ONZ podsumowało, jak idzie walka ze zmianą klimatu. Ocena fatalna, a raport przeszedł bez echa

W tym roku ONZ powiedział "sprawdzam" krajom świata, które w 2015 roku zobowiązały się dążyć do zatrzymania zmiany klimatu. Test można uznać za oblany: wciąż nie jesteśmy na drodze do tego, żeby wystarczająco szybko ścinać emisje i zatrzymać ocieplenie na w miarę bezpiecznym poziomie. A czas ucieka.
Zobacz wideo

O co chodzi?

W 2015 roku w ramach Porozumienia paryskiego praktycznie wszystkie kraje świata zgodziły się, że musimy zatrzymać globalne ocieplenie. Wyznaczono konkretny pułap: wzrost temperatury Ziemi (w porównaniu do średniej z połowy XIX wieku) powinien zostać zatrzymany znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza, najlepiej - na poziomie 1,5 stopnia. Ten, choć niesie wiele zagrożeń, jest uznawany za względnie bezpieczny. 

Żeby wiedzieć, czy nasze działania są wystarczające do spełnienia celów Porozumienia, regularnie mają być przeprowadzane tzw. globalne inwentaryzacje. ONZ zbiera plany i obietnice dot. ograniczania emisji gazów cieplarnianych wszystkich krajów i sprawdza, czy rzeczywiście pozwolą one zatrzymać ocieplenie w granicach bezpieczeństwa. Pierwsza taka inwentaryzacja była zaplanowana na 2023 rok i we wrześniu opublikowano jej wyniki. Werdykt nie jest dobry - nasze plany i działania są zupełnie niewystarczające. 

Raport pokazuje, że nie jesteśmy na drodze do spełnienia żadnego z celów Porozumienia paryskiego. Jak widać na wykresie poniżej, obecne plany poszczególnych państw (przedłożone oficjalnie do ONZ) oznaczają, że do 2030 roku poziom emisji w najlepszym razie lekko spadnie, a w najgorszym - pozostanie podobny lub wręcz nieco wzrośnie. Tymczasem żeby zatrzymać ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia, emisje powinny spaść w tym czasie o mniej więcej  połowę. W tej chwili przepaść dzieli aktualne plany i to, co jest wymagane do spełnienia celów Porozumienia paryskiego. Obecne plany - o ile zostałyby zrealizowane - będą oznaczać ocieplenie o 2,6 stopnia do końca stulecia, z bardzo poważnymi konsekwencjami na całym świecie.

Dlaczego to ważne?

Kluczowa informacja z raportu ONZ nie jest zaskakująca. Inne analizy dotychczasowych emisji, planów i obietnic państw pokazywały, że nie jesteśmy na drodze do zatrzymania ocieplenia na poziomie 2 stopni, a co dopiero 1,5 stopnia. 

Jednak globalna inwentaryzacja jest pierwszym takim formalnym stwierdzeniem tego przez oenzetowskie ciało zajmujące się problemem zmiany klimatu. Raport będzie przedmiotem obrad na szczycie klimatycznym COP28, który odbędzie się w grudniu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. 

Do 2025 roku wszystkie kraje powinny przedstawić ONZ swoje zaktualizowane plany ograniczania emisji. Wioski z raportu są podstawą do tego, by wzmocnić ambicje w tych planach.

Pomimo jego kluczowego znaczenia raport przeszedł w dużej mierze bez echa.

Polska perspektywa 

Raport mówi o sytuacji w skali planety i nie ma w nim szczegółów o tym, w jakim stopniu poszczególne kraje są dalekie lub bliskie ścieżki, która pozwoliłaby na zatrzymanie ocieplenia. 

Jednak Polska nie jest tu prymusem. W skali planety nasze emisje mogą wydawać się małe, jednak w dużej mierze zależy to od wielkości kraju. Tym, co pozwala porównywać postęp, jest poziom emisji na mieszkańca. Pod tym względem jesteśmy w światowej czołówce, z wyższym poziomem emisji na głowę niż Niemcy czy Chiny. Odpowiada za to w dużej mierze oparta w 70 proc. na węglu energetyka.

Nasze emisje spadły znacząco na przełomie lat 80. i 90., wraz z transformacją ustrojową, odejściem od centralnie planowanej gospodarki z dużym udziałem ciężkiego przemysłu. Jednak od ponad 20 lat pozostają na mniej więcej podobnym poziomie. W tym czasie np. Wielka Brytania - która pod koniec lat 90. miała podobne emisje na mieszkańca co my - obniżyła je znacznie. 

Szerszy kontekst

Widoczne na całym świecie skutki zmiany klimatu podkreślają to, jak pilne jest przyspieszenie odejścia od ropy, węgla i gazu (oraz ograniczanie emisji z rolnictwa czy wylesiania). Minione lato było najgorętsze w historii pomiarów. Rośnie prawdopodobieństwo, że cały rok 2023 także zapisze się w historii jako najcieplejszy dotychczas. Jest nawet możliwe, że temperatura będzie aż 1,5 stopnia wyższa od średniej sprzed epoki przemysłowej (co przyjmuje się za normę dla współczesnego klimatu). Sięgnięcie 1,5 stopnia anomalii temperatury w jednym roku nie oznacza jeszcze, że przekroczono próg ocieplenia, o którym mówią naukowcy - bo ten odnosi się do średniej z wielu lat. Ale pokazałoby to, jak bliscy jesteśmy tego momentu.

Nie tylko średnia temperatura powietrza czy oceanów jest rekordowa. Ekstremalne zjawiska pogodowe - jak powodzie, fale upałów, huragany czy napędzane suszą pożary - w wielu miejscach przekraczają najgorsze katastrofy w pamięci. Niosą nie tylko zniszczenie natury (jak pożary w Kanadzie) czy dobytku, ale też ofiary: setki ofiar pożarów w Grecji, Hawajach i innych krajach; prawdopodobnie tysiące ofiar powodzi w Libii; ofiary fal upałów, których liczba może być trudna do oszacowania.

A zmiana klimatu to tylko jeden z aspektów tego, jak podkopujemy fundamenty przyrody, do których zależne jest nasze życia na Ziemi. Naukowcy z Uniwersytet w Sztokholmie opisali nowy etap badań nad tzw. granicami planetarnymi. To elementy przyrody opisywane przez naukowców jako "system podtrzymywania życia" na Ziemi - czyli rzeczy, bez których nie ma mowy o rozwoju, a nawet przetrwaniu naszej cywilizacji. Chodzi o stabilny klimat, ale też "zdrowie" oceanów, poziom zanieczyszczenia, skalę niszczenia naturalnych ekosystemów czy wymierania gatunków. Nowe, uzupełnione informacje pokazują, że przekroczyliśmy sześć z dziewięciu granic planetarnych. 

O tym się mówi

- Na tegorocznym szczycie klimatycznym ONZ państwa muszą zgodzić się na szybkie i sprawiedliwe zakończenie korzystania z ropy naftowej, gazu i węgla, oraz sprawić, by to zanieczyszczający ponosili koszty swoich działań. Przywódcy nie mogą dłużej z uśmiechem zapewniać, że popierają Porozumienie paryskie cel 1,5 stopnia, jeśli nie wyznaczają daty odejścia od paliw kopalnych, tylko kontynuują ich rozwój przemysłu paliwowego

- Kaisa Kosonen, Greenpeace International.

Powody do optymizmu

Choć wysiłki wobec zmiany klimatu są dalece niewystarczające, to w raporcie ONZ podkreślono, że Porozumienie paryskie stało się katalizatorem "niemal powszechnych działań na rzecz klimatu".

I chociaż daleko jeszcze do jasnej ścieżki zatrzymania ocieplenia poniżej 2 stopni Celsjusza, to jesteśmy też dalsi od najbardziej katastrofalnych scenariuszy. Teraz spełnienie obowiązujących planów przełożyłoby się na ocieplenie o 2,6 stopnia do końca stulecia, podczas gdy jeszcze w 2010 roku szliśmy ścieżką w kierunku nawet 4 stopni ocieplenia lub więcej.

Skutki konkretnych polityk państw czy firm zaczynają być widoczne. Szef Międzynarodowej Agencji Energetycznej w tym tygodniu wydał prognozę, według której popyt na paliwa kopalne - ropę naftową, gaz i węgiel - osiągnie szczytowy poziom przed 2030 rokiem. To znaczy, że już za kilka lat zapotrzebowanie na te paliwa może zacząć spadać. Jednak aby spełnić cele Porozumienia paryskiego, tempo tego spadku musi być błyskawiczne. 

W Unii Europejskiej w tym roku widać załamanie produkcji elektryczności z paliw kopalnych, które są zastępowane przez czyste źródła energii. Boom na energię słoneczną i wiatrową może oznaczać, że także Chiny - największy emitent dwutlenku węgla - wkróce osiągnie szczyt emisji.

Co możemy zrobić?

Tak z polskiej, jak i globalnej perspektywy, najważniejsze jest błyskawiczne odchodzenie od paliw kopalnych. Produkcję prądu z węgla czy gazu trzeba zastępować bezemisyjnymi źródłami jak słońce, wiatr czy atom. A jednocześnie elektryfikować wszystko, co zużywa te paliwa: samochody, ogrzewanie, kuchenki. 

Konieczne jest też ograniczanie emisji w przemyśle (np. dzięki nowym technologiom) oraz rolnictwie. 

Więcej o: