Jak informowaliśmy we wtorek, na początku lutego podczas rozbiórki jednego z budynków na terenie Elektrowni Stalowa Wola (województwo podkarpackie) robotnicy znaleźli ludzkie zwłoki zawinięte w dywan. Wypadły ze strychu przez oberwany sufit. Policjanci ustalili wstępnie, że to szczątki mężczyzny i leżały w tamtym miejscu od około 10 lat. Przy szczątkach nie było żadnych dokumentów, które mogłyby pomóc w ustaleniu tożsamości zmarłego. Na miejsce natychmiast przyjechała policja, a sprawę przekierowano do prokuratury, by ustalić okoliczności, w jakich doszło do śmierci.
Adam Cierpiatka, szef Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli, powiedział w rozmowie z TVN24, że choć oględziny nie wykazały śladów, które mogłyby świadczyć o tym, że do śmierci mężczyzny przyczyniły się osoby trzecie, śledczy nie wykluczają takiej wersji wydarzeń. - Być może ktoś zamordował tę osobę i przykrył ciało kocem [lokalny portal stalowka.net, który jako pierwszy podał informację o zwłokach, pisał o dywanie - red.], prowadzimy działania także w tym kierunku - przekazał prok. Cierpiatka.
Więcej wiadomości z Polski i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Prokuratura wszczęła śledztwo z artykułu 155. Kodeksu karnego, który dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci. Trwają przesłuchania świadków. Znalezione na miejscu kości, kawałki ubrań i koc zostały zabezpieczone do badań DNA - podało TVN24.