Sprawę nagłośnił "Super Express". Pan Ireneusz Merunowicz z Chojnowa (województwo dolnośląskie, powiat legnicki) dowiedział się na wywiadówce, że jego syn od trzech tygodni nie chodził do szkoły. Mężczyzna chciał porozmawiać o sprawie z byłą żoną, z którą mieszkają ich dzieci, ale nie mógł się do nich dodzwonić. W końcu zaniepokojony poszedł do ich mieszkania. - Wpadłem w panikę, gdy już będąc pod drzwiami, słyszałem różne odgłosy z mieszkania, ale mimo pukania i kolejnych telefonów, nikt nie dawał znaku życia. Bałem się o bliskich. Dlatego wezwałem policję - zrelacjonował w rozmowie z dziennikiem.
Pan Ireneusz twierdzi, że kiedy policjanci byli już na miejscu, nie chcieli sprawdzić, co stało się w mieszkaniu. - Zignorowali moje prośby - powiedział. W pewnym momencie wywiązała się awantura. Policjanci obezwładnili i skuli kajdankami pana Ireneusza. Został zatrzymany na 48 godzin. - Prosiłem o kontakt z prawnikiem, ale mi tego odmówiono - opowiedział.
Mężczyzna skierował sprawę do Sądu Rejonowego w Złotoryi, który orzekł, że zachowanie funkcjonariuszy było "nielegalne i niezasadne", podobnie jak zatrzymanie pana Ireneusza. Pełnomocnik mężczyzny powiedział "SE", że "to kolejny dowód na to, iż policjanci przekraczają swoje uprawnienia". "Super Express" zapytał o sprawę Komendę Wojewódzką Policji we Wrocławiu. Póki co nie dostał odpowiedzi.
W czwartek 25 maja podczas policyjnej interwencji w Białymstoku zmarł 24-letni mężczyzna. Z relacji wynika, że wcześnie rano biegał po ulicy, nie zważając na ruch, próbował też wsiadać do samochodów. Prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku przekroczenia uprawień przez funkcjonariuszy, niedopełnienia przez nich obowiązków służbowych oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. Więcej szczegółów w tym artykule.