Nietypowy gość na wrocławskim osiedlu. "Został w chamski sposób złapany do słoika po ogórkach"

Niemałe zaskoczenie przeżyli mieszkańcy jednego z wrocławskich osiedli, którzy natknęli się na spacerującego wolno ptasznika. Wezwany na miejsce pracownik TOZ, którego TOZ się wyparło, miał schwytać pająka do słoika po ogórkach i próbować wyrzucić go na śmietnik.

Do niecodziennego spotkania między lokatorami osiedla Manhattan przy placu Grunwaldzkim we Wrocławiu a przedstawicielem pajęczaków doszło w środę (21 czerwca) wieczorem. Według relacji mieszkańców do zwierzęcia siedzącego na schodach przyjechał wezwany przez nich przedstawiciel Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Przebieg interwencji oburzył zgłaszających.

Zobacz wideo Pościg za BMW po ulicach Kielc. Uciekinier doprowadził do dwóch kolizji

Wrocław. Ptasznik na osiedlu Manhattan. Ze schodów trafił do słoika, a mogło być gorzej

"Po interwencji pod numer telefonu 112, przyjechał TOZ i pająk został w dość chamski sposób złapany do słoika po ogórkach kiszonych. Ptasznikowi wystawała noga w momencie zakręcania słoika. Następnie pracownik TOZ chciał wrzucić słoik z ptasznikiem do kubła na śmieci przy bloku. Widząc oburzenie mieszkańców, z wielkim fochem zabrał słoik do samochodu" - brzmi relacja z przebiegu interwencji, opublikowana na facebookowym profilu Wrocławski Manhattan - Osiedle Plac Grunwaldzki.

Pod postem pojawiły się liczne komentarze wyrażające dezaprobatę dla postępowania rzekomego przedstawiciela organizacji. "TOZ powinien zmienić nazwę na TEZ - Towarzystwo Eksterminacji Zwierząt. Dno...", "Nie dość, że chciał uciąć nogę pająkowi, to jeszcze chciał udusić biednego pająka, bo zamknął go w słoiku i próbował wrzucić do kosza na śmieci! Są świadkowie tego zdarzenia" - pisali oburzeni internauci.

Kontrowersyjna interwencja we Wrocławiu. Złapany do słoika pająk miał być tylko wylinką

Osoba odpowiedzialna za niehumanitarne obchodzenie się z pajęczakiem na miejsce zdarzenia przyjechała samochodem z naklejką przedstawiającą logo TOZ. Organizacja odcięła się jednak od całej sytuacji, twierdząc, że ich inspektorzy nie korzystają z pojazdów oznaczonych w taki sposób. "Gazeta Wrocławska" ustaliła, że za zabezpieczenie pająka odpowiedzialne było miejscowe schronisko dla zwierząt. - Kierowca schroniska pojechał na miejsce zdarzenia. Na miejscu okazało się, że nie jest to ani żywy, ani martwy pająk, tylko jego wylinka - relacjonowała w rozmowie z gazetą Lidia Salata, dyrektorka Schroniska Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami we Wrocławiu.

Mimo że pracownik schroniska miał, zdaniem kobiety, przekazać mieszkańcom, że znalezione zwierzę jest tak naprawdę martwą zrzuconą przez nie powłoką, z postu wynika, że interwencję przeprowadzono na żywym stworzeniu. "Update: Był to młody ptasznik" - czytamy w najnowszej aktualizacji posta.

Więcej o: