Twierdził, że grupa mężczyzn podpaliła jego głowę dla zabawy. Policja zaprzecza [AKTUALIZACJA]

Mężczyzna w kryzysie bezdomności z Gorzowa Wielkopolskiego złożył zawiadomienie na policji, twierdząc, że został podpalony przez grupę młodych mężczyzn. Funkcjonariusze dokładnie zbadali sprawę. Jak podkreślają, zebrane informacje zaprzeczają takiej wersji wydarzeń.

Początkowo poinformowaliśmy, że około dwóch tygodni temu grupka 20-latków miała zaczepić 64-letniego mężczyznę w kryzysie bezdomności, a następnie związać mu ręce i podpalić czapkę i włosy przy użyciu zapalniczki. Całość miała być nagrywana przez mężczyzn telefonami. W środę (29 marca) gorzowska komenda zaprzeczyła jednak, by do podpalenia doszło. "To był nieszczęśliwy wypadek" - podkreślają funkcjonariusze".

Zobacz wideo Fiński sposób na bezdomność: mieszkania zamiast schronisk

Mężczyzna w kryzysie bezdomności twierdził, że został podpalony przez grupę młodych mężczyzn. Policja zaprzecza

"Od kilku dni policjanci gorzowskiej komendy miejskiej intensywnie pracowali nad historią, z której wynikało, że miało dojść do podpalenia włosów bezdomnego. Od początku mundurowi podkreślali, że badają wiarygodność tej historii. Ostatecznie policjanci zebrali informacje, które zaprzeczały przedstawionej wersji. Bezdomny, który został przesłuchany drugi raz, w świetle przedstawionych mu dowodów, zmienił wersję wydarzeń" - podaje policja. Okazuje się, że wskazane przez mężczyznę miejsce i godzina nie odpowiadały ustaleniom policji

"Dzięki zgromadzonym dowodom, udało się ustalić, że na bulwarze nie doszło do podpalenia głowy bezdomnego. Z relacji innych osób wynika, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z ogniem w namiocie, w którym mężczyzna nocował" - podkreśla policja, dodając, że funkcjonariusze dotarli do wskazanego miejsca i faktycznie znaleźli tam szczątki spalonego namiotu i rzeczy osobistych.

- Spałem na ławce na bulwarach. Wykręcili mi ręce, podpalili włosy i kręcili to telefonem. Byłem w szoku - opowiadał pan Leszek w rozmowie z Polsat News. 64-latek twierdził, że był wtedy przekonany, że zginie. Mężczyzna miał odnieść poważne obrażenia w postaci poparzeń na całej powierzchni głowy. Zgłosił się po pomoc na szpitalny SOR. Ratownicy medyczni wykonali mu zastrzyk i posmarowali głowę specjalną maścią.

Zajęcia terapeutyczne Poradnia dla dzieci z wadą słuchu potrzebuje 2 mln złotych na remont. "To dla nas nieziemska kwota"

W kolejnych dniach mężczyzna miał prosić o pomoc przypadkowych przechodniów, by w końcu uzyskać ją od wolontariuszy z organizacji Jedzenie Zamiast Bomb. - Pokazał głowę, czapka była cała w ropie. To był naprawdę nieprzyjemny widok. Panie w aptece, gdy to zobaczyły, były przerażone - opowiadała kobieta, która pomogła poszkodowanemu. - Kupiliśmy nakładkę żelową i ochronę na głowę, które miał nosić przez dwa dni. W ciągu dwóch tygodni rany udało się częściowo zagoić, jednak wciąż wymagają one dalszego leczenia.

Mira z organizacji Pragulic Mira mieszka na ulicach Pragi. "Most to nie jest dobre miejsce do spania"

Więcej o: