Prawie w żadnym kraju UE nie jedzą tyle mięsa co my. A z ferm lecą zanieczyszczenia i leki

"Nienasycony apetyt na tanie mięso i inną żywność pochodzenia zwierzęcego napędzają eskalację kryzysów klimatycznych, zdrowotnych i przyrodniczych" - alarmuje nowy raport. Polska nie jest tu wyjątkiem. Przeciwnie, w mało którym kraju UE je się tak dużo mięsa, a produkujemy go jeszcze więcej, bo ogromna część idzie na eksport. Wiele negatywnych konsekwencji zostaje za to u nas.
Zobacz wideo 42 dni męki. Tak wygląda rzeczywistość ferm przemysłowych

O co chodzi?

Choć Polska jest na trzecim miejscu w UE pod względem najwyższego spożycia mięsa, to nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji i potencjalnych zagrożeń takiej diety, pisze w nowym raporcie organizacja Compassion Polska. Prowadzimy w jedzeniu większej ilości mięsa, niż wynika to z założeń tzw. planetarnej diety prozdrowotnej. By mieścić się w tych ramach, powinnyśmy (średnio) jeść tylko 1/4 tego, co obecnie, a także o ok. połowię ściąć spożycie nabiału i o 1/3 - jajek. Przeciętna osoba w Polsce zjada nawet 220 gramów mięsa dziennie, podczas gdy w diecie zdrowiej dla ludzi i planety nie powinno to być więcej niż średnio 43 gramy. 

Raport pokazuje, że bogatszej połowie świata - do której zalicza się Polska - trzeba ograniczyć spożycie mięsa, jeśli mamy zachować Ziemię w stanie nadającym się do życia i rozwoju. Chodzi nie tylko o inne gatunki, ale też o nasze własne zdrowie i dostęp do zasobów.

Co prawda jedna na dwie osoby wie o potencjalnie szkodliwym wpływie spożywania zbyt dużej ilości mięsa na zdrowie. Jednak to jeden z najniższych wyników na tle innych krajów, w których przeprowadzono sondaż. 

Dlaczego to ważne?

Zarówno przemysłowa hodowla zwierząt, jak i sama dieta ze zbyt dużą ilością mięsa mogą mieć swoje negatywne konsekwencje. Compassion zwraca uwagę, że hodowla przemysłowa może m.in. zwiększać ryzyko wystąpienia epidemii i pandemii. Tymczasem jedynie 12 proc. ankietowanych w Polsce miało świadomość takiego zagrożenia. To najniższy wynik wśród wszystkich badanych krajów. 

Organizacja przywołuje też badania wiążące nadmierne spożycie mięsa (a szczególnie niektórych rodzajów, jak wędliny) na ryzyko zwiększonej zachorowalności na niektóre nowotwory, choroby serca i otyłość.

Inne zagrożenie dotyczy spadku skuteczności antybiotyków w leczeniu chorób występujących u ludzi z powodu ich rutynowego stosowania w hodowli zwierząt - tzw. antybiotykoodporności. Choć niektórzy producenci zapewniają, że antybiotyki stosują wyłącznie gdy zajdzie taka potrzeba, to badania gleby i wody wokół ferm wskazują na ich powszechne wykorzystywanie. Z tego zagrożenia zdaje sobie sprawę ok. 40 proc. Polek i Polaków.

Wreszcie hodowla zwierząt na mięso jest jednym z głównych źródeł gazów cieplarnianych w rolnictwie. Poza bezpośrednimi emisjami (z przeżuwaczy, jak krowy), hodowla wymaga uprawy ogromnej ilości kukurydzy, soi i innych roślin, które są paszą dla zwierzą. A to z kolei przekłada się na zużycie wody i wycinki lasów. W najgorszym scenariuszu - kiedy spożycie mięsa w bogatych krajach nie spadnie, a w uboższych wzrośnie - grozi nam nawet "załamania wielu funkcji globalnego ekosystemu, od których ludzkość jest krytycznie zależna".

Szerszy kontekst

Polska jest także czołowym producentem niektórych produktów zwierzęcych. Jesteśmy m.in. największym producentem i drugim co do wielkości eksporterem mięsa drobiowego w UE. Jeśli chodzi o produkcję wołowiny i wieprzowiny, także jesteśmy w czołówce. Jesteśmy też jednym z największych producentów i eksporterów jaj.

