Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach i śląska policja apelowały, by nie wpłacać pieniędzy na zbiórki, które pojawiły się w internecie po tym, jak media poinformowały o skatowanym przez ojczyma Kamilu z Częstochowy. Szpital zapewnia, że zabezpiecza obecne potrzeby związane z leczeniem ośmiolatka i stanowczo odcina się od współpracy z Akademią Dobrych Pomysłów, która na "leczenie i rehabilitację" Kamila zebrała już niemal 600 tysięcy złotych.
Grzegorz Siemko z ADP przekonuje, że zbiórka na rzecz Kamila została utworzona w porozumieniu z panem Arturem - biologicznym ojcem ośmiolatka. Akademia miała też w zbiórce powoływać się na współpracę z lecznicą. Szpital stanowczo odciął się jednak od tych działań.
- W pełni zabezpieczamy leczenie chłopczyka. Zdajemy sobie sprawę, że po wyjściu ze szpitala będą potrzebne środki na jego dalsze leczenie, tylko pytanie, kto miałby nimi dysponować, skoro matka siedzi w areszcie, a ojciec chłopca nie ma władzy rodzicielskiej - powiedział w rozmowie z "Super Expressem" rzecznik GCZD Wojciech Gumułka.
Rzecznik skomentował też "listę rzeczy", którą pan Artur miał dostać rzekomo od jednego z lekarzy. Na liście miały znaleźć się nawilżające chusteczki czy sudocrem. Szpital zapewnia jednak, że nie prosił o żadne wsparcie. - Pojawianie się tych ludzi z fundacji razem z ojcem Kamilka, wpychanie nam jakiś rzeczy i publikowanie faktury potwierdzających współpracę z nami jest bardzo niestosowne. Nie zamierzamy współpracować w żaden sposób z tą fundacją, a sprawę zgłosiliśmy do odpowiednich instytucji - wyjaśnił Gumułka.
Zarzuty szpitala skomentował Grzegorz Siemko z Akademii Dobrych Pomysłów. Mężczyzna podkreśla, że pieniądze mają zostać przeznaczone m.in. na operacje plastyczne dla Kamila po tym, jak chłopiec opuści szpital. Decyzja o rozpoczęciu zbiórki miała być podejmowana w porozumieniu z panem Arturem, który "jest osobą ubogą", więc może nie być w stanie pokryć kosztów dodatkowego leczenia dziecka. Siemko przekonuje, że jeden z lekarzy wręczył im listę rzeczy do kupienia, na których znalazły się m.in. pieluchy i zarzucił placówce kłamstwo.
W ramach zbiórki zebrano już niemal 600 tys. złotych. - Środki będą zabezpieczone na rachunku bankowym. Jeżeli będą jakieś odsetki, będą zwiększały tę kwotę. Będzie z tego płacona każda faktura i zobowiązanie, które będzie związane z leczeniem, rehabilitacją i pomocą Kamilkowi - powiedział "SE" Siemko i dodał, że dzięki temu dziecko nie będzie musiało czekać na pomoc. Dziennikarze zauważyli jednak, że ojciec Kamila ma ograniczone prawa rodzicielskie i zapytali, na jakiej podstawie ADP rozpoczęła zbiórkę pieniędzy. Grzegorz Siemko argumentował, że ADP może uruchamiać zbiórki bez zgody opiekunów, co "jest zawarte w statucie". - Nikt nam nie może zabronić pomocy temu dziecku - dodał.
Zgłoszenie ws. zbiórek na rzecz Kamila trafiło na policję. - Sprawę analizuje wydział do walki z przestępczością gospodarczą pod kątem tego, czy doszło do naruszenia prawa. Obecnie kompletowane są informacje w tej sprawie - przekazał dziennikarzom Olaf Burakiewicz z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.