Do zdarzenia doszło 22 marca. Podczas przerwy, na szkolnym korytarzu 13-letniego Daniela zaatakowali o rok starsi koledzy (matka chłopca twierdzi, że było ich dwóch, a policja, że trzech). Gdy chłopiec wrócił do domu, wciąż źle się czuł. Wymiotował, więc matka zabrała go do lekarza rodzinnego. Ten stwierdził, że wymioty mogły być wywołane stresem i że jeśli samopoczucie chłopca pogorszy się, trzeba będzie zabrać go do szpitala. Jak zrelacjonowała Interia, kilka godzin później w domu Daniel "osunął się, stracił równowagę". Matka wezwała pogotowie. W karetce chłopak dostał drgawek. Lekarze zrobili mu badania, w tym tomografię. Stwierdzili "ogólne potłuczenia, głównie brzucha w dolnej części, miednicy oraz stłuczenie klatki piersiowej". Matka Daniela powiedziała w rozmowie z Interią, że lekarze "nie mieli wątpliwości", iż jej syn został pobity.
Informację o pobiciu Daniela jego mama dostała najpierw od jednego z rodziców, a potem SMS-em od nauczycieli. Mieli jej napisać, że syn został "popchnięty". Później twierdzili też, że chłopiec nie zgłaszał im poważnych obrażeń. Kilka dni po zdarzeniu matka spotkała się z dyrektorem szkoły, żeby obejrzeć nagrania z monitoringu. Wezwano wówczas policję. Dyrektor powiedział rzekomo, że "robi to dla świętego spokoju". Policja uznała, że między chłopcami doszło do zwykłej "sprzeczki". Zdaniem matki Daniela nauczycielki dyżurujące na korytarzu zareagowały na bójkę, dopiero gdy zaalarmowała je jedna z uczennic.
We wtorek 28 marca szkoła poinformowała ogół rodziców o całym zajściu. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego, do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich. Daniel we wtorek wrócił do domu, jest na zwolnieniu lekarskim.