Od 2016 roku budowa farm wiatrowych jest w Polsce praktycznie zablokowana. PiS stworzył prawo, zgodnie z którym minimalna odległość turbiny wiatrowej to 10-krotność jej wysokości (tzw. zasada 10H). Ponieważ wiatraki mogą mieć 180-200 metrów, to odległość od budynków to nawet dwa kilometry. W ten sposób 99,7 proc. powierzchni Polski zostało wykluczone z tego typu inwestycji.
W tym roku rząd przyjął projekt zmieniający przepisy tzw. ustawy odległościowej. Jednak od czerwca leży on w Sejmowej zamrażarce. Opóźnienie kosztuje nas miliardy, bo blokuje tani prąd ze źródeł odnawialnych. W obozie władzy jest grupa silnych przeciwników wiatraków. Jednak ich argumenty oparte są w dużej mierze na mitach - jak widać po tym, co na temat odblokowania inwestycji w energię wiatrową na lądzie mówił poseł PiS i były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski na antenie Polsat News.
- Wprowadziliśmy w 2016 roku tę ustawę odległościową nie z powodu niechęci do energii odnawialnej - powiedział i dodał, że "ludzie nie chcą wiatraków koło swoich domów". Poseł skrytykował rządowy projekt ustawy i powiedział, że zawarte tam zabezpieczenia dla gmin to "zawracanie głowy, a nie żadne rozwiązania".
Ardanowski stwierdził, że sprawdził też, czy w innych miejscach funkcjonują takie przepisy dot. odległości wiatraków od budynków jak w Polsce. - Owszem, w Bawarii funkcjonują na przykład, nikt tego nie kwestionuje - powiedział. - Zasada jest taka: jeżeli społeczność lokalna sobie nie życzy wiatraka, bo jest przekonana o jego szkodliwości, infradźwiękach, migotaniu cienia, problemach z ptakami, polem magnetycznym, zaśmiecaniem krajobrazu, to po prostu się tego nie robi - stwierdził i dodał, że nie poprze zmiany ustawy odległościowej.
Wątpliwości posła PiS wobec wiatraków są oparte głównie na mitach i - w najlepszym wypadku - półprawdach. Ocena estetyki czy ingerencji w krajobraz jest subiektywna. Jednak kwestie rzekomej szkodliwości wiatraków można sprawdzić - i okazuje się, że te tezy nie są poparte faktami.
Mity Ardanowskiego:
Infradźwięki to fale akustyczne o bardzo niskiej częstotliwości, zazwyczaj niesłyszalnych dla człowieka. Według duńskiej Agencji Ochrony Środowiska turbiny wiatrowe rzeczywiście mogą emitować znikomy poziom infradźwięków - jednak jest on tak niski, że nawet z małej odległości jest niezauważalny. Wiatraki wywołują też dźwięki o niskiej częstotliwości, ale w zakresie słyszalności człowieka - a więc nie infradźwięki.
Nietrudno znaleźć ostrzeżenia przed tym, jak liczne i zróżnicowane objawy - bóle, niepokój itd. - mogą wywoływać infradźwięki. Jednak, jak zwrócono uwagę w artykule w "The Atlantic", infradźwięki z turbin są jednymi z wielu, które otaczają nas na co dzień - z naturalnych źródeł, jak woda, wiatr, fale, oraz tych związanych z działalnością człowieka: samochodów, maszyn, urządzeń. Badanie przeprowadzone w Finlandii pokazało, że infradźwięki z wiatraków nie wywołują negatywnych objawów i ludzie nie zdają sobie sprawy, kiedy są one emitowane. To i inne badania pokazują za to inną zaleźność - osoby mieszkające w pobliżu farm wiatrowych łączą z nimi objawy, które mogą być zupełnie niepowiązane. Wg cytowanego w "The Atlantic" brytyjskiego naukowca, odsetek osób skarżących się na problemy ze snem jest podobny w miejscach, gdzie wiatraki są, i tam, gdzie ich nie ma. Ale ludzie, budząc się w nocy i słysząc wiatrak, będą mówić, że to on zakłóca ich sen.
Chociaż nie ma dowodów na szkodliwość infradźwięków, to wiatraki emitują oczywiście zwykły hałas. Według różnych źródeł, hałas turbiny wiatrowej z odległości kilkuset metrów to około 40 decybeli (porównywalne do klimatyzatora). Każdy hałas może prowadzić do irytacji, a to do stresu i innych objawów. Poziom hałasu zależy od wielu warunków, związanych z pogodą, geografią terenu i samymi wiatrakami oraz oczywiście odległością. Hałas wiatraków może negatywnie wpływać na niektóre gatunki zwierząt, dlatego naukowcy rekomendują badanie tego wpływu i branie go pod uwagę podczas planowania farm wiatrowych.
Możliwe jest stosowanie rozwiazań - od budowy samej turbiny, kształtu łopat czy spowalniania ich obrotu - które zmniejszają problem hałasu.
Nietrudno sobie wyobrazić, jak wiatraki mogą być szkodliwe dla ptaków - to 200-metrowe wieże, z wielkimi, kręcącymi się śmigłami. Dane na ten temat różnią się, jednak pokazują, że zderzenia z turbinami wiatrowymi są przyczyna śmierci setek tysięcy, a nawet ponad miliona ptaków rocznie tylko w USA.
Choć jest to problem, to jego skala jest znikoma w porównaniu z innymi zagrożeniami dla ptaków związanymi z działalnością człowieka. Kilkadziesiąt milionów ptaków ginie w zderzeniach z liniami energetycznymi. Ponad 300 milionów ginie w zderzeniach z samochodami, a kilkukrotnie więcej - uderzając w szyby budynków.
Absolutnie bezkonkurencyjnym zabójcą ptaków są koty domowe, będące gatunkiem inwazyjnym. Tylko w Stanach Zjednoczonych koty zabijają od jednego do nawet kilku miliardów (!) ptaków rocznie. Zatem liczba zabitych ptaków to mniej niż jedna setna procenta tych zabijanych przez koty.
Żeby ograniczyć negatywny wpływ farm wiatrowych na ptaki, należy brać pod uwagę to, jakie gatunki pojawiają się w miejscu planowanej inwestycji i jakie są ich zwyczaje. To pozwala unikać budowania ich w miejscach, gdzie stwarzałyby wyjątkowe ryzyko dla ptaków.
Promieniowanie elektromagnetyczne jest emitowane przez wszystkie urządzenia i instalacje elektryczne, od tostera, przez lokomotywę po sieci wysokiego napięcia. Są też naturalnym elementem środowiska - sama Ziemia ma swoje pole magnetyczne. Promieniowanie może mieć różnych charakter zależnie od konkretnych parametrów. Według WHO nie ma dowodów, że długotrwałe narażenie na niski poziom promieniowania jest szkodliwy dla zdrowia.
Badanie z Kanady wykazało, że poziom promieniowania elektromagnetycznego przy podstawie turbiny wiatrowej jest niskie i gwałtownie spada w odległości od niej. Poziom promieniowania był niższy od tego, jaki emitują niektóre sprzęty domowe. Już dwa metry od podstawy nie było żadnego dodatkowego promieniowania. Nieco wyższe jest promieniowanie bezpośrednio pod liniami przesyłowymi, jednak także ono znika pod oddaleniu się. Pomiary w domach znajdujących się 500 m od turbin nie wykazały żadnego dodatkowego promieniowania.
Kolejne sondaże pokazują, że Polacy z reguły popierają rozwój energii odnawialnej i mają pozytywne zdanie na temat wiatraków. Zdecydowana większość popiera szybką zmianę prawa, która odblokowałaby możliwości budowania farm wiatrowych.
Brakuje sondaży, które dokładnie odpowiadałyby na pytanie, czy ludzie popierają, czy sprzeciwiają się budowie wiatraków tam, gdzie mieszkają. Ankiety na ten temat robiło Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej we współpracy z instytutem badawczym GfK Polonia i pokazywało ono, że mieszkańcy gmin, w których już są turbiny wiatrowe, mają o nich pozytywne zdanie. To jednak tylko jedno badanie. Trudno więc zaprzeczyć tezie, że ludzie "nie chcą wiatraków koło domów" - ale tak samo nie ma dowodów, że tak jest, poza konkretnymi przypadkami protestów.
Zgodnie z rządową ustawą, której Ardanowski się sprzeciwia, lokalne społeczności będą same decydować o tym, czy wiatraki będą mogły być tam stawiane, czy nie. Farmy wiatrowe będą mogły powstać wyłącznie na podstawie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego.
Poseł PiS chciał podeprzeć się przykładami podobnych przepisów dotyczących wiatraków w innych krajach. To argument, który politycy partii rządzącej chętnie stosują także w innych przypadkach, np. wybierając jeden przepis z danego kraju dotyczący sądownictwa i próbując w ten sposób przekonać, że Niemcy czy Holandia mają "takie samo" prawo, jakie oni chcą wprowadzić.
Ardanowski musiał się sporo naszukać, bo prawie nigdzie w UE nie ma tak restrykcyjnych zasad odległościowych dla wiatraków, jak w Polsce. Na poziomie krajowym nie obowiązują one w żadnym innym państwie (wyjątkiem są Węgry, gdzie budowa wiatraków jest jeszcze bardziej utrudniona). W kilku krajach przepisy różnią w zależności od regionów i rzeczywiście, w niemieckiej Bawarii obowiązuje zasada 10H - jak w Polsce.
Jednak nie można powiedzieć, że "nikt tego nie kwestionuje". Prawo blokujące budowanie farm wiatrowych w Bawarii jest jak najbardziej krytykowane m.in. przez stowarzyszenie branżowe energetyki wiatrowej. Niemiecki serwis cleanenergywire.org opisuje zasadę 10H w Bawarii jako "kontrowersyjną" i przytacza raport samego rządu kraju związkowego, według którego jej wprowadzenie ograniczyło rozwój energii odnawialnej. Krytykowali ją politycy m.in. z partii Zielonych, władze centralne, biznes i ekolodzy.
Do tego w tym roku sama Bawaria zdecydowała, że w specjalne wybranych obszarach poluzuje przepisy i zezwoli na budowę wiatraków w odległości 1000 metrów. Celem jest większa krajowa produkcja energii i uniezależnienie od dostaw gazu z Rosji.