W poniedziałek 8 maja Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach poinformowało o śmierci ośmioletniego Kamila z Częstochowy, który przez miesiąc walczył o życie. Chłopiec trafił pod opiekę lekarzy po tym, jak został skatowany przez ojczyma.
Wiadomo, że rodzina Kamila miała założoną Niebieską Kartę oraz miała nadzór kuratora. Sąsiedzi, którzy rozmawiali z dziennikarzami TVN24, twierdzą jednak, że po szóstce dzieci, które mieszkały razem z 27-letnim Dawidem B. i 35-letnią Magdaleną B., podobno nie było widać śladów przemocy.
- To widać po dzieciach, kiedy są bite. Są zgaszone, zgnębione. One takie nie były. W miarę ubrane, nieoberwane - przekazała jedna z sąsiadek. Jak jednak dodała, dzieci często przeklinały. - Matka nigdy nie mówiła do nich normalnie. Jakby szczekała: "Chodź tu! Nie chodź! Nie rób! Uh! Uh!". Idąc do sklepu, spojrzałam kiedyś przez ich okna. Obrazek jak z wysypiska śmieci. Stosy łachów. Okna brudne. Dwie kobiety w domu i taki bałagan. O gotowaniu chyba nie miały pojęcia. Codziennie w porze obiadu podjeżdżał catering z dobrej restauracji. Więc były jakoś odżywiane te dzieci. Pomyślałam: nie jest im chyba tak źle - powiedziała w rozmowie dla TVN24.
Inny sąsiad przyznał, że dzieci uciekały z domu, jednak sądził, że to dlatego, że nie były puszczane na dwór i chciały po prostu pobyć na "świeżym powietrzu". - One praktycznie w ogóle nie wychodziły z domu - przyznał dalej. Następnie dodał, że policja zaczęła się przyglądać rodzinie po jednej z ucieczek Kamila.
- Podobno była sprawa, mieli im dzieci odebrać za niedopilnowanie. Dlatego Dawid uwziął się na Kamila. On swoje dzieci kochał i szanował, a resztę traktował, jakby miał nimi zamiatać. Nie miał do nich uczuć, nie związał się z nimi, takie popychadła to były dla niego, a Kamilowi obrywało się za te ucieczki - powiedział sąsiad rodziny.
Gdy rodzina mieszkała w Olkuszu (od sierpnia 2022 do lutego 2023) policjanci interweniowali w sprawie ucieczek Kamila trzykrotnie. W listopadzie 2022 roku chłopiec chodził sam w piżamie po ulicy, jednak w szpitalu nie stwierdzono śladów przemocy. Sam chłopiec nie chciał odpowiadać na pytania zadawane mu przez policję.
Później rodzina wróciła do Częstochowy. Na początku marca 2023 roku miało dojść do "nieszczęśliwego wypadku" w domu, w wyniku czego Kamila bolała ręka. Jego matka, Magdalena B., dopiero po poleceniu szkoły zabrała chłopca do lekarza. Wówczas okazało się, że ośmiolatek miał złamaną rękę. Pod koniec marca Kamil został skatowany przez ojczyma. Magdalena B. przekazała szkole, że dziecka nie będzie na lekcjach, ponieważ poparzył buzię ciepłą herbatą.
Wuj chłopca Wojciech J. zeznał, że stan Kamila pogarszał się z dnia na dzień, jednak mimo jego rad, Magdalena B. nie pojechała z ośmiolatkiem do szpitala. Na początku kwietnia B. pozwoliła się spotkać biologicznemu ojcu z Kamilem. To właśnie pan Artur zadzwonił po pomoc, dzięki czemu chłopiec został przetransportowany śmigłowcem LPR do szpitala i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.
27-letniemu Dawidowi B. przedstawiono zarzut usiłowania pozbawienia życia swojego pasierba, poprzez polewanie dziecka wrzątkiem i umieszczanie go na rozgrzanym piecu węglowym. Po śmierci Kamila minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wydał polecenie, by 27-latkowi zmienić kwalifikację czynu. Zarzuty usłyszała także 35-letnia Magdalena B., jej siostra oraz Wojciech J., którzy mieszkali z B. w jednym domu.