Studniówka maturzystów z Zespołu Szkół Ekonomicznych w Lesznie (woj. wielkopolskie) odbyła się w 3 stycznia w sali weselnej we Włoszakowicach. Zabawa skończyła się awanturą, którą - jak wynika z relacji świadków - sprowokować mieli zatrudnieni do pilnowania porządku ochroniarze.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Ochrona, która pilnowała porządku na zlecenie organizatorów balu, czyli komitetu uczniowsko-rodzicielskiego, nadużywała swojej władzy - podają dziennikarze lokalnego portalu Radia Elka.
Jak wyznała jedna z uczennic, mieli zachowywać się tak, jakby byli na swojej imprezie. - Byli niekulturalni, wulgarni, niemili - dodała. Pracownicy odnosili się niestosownie zarówno do maturzystów, jak i ich pedagogów. - Mówili do nauczyciela, że ma wypie*****ć, popychali nas, musieliśmy się prosić, żeby móc wyjść na dwór, na papierosa - wskazał uczestnik balu.
Inny miał zostać pobity. - Byliśmy na papierosie. Moje dziewczyna się przewróciła, podszedł ochroniarz i zapytał, czy nic się nie stało. Nie wiedzieć czemu w pewnym momencie jeden z nich wziął mnie "za szmaty" na bok, skuł kajdankami i bił pałką teleskopową. Do dziś mam ślad - powiedział Radiu Elka poszkodowany.
- Mój znajomy miał zakrwawiony nos, gdy jego dziewczyna przyszła rozładować sytuację, jaka wyniknęła między nim a ochroniarzami. I wtedy jeden z nich wyjął nagle tubę z gazem. Psikał nim jak dezodorantem, gdzie popadanie, dostało się mi, oberwał również nasz wychowawca, który zadzwonił po policję - dodał inny uczeń. Funkcjonariuszy zawiadomiła także menadżerka lokalu.
Mundurowi na miejsce zdarzenia dotarli ok. godz. 2 w nocy. - Jak się okazało, impreza była już zakończona, policjanci przyjechali w momencie, gdy uczestnicy się rozchodzili, jednak wylegitymowano kilka osób - przekazała Monika Żymełka, oficerka prasowa KMP w Lesznie.
Dziennikarze skontaktowali się z jednym z organizatorów studniówki - uczniem szkoły, który był odpowiedzialny za wynajęcie ochrony. - Znam ich, bo pracujemy razem, ale towarzysko nie mam z nimi nic wspólnego, nie utrzymujemy żadnych relacji. Osoby te mają uprawnienia do wykonywania zawodu - podkreślił.
Ma jednak inne zdanie na temat ich pracy niż jego rówieśnicy. Stwierdził, że ochroniarze byli prowokowani przez uczestników imprezy. - Potwierdzam, że w stosunku do jednego chłopaka użyto gazu - powiedział. - Nie byłem świadkiem bicia pałką teleskopową, uważam, że to niedorzeczne, aby taka sytuacja miała miejsce. Nie słyszałem, aby ochroniarze stosowali również jakiekolwiek groźby - dodał.
Ocenił, że nagonkę nakręca grupa poszkodowanych osób, która przedstawia tylko jedną stronę tych wydarzeń. - Nikt nie dostarczył opinii lekarskiej związanej z ewentualnymi uszkodzeniami ciała, formalnie nie wpłynęło do nas żadne zawiadomienie. My jednak na podstawie medialnych doniesień zainteresowaliśmy się sprawą - przekazała portalowi Monika Żymełka.