Kamila Parys urodziła się z wadą serca, która w wieku niemowlęcym została zoperowana kardiochirurgicznie. Jako dorosła kobieta zachorowała na nowotwór. Jej leczenie, zdaniem lekarzy, miało się kończyć sukcesem. Jednak 29-latka czuła się coraz gorzej. Z gorączką i ogólnym osłabieniem organizmu trafiła do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Przeprowadzone w szpitalu badania wskazały na zmiany, których "żaden z lekarzy w klinice nigdy nie widział". Przez 7 tygodni dziesiątki specjalistów próbowało zdiagnozować kobietę. Wnioski medyków okazały się zaskakujące.
Kiedy kobieta trafiła do Kliniki Kardiologii i Wad Wrodzonych Dorosłych, lekarze wykonali badanie echokardiograficzne, które wykazało nietypowe zmiany. - Na lewej zastawce widać było wegetacje wskazujące na zakażenie bakteryjne, a po prawej stronie, w komorze - trzy wielkie kule, które mogły oznaczać infekcyjne zapalenie wsierdzia, ale też nie można było wykluczyć, że to problem wynikający z choroby nowotworowej - relacjonowała w rozmowie z PAP, cytowana przez serwis zdrowie.wprost.pl, prof. Agata Bielecka-Dąbrowa. - Byliśmy przerażeni, bo wiedzieliśmy, że pani ma małą córeczkę. Rozpoczęła się wielka walka o jej życie - dodała kierująca łódzką kliniką kobieta.
Diagnozowanie pacjentki trwało ponad siedem tygodni. W badania zaangażowani byli kardiolodzy, onkolodzy, radiolodzy, hematolodzy, diagności laboratoryjni, a nawet mikrobiolodzy. Wykluczono m.in. nawrót nowotworu czy inne problemy hematologiczne. W końcu, po blisko dwóch miesiącach, lekarzom udało się ustalić prawdopodobną przyczynę pogorszenia się stanu zdrowia pacjentki - zapalenie wsierdzia, które było konsekwencją "leczenie zęba bez zabezpieczenia antybiotykowego".
- Niby prosty zabieg, a doprowadził do śmiertelnego zagrożenia życia pacjentki, która już w trakcie chemioterapii wymagała przetoczeń krwi i podawania czynników wzrostu. Pani Kamila walczyła na granicy życia i śmierci - wyjaśniła łódzka kardiolożka. Lekarka podkreśliła, że z uwagi na stan zdrowia pacjentki, lekarze przygotowywali jej rodzinę na najgorsze.
Jeszcze tego samego dnia, po postawieniu diagnozy, o konsultację w sprawie kobiety został poproszony chirurg szczękowy z innego szpitala. Lekarz usunął pacjentce kilka zębów, dzięki czemu pozostali medycy mogli bezpiecznie przeprowadzić dalsze leczenie. Po dwóch tygodniach pojawiła się odpowiedź organizmu na leki.
Wystąpiły jednak komplikacje związane z prowadzoną antybiotykoterapią. Ostatecznie leczenie zakończyło się po ponad siedmiu tygodniach. Pacjentka w rozmowie z dziennikarzami przyznała, że nie sądziła, że leczenie kanałowe zęba ukruszonego w trakcie chemioterapii może doprowadzić do tak poważnych konsekwencji. Z uwagi na powikłania, kobieta będzie musiała przejść jeszcze operację serca. Mimo dramatycznego przebiegu leczenia, pacjentka wyraziła wdzięczność w stosunku do lekarzy z łódzkiej placówki, którzy z niezwykłym zaangażowaniem potraktowali jej sprawę.