6 czerwca na stronie "Społecznicy z Okolicy" pojawiło się nagranie, które rzekomo miało dowodzić temu, że uczestnicy Marszu 4 czerwca w Warszawie wyrzucili w miejscowości Gnojno, oddalonym od stolicy o 60 kilometrów, transparenty, plakaty i banery. Wśród odpadów, poza kilkoma tekturowymi transparentami, znalazły się worki m.in. z plastikowymi butelkami.
Gnojno to miejscowość znajdująca się w powiecie pułtuskim nad rzeką Narew na Mazowszu. - Piękne okoliczności przyrody, a w tle taki mamy obrazek. Gnojno, nie oznacza, że można tutaj zrzucać śmieci i gnój - powiedział na nagraniu lokalny działacz Jacek Jaworowski, który udostępnił filmik, na którym widać śmieci. - Wyrzucono kupę śmieci z marszu 4 czerwca. Tak, panie Trzaskowski dba się o nasze środowisko. Dziękujemy panu - dodał aktywista Saturnin Kohn.
Sprawa śmieci wywołała ogromne oburzenie, a politycy prawicowych ugrupowań zarzucili opozycji, że to niby jej zwolennicy zanieczyścili środowisko odpadami z czerwcowego marszu. Przedstawiciele PO mówili natomiast o prowokacji, którą ich zdaniem mieli przygotować zwolennicy Zjednoczonej Prawicy i pracownicy TVP.
Śmieci z Gnojna zainteresowały nawet rząd. Wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba zapowiedział, że w tej sprawie złoży zawiadomienie do prokuratury. Zwrócił się też do odpowiednich służb o zweryfikowanie przy pomocy policji tego, kto złamał prawo śmiecąc w Gnojnie. Rzecznik PO poprosił natomiast, by osoby, które rozpoznają transparenty zwróciły się do biura PO, co pomoże ustalić, kto je porzucił. "Może kamery monitoringu pozwolą ustalić, który z kolegów pana Ozdoby zabrał je z Warszawy i przewiózł do Gnojna" - napisał na Twitterze Jan Grabiec.
Jak się okazuje, śmieci z Gnojna już zniknęły. Nie wiadomo jednak, kto je tak "profesjonalnie posprzątał". "Skontaktowaliśmy się z Pułtuskim Przedsiębiorstwem Usług Komunalnych, które odpowiada z wywóz nieczystości z terenu miasta. Wiceprezes Zarządu PPUK Damian Szewczyk powiedział nam, że mamy do czynienia z cudownym zniknięciem śmieci. Dziś rano pracownicy Urzędu Miejskiego zrobili wizję lokalną na miejscu i stwierdzili, że śmieci nie ma" - czytamy na portalu pultusk24.pl.
Kary za zaśmiecanie publicznego terenu reguluje Kodeks wykroczeń. Zgodnie z nim, każdy "kto zanieczyszcza lub zaśmieca obszar kolejowy lub miejsca dostępne dla publiczności, a w szczególności drogę, ulicę, plac, ogród, trawnik lub zieleniec, podlega karze grzywny nie niższej niż 500 złotych". Jak jednak zaznaczono w przepisach, w razie popełnienia wykroczenia, zamiast mandatu można orzec obowiązek przywrócenia do stanu poprzedniego.