społecznościowych. "Msza Św. to Agape, uczta, miejsce spotkania w siostrzeństwie i braterstwie. A nie wybielania kleru, zasłaniania się Ofiarą Śmierci Chrystusa jak listkiem figowym, by próbować przykrywać przestępstwa duchownych" - stwierdziła pani Klaudia.
Zdaniem kobiety ksiądz potraktował przedmiotowo słowa Chrystusa i dopuścił się tym samym grzechu ciężkiego. Parafianka twierdzi, że jako osoba wierząca posiadała pełne prawo zwrócić uwagę i to właśnie zrobiła. Proboszcz miał użyć słowa "obgadywanie" w stosunku do osób, które niepochlebnie wypowiadają się o kościele. "Prymitywna próba dyskredytacji krytyki, nazbyt często słusznej, Kościoła i kleru. Jak mawiał ks. prof. J. Tischner: żadna hagiografia tak dobrze Kościołowi nie robi, jak solidna krytyka (miał na myśli Nietzschego). Próba ratowania jego hierarchicznej pozycji społecznej i dobrostanu ekonomicznego poprzez wypowiadanie przeinaczeń, bliskich kłamstwu, w czasie Eucharystii. A to już ociera się o świętokradztwo. A przecież Jezus Chrystus rzekł: 'Oddajcie to co cesarskie cesarzowi, a to, co boskie Bogu'. Dziś należy to rozumieć także jako pełnię rozdziału Kościoła od polityki" - stwierdziła kobieta.
"Dawno już nie poczułam się tak upokorzona, jak dzisiaj w mym parafialnym kościele. Uśmiech drwiny na ustach ks. Szczęsnego, jego poczucie pewności, że przecież nic mu nie jestem w stanie zrobić. I brak reakcji, gdy jeden ze współparafian dopuścił się rękoczynu wobec mnie. Nie, księże Andrzeju! Dzisiaj nie głosił ksiądz kerygmatu, lecz powołując się na słowa Chrystusa, prowadził agitkę w obronie popełniającego przestępstwa kleru (m.in. pedofilii, molestowania seksualnego)" - napisała parafianka.
Kobieta twierdzi jednak, że sytuacja nie spowoduje u niej odejścia z Kościoła. Parafianka podkreśliła, że jako osoba ochrzczona ma pełne prawo do dobrego samopoczucia za sprawą uczestnictwa we mszy bez względu na poglądy, tożsamość czy orientację. "Jestem świadoma konsekwencji prawnych mego działania. Jestem też świadoma, że jako transkobieta, mogę stać się obiektem niewybrednych ataków. Ale nie mogłam inaczej. Miarka toksyczności ks. Andrzeja Szczęsnego się przebrała" - oznajmiła kobieta. "Marzy mi się Kościół otwarty (...), a nie Kościół ulegający pokusom tego świata, dążeniu do politycznych wpływów, ekonomicznego bogactwa, zniewalania człowieka" - napisała pani Klaudia.