Choć duża część mięsa czy jaj wyjeżdża z Polski, to zostają u nas nie tylko zyski producentów, ale też negatywne konsekwencje. Hodowla na skalę przemysłową - w kurnikach może przebywać nawet 60-80 tys. ptaków, a na jednej fermie milion lub więcej - oznacza ogromną produkcję substancji chemicznych m.in. z rozkładających się odchodów. - Ferma może emitować nawet 400 różnych substancji. Ich ilości często nie liczymy w kilogramach, tylko w tonach, czasami w setkach ton - mówił nam dr Jerzy Kupiec z Uniwersytetu Przyrodniczego.

Nowe badania naukowców z UWM w Olsztynie wykazały, że w glebach w okolicy fermy drobiu obecne są antybiotyki o szerokim spektrum działania, a nawet leki uspokajające. Lekarstwa znaleźli także w wodach gruntowych, a nawet w wodzie pitnej w kranach. Zawartość fosforu była dwuipółkrotnie wyższa w porównaniu ze średnią dla gleb w Polsce. 

Świadomość problemu zanieczyszczeń jest nieco większa niż np. w przypadku zagrożenia epidemią. 27 proc. polskich uczestników badania wiedziało, że zanieczyszczenie powietrza pochodzące z hodowli przemysłowej podnosi częstotliwość występowania u ludzi nowotworów płuc.

Jak wygląda to gdzie indziej?

W Polsce spożycie mięsa jest duże na tle innych europejskich krajów, ale są państwa, gdzie wyzwanie jest jeszcze większe. Według raportu Islandia powinna ograniczyć spożycie wszystkich produktów pochodzenia zwierzęcego wynoszące 73 proc. Zaś Stany Zjednoczone muszą ograniczyć nadmierną konsumpcję mięsa o aż 82 proc. Inne bardzo "mięsożerne" kraje to Australia, Argentyna, Izrael i Hiszpania.

Co możemy zrobić?

W raporcie porównano rzeczywiste spożycie mięsa z tzw. dietą planetarną, zalecaną przez ekspertów od zdrowego żywienia. Ma ona zarówno ograniczać negatywne skutki dla środowiska, jak i poprawiać nasze zdrowie. Zakłada m.in. jedzenie mniejszej ilości mięsa, za to lepszej jakości.

W badaniu zapytano także o argumenty, które przekonałyby do kupowania żywności produkowanej w sposób ekologiczny i zrównoważony. Ankietowani w Polsce najczęściej wskazywali na "świadomość korzyści zdrowotnych" z jedzenia mięsa z lepszych hodowli, ale niemal równie ważna była świadomość, że zapewniono zwierzętom wysokie standardy dobrostanu.

84 proc. Polek i Polaków zadeklarowało, że da się ich zachęcić do kupowania żywności produkowanej w sposób o zrównoważonym wpływie na środowisko.

Tak, ale...

Deklarowane postawy konsumenckie często różnią się od rzeczywistości. Pytani przez ankieterów mówimy, że chcemy zdrowiej żywności, której produkcja nie szkodzi środowisku i nie wiąże się z okrucieństwem. Ale przeważnie decydującym czynnikiem jest cena. Czemu szczególne ciężko się dziwić w czasie inflacji i drożyzny. 

Dlatego mówi się - choć wciąż nie wprowadza - o regulacjach, które "doliczyłyby" do ceny produktów ich rzeczywisty koszt, jak zanieczyszczenie środowiska. Wtedy "tanie" mięso, produkowane kosztem zanieczyszczeń i cierpienia, nie różniłoby się znacząco ceną od takiego z hodowli ekologicznej. 

O tym się mówi

- Potrzebujemy zupełnie nowego, jasnego planu ratunkowego dla systemu żywnościowego. Odwrócenie nadmiernej zależności od białka zwierzęcego oraz wspieranie sprawiedliwego i stabilnego dostępu do odżywczego jedzenia dla wszystkich, powinno być naszym priorytetem. Bez znaczącego zmniejszenia spożycia mięsa i nabiału uniknięcie coraz niebezpieczniejszych zmian klimatycznych będzie praktycznie niemożliwe. Temperatury na całym świecie biją kolejne rekordy. Czy naprawdę chcemy ugotować naszą planetę tylko po to, żeby móc dalej jeść tyle mięsa?

- Małgorzata Szadkowska, prezeska Compassion in World Farming Polska.

Skąd pochodzą te informacje?

Raport opublikowała organizacja Compassion in World Farming Polska, która działa na rzecz poprawy warunków i dobrostanu zwierząt hodowlanych. Sondaż do raportu został przeprowadzony przez YouGov.

Więcej o: