Urszula Z. w niedzielę (26 lutego) około godz. 22.25 wybiegła z domu przy ul. Narwiańskiej w Choroszczy (woj. podlaskie) i uciekła do sąsiadów. Powodem była awantura między nią a mężem Radosławem. Kobieta zadzwoniła pod numer alarmowy 112 i poprosiła o interwencję. Po chwili okazało się, że to nie kłótnia jest problemem, a płonący budynek, z którego uciekła.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Ok. godz. 22:30 kobieta zawiadomiła straż pożarną. - Po częściowym przygaszeniu ognia i przeszukaniu domu odnaleziono i ewakuowano wszystkich poszkodowanych - przekazał rzecznik Podlaskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP mł. bryg. Piotr Chojnowski. Z wnętrza budynku służby wyniosły troj dzieci: Antoniego (3 l.), Weronikę (7 l.) i Stefana (9 l.) oraz ich 45-letniego ojca. Wszyscy byli już bez czynności życiowych.
- W nocy na miejscu pracowali policjanci pod nadzorem prokuratora. Zabezpieczyliśmy materiał dowodowy, zbieraliśmy pierwsze ślady. Dzisiaj będą kontynuowane oględziny z biegłym z zakresu pożarnictwa, ponieważ kluczowe w tej sytuacji jest ustalenie przyczyn tego pożaru i jego źródła. Ciała ofiar zostały przetransportowane do zakładu medycyny sądowej - przekazał w poniedziałek rzecznik podlaskich policjantów podinsp. Tomasz Krupa.
Jak ustalili nieoficjalnie dziennikarze Polskiego Radia Białystok, dom w Choroszczy miał podpalić 45-letni mężczyzna. Śledczy znaleźli przy nim zapalniczkę i kanister po łatwopalnej substancji, prawdopodobnie benzynie. - Kluczowa dla toku postępowania jest opinia biegłego, to on się wypowie, gdzie było źródło pożaru, w jaki sposób ten pożar powstał, jak się rozprzestrzeniał. Druga kluczowa rzecz to wyniki sekcji zwłok, dotyczące przyczyn śmierci - zaznaczył w rozmowie z PAP podinsp. Krupa.
Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. - Czyn został opisany tak, że to zabójstwo zostało dokonane poprzez sprowadzenie pożaru - przekazał rzecznik prokuratury Łukasz Janyst.
Jak ustalili dziennikarze "Faktu", Urszula i Radosław mieszkali prawie 20 lat w Stanach Zjednoczonych. Ponad rok temu wrócili do Polski, a ich relacja zaczęła się pogarszać. Mężczyzna pił coraz więcej alkoholu. W domu często dochodziło do awantur. W Sylwestra sąsiedzi widzieli, jak policjanci wyprowadzali go w kajdankach. 8 stycznia groził żonie, że popełni samobójstwo.
Wiadomo, że pod koniec 2022 r. rodzina została objęta Niebieską Kartą. W lutym 2023 r. na wniosek małżonków doszło do zakończenia procedury. Niebieską Kartę można wycofać tylko z trzech powodów:
Jesteś świadkiem przemocy lub masz podejrzenia, że komuś dzieje się krzywda? Osoby, które podejrzewają mieszkające w sąsiedztwie osoby o stosowanie przemocy, mogą pomóc potencjalnym ofiarom na kilka sposobów. Warto reagować zwłaszcza wtedy, gdy słyszymy awantury, krzyki, płacz lub nietypowe hałasy.
Świadkowie przemocy mogą porozmawiać z osobą krzywdzoną i zaoferować jej pomoc lub bezpośrednio zgłosić swoje podejrzenia na policję, do Ośrodka Pomocy Społecznej lub na Niebieską Linię, dzwoniąc pod numer 800 12 00 02. Warto pamiętać, że osoba krzywdzona często kryje sprawcę ze wstydu lub strachu - to jednak nie powinno zniechęcać nas do działania.
"Namawiamy do przyjrzenia się takim sytuacjom i udzielenia pomocy w celu przerwania przemocy. Weźmiesz wtedy udział w bardzo ważnym etapie przeciwdziałania przemocy - w interwencji. Twoja interwencja może zapoczątkować proces wychodzenia z przemocy osoby pokrzywdzonej, ale przede wszystkim może pomóc zapewnić jej bezpieczeństwo" - apeluje Niebieska Linia.