Wstrząsające wyniki badań w pobliżu ferm. Niemcy używali go do produkcji Cyklonu B, w Polsce leży na polach

- W rzekach stężenia niektórych substancji są przekroczone kilkaset razy. W próbkach z pól znaleźlimy prawie 30 substancji, w tym dziewięć antybiotyków i trzy hormony wzrostu. Glony spadające z nieba stwierdzono tylko w Polsce, Hiszpanii i Indiach - mówi dr Jerzy Kupiec z Uniwersytetu Przyrodniczego, który bada otoczenie ferm przemysłowych.

Dominik Szczepański: Na jaką odległość ferma przemysłowa oddziałuje na otoczenie? Inwestorzy zapewniają w projektach, że wszystko rozgrywa się w granicach działki.

Dr Jerzy Kupiec*: Bzdura. Skala produkcji zanieczyszczeń jest ogromna. Ferma może emitować nawet 400 różnych substancji. Ich ilości często nie liczymy w kilogramach, tylko w tonach, czasami w setkach ton.

Czego jest najwięcej?

Przede wszystkim amoniaku, a w nim azotu. Nawet kilka tysięcy kilogramów z każdego hektara gruntu, na którym posadowiona jest ferma. W przypadku kumulacji zanieczyszczeń w jednym miejscu, działka po roku stałaby się bombą biologiczną.

Właściciele ferm zapewniają, że budynki są szczelne.

Rozumiem, że budują nad nimi hermetyczne kopuły i wkopują się sześć metrów w ziemię, żeby odizolować fermę od gruntu? Nic takiego nie ma miejsca. Ferma emituje zanieczyszczenia przez całą dobę, przez cały rok. Pochodzący ze zwierzęcych odchodów amoniak przenika do gruntu, a potem do wód powierzchniowych i podziemnych. Zanieczyszczona woda zawiera różne substancje, które mogą być wynoszone znacznie poza teren fermy, np. rzekami. Dużą rolę odgrywa też wiatr i przemieszczanie się zanieczyszczeń w atmosferze.

Jak długo amoniak utrzymuje się w powietrzu?

Pięć, sześć dni i potem ostatecznie osiada na gruncie, na wodzie lub roślinności.

Ile jest w stanie pokonać w tym czasie?

Przyjmując średnią prędkość wiatru w ciągu roku - w Polsce to 3 m/s – to tzw. promień rozprzestrzeniania tego związku wynosi ok. 1300 km. A to tylko amoniak. Fermy przemysłowe oddziałują na glebę, powietrze i wodę. Ingerują w siedliska, zubożają bioróżnorodność, powodują zaburzenia w łańcuchach troficznych.

Jakiś przykład?

Nadmiar azotu może mieć wpływ na rozród niektórych zwierząt, np. płazów.

Rzadko wspomina się, że fermy przemysłowe są potężnym źródłem gazów cieplarnianych. Emitują one duże ilości metanu, często porównywalne z amoniakiem, a metan ma 20-krotnie wyższy potencjał cieplarniany niż dwutlenek węgla. Z ferm pochodzi też podtlenek azotu, który ma ok. 150 razy większy potencjał cieplarniany niż dwutlenek węgla.

Przez ostatnie lata prowadził pan badania wód i osadów wokół ferm przemysłowych. Co z nich wynika?

Na początku chciałbym powiedzieć, że po pierwszych badaniach jakości wód postanowiłem zrezygnować z zerojedynkowego opisu wyników.

Dlaczego?

W moim przekonaniu informacja, czy coś mieści się w normie, czy nie, już nie wystarcza. Podam przykład: kiedy badam poziom azotu w przepływającej obok fermy rzece, to odnoszę wyniki do norm dla drugiej klasy czystości, czyli dla wód czystych, ale nie najczystszych. Stężenie azotu w drugiej klasie nie może przekraczać 5 mg/l. Jeżeli w próbce znajduję azot o stężeniu 5,1 mg/l, to wychodzi wynik ponad normę. Ale jeśli to stężenie wynosi 90 mg/l, to również norma została przekroczona, tyle że 18 razy. Krotność przekroczenia normy daje rzeczywisty obraz sytuacji.

Przekroczenia ponad skalę. Nie mieszczą się w badaniach

Notuje pan tak wysokie przekroczenia?

Nieustannie, w wielu miejscach w Polsce, przy wszystkich rodzajach ferm: kurzych, indyczych, trzody chlewnej, bydła czy norek. W rzekach, jeziorach, w kurzym pomiocie trafiającym na pola i w tym, co deponuje się z atmosfery.

Co znalazł pan w rzekach?

Przez Koźmin Wielkopolski przepływa rzeka Pogona. Niedaleko niej działają dwie potężne fermy - na jednej hoduje się norki, na drugiej brojlery.

Stężenie fosforu reaktywnego w próbkach przekraczało normę nawet 347 razy. Azotu ogólnego – nawet 96 razy.

W gminie Wilków na Opolszczyźnie przebadaliśmy małą rzekę, będącą dopływem Sitnika, płynącą obok trzody chlewnej. Fosfor reaktywny przekroczył w niej normę 455 razy, azot ogólny 37 razy, azot amonowy 75 razy.

Badałem też wody stojące. W stawie w Gościeradzu w gminie Koronowo fosfor ogólny przekraczał normę 41 razy, a azot ogólny - 29 razy. Obok stawu funkcjonuje od lat ferma macior.

Skąd pewność, że winne są fermy?

Wybieram takie akweny, co do których nie mam wątpliwości, że głównym czynnikiem zanieczyszczającym jest konkretna ferma. W badaniach koncentruję się głównie na związkach azotu i fosforu, które na fermach są emitowane w dużej ilości. Badam też osady denne, które mówią o stężeniu w dłuższej perspektywie czasu. Dzięki temu wiem, że woda jest zanieczyszczona od dawna, a nie od roku czy dwóch.

Wielkoprzemysłowa ferma brojlerówWielkoprzemysłowa ferma brojlerów fot. Andrzej Skowron/Otwarte Klatki

I co pan zrobił, kiedy zobaczył te stężenia?

Postanowiłem  zbadać również inne wskaźniki, jak np. wskaźniki mikrobiologiczne. Przede wszystkim obecność bakterii z grupy coli, E. coli, Enterokoki, paciorkowce kałowe. Praktycznie w każdej próbce wyniki wychodziły poza skalę.

Jak to możliwe?

Czułość badań dostosowana jest do pewnego zakresu wynikającego z metodyki. Oddając próbki do laboratorium, podkreślałem, że pochodzą z wód bardzo zanieczyszczonych i żeby pracownicy laboratorium byli na to przygotowani. Mówiłem, że powinni dobrać metodykę, która obejmie szersze spektrum liczebności mikroorganizmów. Mimo tego wartości i tak wychodziły poza skalę.

Potem zacząłem interesować się problemem obecności hormonów i antybiotyków w wodach. Przez długi czas próbowałem znaleźć w Polsce laboratorium, które byłoby w stanie przebadać kilka próbek pod tym kątem. Nie było łatwo, bo mało jest jeszcze u nas takich instytucji, w których można zlecić tego typu analizy, a jeśli już są, to ceny badań wykraczają poza dostępny budżet.

Granty?

Nikt nie chce dać na to pieniędzy, wiele badań finansuję z własnej kieszeni. W końcu udało mi się znaleźć fundusze i odpowiednie laboratorium. Wyniki były szokujące. W próbkach znalazłem nie tylko hormony, ale też antybiotyki i inne substancje farmakologiczne.

Dr Jerzy Kupiec w trakcie pracyDr Jerzy Kupiec w trakcie pracy fot. Artur Łazowy

Co konkretnie?

W rzece płynącej obok fermy trzody chlewnej w gminie Wilki wykryliśmy dwa antybiotyki i jedną substancję zaliczaną do związków farmakologicznych. Nazywa się DEET, jest wykorzystywana do zwalczania much i komarów, jej stężenie było bardzo duże.

W Gościeradzu obok fermy macior przebadaliśmy wodę studzienną, którą gospodarze wykorzystywali do picia. Okazało się, że jest tam antybiotyk, który podaje się świniom.

Zgłosiliście to?

W tym wypadku akurat nie, ale przy innej okazji tak zrobiliśmy. Mieliśmy rzetelne dane, bo działka jednego z poszkodowanych sąsiadowała z fermą, mogliśmy więc bezpiecznie umieścić tam piezometry i deszczomierze do badań wód gruntowych i opadowych.

Bezpiecznie?

Zdarzało się, że w innych miejscach nasze urządzenia były przez kogoś niszczone. W każdym razie ekspertyza dotycząca stanu jakości wód w Gościeradzu została wysłana przez właściciela posesji sąsiadującej z fermą trzody do WIOŚ. Niestety, tam nie za bardzo wiedzieli, co mają z tym problemem zrobić.

Jak to?

Działo się to w miejscowości, w której znajduje się strefa ochronna ujęcia wody dla Bydgoszczy. Normy stężenia azotanów w wodach gruntowych były tam przekroczone dwukrotnie. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia takich wód nie można wykorzystać na żadne cele. Z WIOŚ dostaliśmy odpowiedź, że przeanalizowano naszą ekspertyzę. Służby monitoringowe nie za bardzo wiedziały, jakie kroki podjąć, bo, jak twierdziły, nie mogą zamknąć fermy.

Potem wysyłali tam kontrolę, ale według relacji mieszkańców Gościeradza nie dotyczyła ona wody, bo WIOŚ dysponował ekspertyzą, która stwierdzała, że w okolicy nie ma wód gruntowych. W najbliższej okolicy funkcjonują pola uprawne i sady, więc nie jest możliwe, żebyby w tym miejscu nie było wody gruntowej. Nam bez problemu udało się pobrać próbki z głębokości 120 centymetrów.

WIOŚ nie zbadał więc wód gruntowych, ale przeanalizował jakość powietrza i wyszło, że jest w normie. Po drodze był jeszcze sanepid, który stwierdził przekroczenia mikrobiologiczne w wodzie studziennej i radził właścicielowi działki, z której woda pochodziła, absolutnie nie pić tej wody, bo istnieje ryzyko zatrucia, a nawet śmierci.

Co znaleźli w studni?

Bakterie E. coli.

Tyle o bakteriach, teraz może opowiem o hormonach.

W gminie Koźmin Wielkopolski w cieku bez nazwy, będącym dopływem rzeki Pogony przepływającej obok fermy brojlerów, znaleźliśmy dwa hormony żeńskie - estrogen i progesteron.

Cyjanowodór. W szokujących ilościach

Hormony są zabronione do wykorzystywania na fermach jako stymulatory wzrostu od wielu lat.

No a my mamy dowód, że to się dzieje. Aż siedem rodzajów hormonów znaleźliśmy w rzece przepływającej obok fermy jajecznej w gminie Rawicz.

Jest ich więcej przy fermach drobiu czy świń?

Zdecydowanie przy fermach drobiu - nieważne czy brojlerów, czy jajecznych.

W jaki sposób hormony wpływają na rzeki?

Badania wpływu hormonów żeńskich na ryby jednoznacznie wskazują, że osobniki męskie pływające w bogatej w hormony wodzie, zaczynają nabierać cech żeńskich. Pojawia się u nich również bezpłodność.

Coś podobnego może przytrafiać się ludziom, choć mało się o tym jeszcze mówi.

Wrócę jeszcze do antybiotyków. Znajdujemy je nie tylko w wodzie, ale też w odchodach zwierząt hodowlanych, które trafiają na pola. Antybiotyki zakłócają pewne procesy zachodzące w warunkach naturalnych. Eliminują pożyteczną mikrofaunę i mikroflorę, nasilając procesy gnilne i emisję gazów odorowych.

Gdzie sprawdzaliście pomiot?

W gminach Kurzętnik i Rakoniewice pobraliśmy dwie próbki z pomiotu indyczego i jedną z kurzego. Pochodziły z ferm. Znaleźliśmy w nich sumie prawie 30 substancji, z czego 17 związków farmakologicznych innych niż antybiotyki, dziewięć antybiotyków i trzy hormony wzrostu.

Wykryliśmy też coś niepokojącego w powietrzu nad pomiotem indyczym pochodzącym z fermy znanej korporacji zlokalizowanej w gminie Kurzętnik.

Nad tym pomiotem unosił się cyjanowodór, silnie toksyczna substancja, która była składnikiem cyklonu B. III Rzesza używała go w obozach zagłady do zabijania więźniów.

Ten pomiot jest często składowany na polach. Ludzie mogą przechodzić obok i wdychać powietrze z trującymi gazami.

Jak dużo go było?

Szokujące ilości. Dwa razy więcej niż amoniaku, którego w odchodach powinno być najwięcej. Próbowałem znaleźć w światowej literaturze informacje na temat emisji cyjanowodoru z ptasich odchodów i nie znalazłem. To coś absolutnie nowego.

Skąd na fermach biorą się antybiotyki, hormony i inne substancje, o których pan wspomina?

W 2017 roku NIK stwierdził duże nieprawidłowości, jeśli chodzi o sprzedaż i zużycie antybiotyków w produkcji zwierzęcej. Należy sobie uświadomić, że na rzecz każdej fermy pracuje weterynarz, który decyduje o przepisywaniu leków zwierzętom, w tym oczywiście antybiotyków. Jak to wygląda od strony kuchni, należy zapytać służby weterynaryjne.

Przypisuje te antybiotyki dla chorych zwierząt?

Często dla zdrowych, żeby szybciej rosły, bo antybiotyki stosowane są również jako stymulatory wzrostu. Takie działania są co prawda zakazane w UE od 1997 roku. Tak jak wspomniałem, NIK przeprowadził kontrolę sprzedaży antybiotyków, a następnie zestawił wyniki z informacjami o ich zużyciu, które przekazywali rolnicy. Te dwie wartości kompletnie się rozjeżdżały. To niepokojące, bo z podawaniem na masową skalę antybiotyków zwierzętom wiąże się inne ogromne zagrożenie - antybiotykoodporność.

Kogo stać na antybiotyki

Czy ktoś kontroluje fermy?

Niby tak, ale mam wrażenie, że system jest źle zaprojektowany, bo fermy wizytują często kontrolerzy z regionu, którzy mogą być w różny sposób spowinowaceni z inwestorami. Najlepszym stymulantem warunkującym rzetelną kontrolę mogłyby być odpowiednie zachęty dla służb - np. premie za odkrycie nieprawidłowości, wyższe wynagrodzenia. Mam wrażenie, że kiedy dziś rozmawiamy o kontroli ferm wielkoprzemysłowych, to uprawiamy pewnego rodzaju fikcję. W raportach wszystko wygląda poprawnie i wzorowo, ale papierkiem lakmusowym jest środowisko i my sami.

Przykładem mogą być Amerykanie i ich problemy, delikatnie mówiąc, z nadwagą. W USA funkcjonuje bardzo liberalne prawo pozwalające na wykorzystywanie w chowie przemysłowym hormonów, antybiotyków i GMO. Oglądam czasem amerykańskie wystawy bydła ras mięsnych. Patrzę na byka i zastanawiam się, gdzie on ma przód, a gdzie tył. Praktycznie wszędzie wiszą szynki. Mięso z hormonami trafia potem na nasz stół, a nam nie jest przecież daleko do zwierząt hodowlanych. Pod względem genetycznym różnimy się od świnii w trzech procentach. Wszystko, co będzie działało na nią, będzie działać też na nas.

To problem wielkich ferm czy także małych gospodarstw?

W gospodarstwach indywidualnych nie jest tak źle, mówię oczywiście o gospodarstwach rodzinnych, niezwiązanych bezpośrednio z korporacjami. Polscy rolnicy naprawdę szybko dostosowują się do wymogów unijnych, choć nie mają łatwo - ceny środków produkcji niczym nie odbiegają od poziomu, jaki obserwujemy w krajach zachodnich Unii Europejskiej. Stąd muszą bardzo rozważnie je kupować i wykorzystywać.

Ferma kurza LisowiceFerma kurza Lisowice BARTOSZ ZAJĄC

A co z problemem stosowania nawozów mineralnych?

Są drogie tak samo jak antybiotyki, więc rolnicy indywidualni nie mogą sobie już pozwolić na kupowanie ich w nadmiarze.

Problemem jest hodowla korporacyjna, która pojawiła się w Polsce 15-20 lat temu. Wcześniej istniały fermy zwierzęce, ale nie da się ich w żaden sposób porównać do obecnych.

Dziś produkcja jest nieporównywalnie większa, skoncentrowana, i mocno zintensyfikowana, dlatego przeszkadza okolicznym mieszkańcom.

Małe gospodarstwa upadają, bo są nieopłacalne.

Wieś się wyludnia, rolników zostaje garstka, reszta utrzymuje się ze źródeł pozarolniczych. Jak pokazują statystyki, z roku na rok jest coraz gorzej. Fermy przemysłowe powstają w nowych miejscach, skala produkcji wzrasta, a z nią ilość emitowanych zanieczyszczeń. Pozyskujemy z Unii Europejskiej całkiem spore środki na to, żeby chronić środowisko, ale te pieniądze są nie do końca właściwie wykorzystane, bo działania nadal koncentrują się na rolnikach indywidualnych.

W mojej ocenie tam już niewiele jest do zrobienia, bo śrubę dokręciliśmy im naprawdę mocno i większość z nich spełnia określone standardy środowiskowe. Natomiast przemysł zwierzęcy w dużej mierze pozostaje poza kontrolą. Do tego stopnia, że nie ma w Polsce instytucji, która byłaby w stanie dokładnie określić, ile zwierząt jest na konkretnej fermie.

A WIOŚ? Albo Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa?

Próbowaliśmy kiedyś sprawdzić, ile jest świń na jednej z ferm. Poprosiliśmy ARiMR o dane. Potem porównaliśmy je z tymi, które inwestor zapisał w raportach oceny oddziaływania na środowisko oraz z danymi, które otrzymaliśmy z WIOŚ z zintegrowanego Rejestru Uwalniania i Transferu Zanieczyszczeń (raporty e-PRTR). Żadna z tych liczb się nie pokrywała. Różnice były kolosalne.

Jeśli nikt nie jest w stanie stwierdzić z całą pewnością, ile jest zwierząt na fermie, to nie możemy również potwierdzić, że wszystko na fermie dzieje się zgodnie z prawem.

Dwa lata temu o możliwość kontroli jednej z ferm starały się organizacje pozarządowe. Nie udało się.

Dlaczego?

Hodowcy tłumaczyli, że obce osoby mogłyby przynieść ze sobą choroby. Tak jakby korzystali wyłącznie z usług najbardziej wykwalifikowanych ludzi na rynku. Przecież płace na fermach dla pracowników fizycznych nie są zbyt wysokie i często zatrudnia się słabo znających polskie prawo imigrantów.

Jeśli nie jesteśmy w stanie ustalić, ile zwierząt przewinie się w ciągu roku przez fermę, to nie będziemy w stanie określić poziomu presji, z jaką działa ona na otoczenie.

Kto powinien posiadać takie liczby?

Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Robi co roku dwa spisy - w styczniu i w grudniu.

Jak wygląda taki spis?

Przedstawiciele ARiMR spisują zwierzęta, które na niej przebywają. Jeśli jednak właściciel fermy dzień wcześniej sprzedał cały inwentarz, to stan wynosi zero. Przeglądając dane ARiMR często widzieliśmy stan zerowy. Z innych dokumentów wynikało natomiast, że na fermie powinno być np. 2500 tuczników, bo taka jest maksymalna obsada na fermie. W podobny sposób dane zbiera GUS lub wykorzystuje dane z bazy ARiMR. A to oznacza, że w oficjalnych statystykach liczby zwierząt mogą być kilkukrotnie zaniżone.

Ludzie pobudowali wały

Kiedy odwiedza pan sąsiadujących z fermami ludzi, co pan słyszy?

Że w okolicy ferm żyć się nie da. Niedaleko Piły w starym PGR-rze od ładnych paru lat działa nielegalnie ferma trzody. Jej właściciel dostał pozwolenie na jeden budynek, ale na kolejne już nie. Mimo tego wyremontował pozostałe budynki, wpuścił świnie, produkcja idzie pełną parą. Łamie prawo, wylewa gnojowicę na pola i do rowów. Sąsiedzi zgłosili to odpowiednim instytucjom, ale nic z tym nie zrobiono. Udało mi się wejść na tą fermę, smród był niemiłosierny, powietrza nie szło złapać.

A obok fermy?

100 metrów dalej mieszka sołtys. Mówi, że daje sobie rok, dwa i się wyprowadzi. Śmierdzi u niego przez cały rok, nie otwierają już okien, choć trzeba dom przewietrzyć, jak robi się gorąco.

Nie suszą ubrań na zewnątrz, zawożą do krewnych. Grillowali często, teraz nie da rady usiedzieć, latają muchy wielkie jak bąki. Gdy otworzy na moment okno, to potem spać nie może.

Jestem często w terenie, w listopadzie nie ma już żadnych owadów, za niska temperatura, noce są bardzo chłodne. A jak stanęliśmy na podwórku obok fermy norek, to nie mogliśmy się opędzić od różnego rodzaju owadów latających. Latały jakieś białe muszki, których nigdy na oczy nie widziałem. Wszędzie wisiały lepy, pułapki w postaci rękawa, po brzegi wypełnione owadami; pułapki na myszy, bo ilość myszy też drastycznie wzrosła w okolicy. Obok fermy inwestor ma pole. Wylewa na nie popłuczyny z krwią, kośćmi i resztkami zwierząt z fermy. Leży to miesiącami, owady do tego ciągną, dzikie zwierzęta roznoszą dalej.

Jeżdżąc po Polsce widziałem wały, które ludzie pobudowali, żeby odgrodzić się od ferm przemysłowych. Po to, żeby ten smród tak mocno nie migrował w kierunku ich domostw.

Ale nie da się odgrodzić od wszystkich zanieczyszczeń, bo duża część z nich deponuje z atmosfery.

Z nieba?

Nie ma norm dotyczących jakości opadów, jedynym sposobem stwierdzania ich stanu, jest porównanie go z wynikami opadów pobieranych w terenach potencjalnie czystych. Gdy pobraliśmy takie próbki w pobliżu fermy w Gościeradzu, to okazało się, że azotu azotanowego było 133 razy więcej niż w próbce pobranej na potencjalnie czystym terenie - Łebie, Puszczy Boreckiej czy na Śnieżce. A azotu amonowego - 14 razy.

Woda opadowa z glonami Hematococcus pluvialisWoda opadowa z glonami Hematococcus pluvialis fot. Jerzy Kupiec

Co to oznacza w praktyce?

Gleby, na które spada taki deszcz, są przeżyźnione. Żadna produkcja ekologiczna w bliższej, a nawet trochę dalszej odległości od fermy nie jest możliwa. To znaczy produkować można, ale produkt nie będzie spełniał norm jakościowych i podczas kontroli będziemy mieli duży problem.

W pobliżu takich ferm pojawiają się nowe wskaźniki biologiczne. W dwóch miejscach w gminie Koźmin Wielkopolski w silnie zanieczyszczonej wodzie z cieków, ale także w zebranych opadach, zarejestrowałem pewien rzadki glon. Nadawał on wodzie czerwony kolor. Ten kolor po pewnym czasie zmieniał się na zielony. Był to Hematococcus pluvialis. Charakteryzuje się tym, że zmienia kolor - jest zielony w optymalnym siedlisku, a w mniej przyjaznym staje się czerwony. Ten glon spadł z opadami. Szukałem podobnego przypadku, znalazłem trzy - jeden w Hiszpanii, dwa w Indiach. Nie udało się tam ustalić pochodzenia tych glonów w opadach.

Skąd pan wie, że winna jest ferma?

Przeanalizowałem obszar do 30 km od miejsca, gdzie te glony się pojawiają. Tam nie ma żadnych innych zakładów, które mogłyby być ich źródłem.

Skąd glony wzięły się na fermie?

Jest to trudne do ustalenia bez informacji o tym, jak wygląda produkcja na fermie. A ciężko to sprawdzić, bo mało który hodowca wpuści tam naukowca.

*Dr Jerzy Kupiec - doktor nauk rolniczych w dyscyplinie kształtowanie środowiska, inżynieria i ochrona środowiska. Adiunkt w Katedrze Ekologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Od 2009 r.  i prowadzi monitoring jakości środowiska w otoczeniu ferm wielkoprzemysłowych

Więcej o: