Ojciec ośmioletniego Kamila rozmawiał z dziennikarzami portalu naTemat. Mężczyzna opowiedział o swoich wizytach w domu przy ulicy Kosynierskiej w Częstochowie, gdzie mieszkał m.in. zmarły chłopiec oraz jego brat Fabian. Ze słów mężczyzny wynika, że wiedział on o stosowaniu wobec jego syna przemocy i podjął działania, aby zapobiec tragedii. Te starania miały okazać się nieskuteczne, ponieważ nikt nie reagował na informacje przekazywane przez mężczyznę.
Pisaliśmy, że mieszkańcy bloku przy ulicy Kosynierskiej nie zareagowali na to, co działo się w mieszkaniu, gdzie przebywał Kamil. Sąsiedzi tłumaczyli, że nie byli świadomi rozgrywającej się tam tragedii. - Powinienem być wścibski, wchodzić, podglądać tych ludzi? (...) Nie żyję cudzym życiem, nie wydaję wyroków. Można tylko ubolewać nad losem dzieciaka - mówił jeden z mieszkańców. - Tu są grube mury. Oni mieszkali w jednym końcu, my w drugim. Mamy jeszcze małe dziecko, cztery latka ma, ciągle siedzi na telefonie. Telewizor głośno gra. Jak mieliśmy coś słyszeć? - tłumaczyła inna osoba.
Ojciec zmarłego dziecka, w przeciwieństwie do mieszkańców budynku przy ulicy Kosynierskiej, twierdzi, że gdy odwiedzał swojego syna, dostrzegał przejawy jego cierpienia. - Czuć było ropą. Zasikany był. Leżał na łóżku przy piecu, zwinięty jak śmieć. Bardzo poparzony na twarzy. Ręce i nogi miał połamane - opisywał mężczyzna.
Dodawał również, że walczył o poprawę losu swoich dzieci - zabiegał o przywrócenie władzy rodzicielskiej, informował o stosowaniu przemocy wobec synów. Jego zgłoszenia miały być jednak ignorowane. - Jak ich odwoziłem do domu, to byli smutni, płakali. Fabianek raz w majtki zrobił ze stresu. Mówiłem: "Nie bój się, tata nie da ci zrobić krzywdy". Zgłaszałem, że Kamilek był przypalany i bity. Ani w Olkuszu, ani w Częstochowie nikt nie chciał słuchać, ani mnie, ani Kamilka - powiedział biologiczny ojciec ośmiolatka.
Ojciec Kamila uważa, że przemoc wobec dzieci zaczęła się wtedy, gdy ich matka poznała Dawida B. Jego zdaniem kobieta "kochała tylko tych dwoje najmłodszych, co miała z Dawidem". Mężczyzna przyznał też, że ojczym Kamila utrudniał mu kontakt z synem. - Dawid powiedział, że mam nie przychodzić do mieszkania, bo mi wpieprzy. Niby że ja na przeszpiegi przychodzę - stwierdził.
Biologiczny ojciec zmarłego ośmiolatka dodał, że obecnie zamierza zatroszczyć się o brata Kamila, Fabiana. - Jak go odzyskam, to mu nazwisko zmienię na moje. Fabianek jest teraz szczęśliwy. Na pożegnaniu Kamilka w domu pogrzebowym wymknął się pani, która się nim zajmowała i zobaczył go w trumnie. Powiedział tylko: "mój brat". Kamilek go zawsze bronił - podkreślił mężczyzna.