Białostocka "Wyborcza" opublikowała artykuł po rozmowach z pracownikami Środowiskowego Domu Samopomocy "Pogodni". "Wszyscy nasi rozmówcy chcą pozostać anonimowi, bo za ośrodkiem stoją wpływowe w regionie osoby, w tym hierarchowie kościelni" - podaje dziennik.
Cały tekst "Terapia z rysami i disco polo. Skandaliczne praktyki w białostockim ośrodku Caritasu" przeczytasz na stronie "Gazety Wyborczej" pod tym adresem
Białostocki ośrodek działa od 2011 roku na terenie parafii Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła. Placówka jest przeznaczona dla 45 dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną, pracuje w niej 10 osób. Dyrektorem ŚDS jest Krzysztof Urbańczyk, z wykształcenia psycholog, a od 2019 roku jego bezpośrednim przełożonym jest dyrektor Caritasu archidiecezji białostockiej ks. Jerzy Sęczek. Duchowny pracę placówki ocenia bardzo dobrze. - Kontrole organu nadzorującego nie wykazały nieprawidłowości, które wpłynęłyby na moją ocenę - podkreśla.
Z "Wyborczą" skontaktowali się jednak rozżaleni byli i obecni pracownicy. "Według nich problemy zaczęły narastać od czasu, gdy ponad dwa lata temu pojawił się w ośrodku Mirosław 'Alan' Trzciński, wokalista discopolowego zespołu Milano" - czytamy.
Trzciński w ośrodku pracuje jako instruktor terapii zajęciowej w zespole wspierająco-aktywizującym, w pracowni muzyczno-teatralnej. Według dyrektora Warsztatów Terapii Zajęciowej w Działdowie, gdzie Trzciński wcześniej pracował, studiował on pedagogikę w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie. Ale Trzciński nie chce powiedzieć dziennikarzowi, jaką uczelnię skończył. Sam Urbańczyk podkreśla, że wokalista Milano "posiada odpowiednie kwalifikacje" do powierzonych mu zadań, a konkretnie licencjat.
Więcej aktualnych wiadomości z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Jak czytamy, jeszcze z podopiecznymi WTZ w Działdowie (w którym pracował między 2007 a 2015 rokiem) Trzciński wyreżyserował spektakl o Holocauście. "Docieram do zdjęć z prób spektaklu. Widać na nich, jak Trzciński w czapce z faszystowską symboliką przykłada do skroni jednej z aktorek - pensjonariuszek z niepełnosprawnością intelektualną - atrapę pistoletu" - pisze dziennikarz "Wyborczej".
- Niepełnosprawni to nie są osoby, które mogą grać tylko pszczółkę Maję i śpiewać wyłącznie "Wlazł kotek na płotek". Pan Mirek nie boi się też wspominać i opowiadać w spektaklach z nimi o problemach, które były traumatyczne w naszej rzeczywistości - tłumaczy kierownik Urbańczyk. Podobny spektakl Trzciński przygotował także na organizowany w 2022 roku przez "Pogodnych" Przegląd Małych Form Teatralnych.
Informatorzy gazety twierdzą, że Trzciński z Milano występuje na imprezach ŚDS, za co otrzymuje z ośrodka pieniądze. Kierownik Urbańczyk przyznaje, że faktycznie, istnieje jedna taka faktura, bo "pan Mirek musiał zapłacić dla Milano i innych osób występujących".
Według kolejnych doniesień pracownia terapii zajęciowej miała zostać przeniesiona "do małej klitki z pomieszczenia, gdzie teraz urzęduje Trzciński". Za jego namową miano także kupić sprzęt muzyczny za kilkadziesiąt tysięcy złotych. - Przeniesiono też osobę zatrudnioną w pracowni komputerowej, a w jej miejsce pojawić się ma taka, która się zna na przycinaniu filmów i montowaniu dźwięków. Po co? Żeby montować teledyski pana Trzcińskiego? - pytają informatorzy "Wyborczej".
Kolejne zarzuty stawiane przez anonimowe źródła dziennika dotyczą także badania seksualności podopiecznych, które miał przeprowadzić jeden z zewnętrznych psychologów za wiedzą dyrektora Sęczka i kierownika Urbańczyka. - To absolutnie nieprawda, nie pozwoliłbym na takie badania. Korzystamy z różnych ankiet i badań osobowości, ale nie są one celowo nastawione na seksualność, dotyczą całości funkcjonowania człowieka - odpiera zarzut Ubrańczyk, dodając, że badania są kupowane w Pracowni Testów Psychologicznych i nie mogą być zmieniane.