27-latek utonął w rzece, osierocił synka. Na ławie oskarżonych przyjaciel mężczyzny. Ruszył proces

Latem ubiegłego roku Rafał L. wybrał się z przyjaciółmi na ryby nad rzekę San. 27-latek nigdy nie wrócił z tej wyprawy, ponieważ w jej trakcie zginął wkutek utonięcia. Pod koniec marca ruszył w tej sprawie proces sądowy. Na ławie oskarżonych zasiadł Eryk D., przyjaciel 27-latka. Mężczyzna usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.

19 lipca 2022 roku Rafał L. wybrał się wraz z grupą przyjaciół nad rzekę San. Znajomi często spędzali czas, łowiąc ryby, a tego dnia zorganizowali dodatkowo imprezę zakrapianą alkoholem. W pewnym momencie miało dojść do sprzeczki między 27-latkiem a jego przyjacielem Erykiem D. Jej finał był tragiczny - Rafał L., który nie umiał pływać, wpadł do rzeki. Nie zdołano go uratować. Teraz trwa proces ws. śmierci mężczyzny, o czym możemy przeczytać na stronie www.se.pl.

Zobacz wideo Przypadkowi ludzie łączą siły, by uratować czyjeś życie

Śmierć 27-latka z Podkarpacia: Brat zrobił, co zrobił i teraz musi ponieść tego konsekwencje

Pod koniec feralnej imprezy z lipca ubiegłego roku na miejscu zabawy pozostało trzech jej uczestników: Rafał L., a także dwaj przyjaciele mężczyzny - 24-letni Eryk D. oraz jego starszy brat Kacper. Zgodnie z relacją przedstawioną przez tego ostatniego między Erykiem a Rafałem, którzy znajdowali się pod wpływem alkoholu, doszło do kłótni, w wyniku której 24-latek popchnął Rafała L. Mężczyzna wpadł do wody.

- Oni obaj byli już bardzo pijani, ja mniej. W pewnej chwili Eryk położył się na torbie wędkarskiej, żeby odpocząć. Za jakiś niedługi czas przyszedł Rafał i zaczął go budzić, podnosić do pozycji siedzącej. Eryk nie chciał wstać. Powiedziałem Rafałowi, żeby mu dał spokój, ale on go ciągle próbował podnosić. Rozdzieliłem ich dwa razy, ale za trzecim się nie udało, bo za bardzo skoczyli sobie do gardeł. (...) Chwilę potem Eryk odepchnął Rafała, a sam przewrócił się na brzeg. Rafał wpadł do wody, a w tym miejscu jest bardzo głęboko. Wypłynął raz i krzyknął, że nie umie pływać. Potem jeszcze raz wypłynął i poszedł pod wodę. Chciałem mu pomóc, wskoczyłem do wody, ale jego już nurt chyba porwał. Nigdzie go nie było. (...) Nikt przecież tego nie chciał, ale stało się. Brat zrobił, co zrobił i teraz musi ponieść tego konsekwencje, nie ma co tego rozwlekać - zeznawał Kacper D. Mężczyzna dodał, że kiedy ratownicy szukali Rafała L., Eryk D. siedział na brzegu, płacząc i wołając swojego przyjaciela.

Ćwiczenia na wypadek skażenia radiacyjnego, niedaleko Zielonej Góry. W lesie pod Zieloną Górą służby ćwiczą na wypadek skażenia radiacyjnego

Rafał L. utonął w rzece. Jego przyjaciel usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci

29 marca przed Sądem Rejonowym w Stalowej Woli ruszył proces w tej sprawie. Eryk D. został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci 27-letniego przyjaciela. To przestępstwo jest zagrożone karą do pięciu lat pozbawienia wolności. Mężczyzna chciał dobrowolnie poddać się karze dwóch i pół roku pozbawienia wolności, jednak na taki wymiar kary nie zgodził się prokurator oraz oskarżyciel posiłkowy, czyli ciotka zmarłego Rafała L.

Basen (zdjęcie ilustracyjne) Nowe zarzuty dla ratownika. Był zajęty telefonem, gdy tonął 65-latek

Rafał L. osierocił swojego dwumiesięcznego wówczas syna Oskara. Mężczyzna zmarł pięć dni przed chrzcinami dziecka, co mocno poruszyło lokalną społeczność. - Rafał to był równy gość, dobry kolega, pracowity i oddany swojej rodzinie. Dopiero co ją założył... Tak bardzo cieszył się, że ma synka. Był dla niego całym światem. To przykre, że maluszek nawet nie będzie pamiętał swojego tatusia - mówił niedługo po śmierci Rafała L. znajomy mężczyzny, cytowany przez "Fakt".

Więcej o: