Ceny energii rosną z powodu naszego uzależnienia od paliw kopalnych, a żeby poradzić sobie z kryzysem, musimy stawiać na energię odnawialną i przyspieszyć zieloną transformację - takie opinie można usłyszeć od aktywistów i ekspertów zajmujących się polityką klimatyczną. Ale to także poglądy większości Polek i Polaków, a nawet dużej części wyborców PiS - wynika z nowych badań.
Widać to wynikach sondaży przeprowadzonych dla inicjatywy More in Common. Wśród najczęściej wymienianych przyczyn wzrostu cen jest nasza zależność od paliw kopalnych, a więc ropy, węgla i gazu. Jako jedną z przyczyn drożyzny wymieniło to 39 proc. respondentów w badaniu przeprowadzonym w lipcu przez YouGov.
Częściej wymieniane były tylko polityka polskiego rządu (54 proc.) oraz działania Rosji (45 proc.). Tylko niewielka część wśród przyczyn widzi "kosztowną politykę klimatyczną" (14 proc.) czy działania Unii Europejskiej (13 proc.). I choć najczęściej to wyborcy Lewicy wiążą paliwa kopalne z kryzysem, to taki pogląd podziela też 1/3 wyborców PiS i Konfederacji.
Polki i Polacy nie tylko wiążą zależność od ropy, gazu i węgla z rosnącymi cenami, ale też uważają zieloną energię za jedno z kluczowych rozwiązań. 2/3 respondentów zgadza się, że jednym z powodów rosnących cen jest to, że rząd za późno zabrał się za inwestycje w odnawialne źródła energii (OZE). To samo mówią w rozmowach z nami eksperci z proklimatycznych organizacji, jak np. Greenpeace.
- W kwestiach klimatycznych, w nastawieniu do poszczególnych źródeł energii, polskie społeczeństwo odjechało elitom politycznym. Jest w tej dyskusji dużo dalej od tego, co robią politycy - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl Adam Traczyk, politolog i dyrektor More in Common Polska.
Jak tłumaczył, badania pokazują, że wobec energii odnawialnej "praktycznie nie ma ideologicznego oporu". - Co więcej - ludzie coraz silniej dostrzegają, że rozwiązania dobre dla klimatu przekładają się na niezależność energetyczną, niższe ceny, czystsze środowisko, konkurencyjność i nowoczesność gospodarki. I chętniej stawiają na to, co poprawia ich życie, niż przymuszają się do wypełnienia wielkich, moralnych, ale w ich percepcji dość abstrakcyjnych zobowiązań - stwierdził.
Na wysokim poziomie jest poparcie dla zielonych rozwiązań - i nawet nie głównie dlatego, że wymaga tego walka ze zmianami klimatu, ale też w celu radzenia sobie z obecnym kryzysem. 61 proc. uczestników badania jest za przyspieszeniem przejścia na zieloną energię, aby "wypełnić zobowiązania klimatyczne i szybciej uzyskać niezależność energetyczną". Niemal tyle samo przyznaje, że odkładanie transformacji na później przedłuża naszą zależność od "ludzi takich jak Putin" oraz w przyszłości przełoży się na drogą energię.
Jednocześnie połowa opóźniłaby "zobowiązania klimatyczne", by "dać ludziom więcej czasu na wyjście z kryzysu wysokich kosztów życia". Czy to sprzeczne z innymi deklaracjami? Jak tłumaczył Traczyk, taka pozorna sprzeczność wynika z tego, że konkretne rozwiązania są postrzegane znacznie lepiej od wielkich haseł jak "zobowiązania klimatyczne". - Konkretne zielone rozwiązania są odbierane bardziej pozytywnie niż ogólne hasło "polityka klimatyczna". Sprawy takie jak przechodzenie na OZE, wymiana źródła ciepła, wywołują powszechną aprobatę. Do nagłówka "polityka klimatyczna" Polacy podchodzą z większym sceptycyzmem, on bardziej polaryzuje - stwierdził.
- U największej części to podejście jest pragmatyczne. Dotyczy osobistego rachunku zysków i strat. Największą barierą w dziedzinie energetyki jest kwestia ceny - żeby ewentualne dodatkowe koszty nie były przerzucane na obywateli - powiedział i dodał: - Gdy rozwiązania proklimatyczne są wplecione w inne obszary polityki, uzyskują większe poparcie, niż gdy występują jako osobny pakiet. Bo "redukcja emisji" jest dla klimatu, a tańszy, czysty prąd jest dla człowieka. W centrum polityki klimatycznej musi stać człowiek.
Druga kwestia to tzw. język korzyści - czyli mówienie nie o wyrzeczeniach, a o szansach polityki klimatycznej. - Dyskusja o klimacie często była prowadzona przez pryzmat zbliżającej się katastrofy i wielkich kosztów i wyrzeczeń, które trzeba ponieść, aby ją powstrzymać. Nagle okazuje się, że polityka klimatyczna może dostarczać rozwiązań nie tylko w sprawach klimatu, ale i wzrostów cen czy jakości życia. Zamiast być częścią problemu, stała się częścią rozwiązania, zamiast źródłem kosztów - korzyści - stwierdził politolog. Próby kierowania debaty klimatycznej w tę stronę widać m.in. w Unii Europejskiej czy u części amerykańskich Demokratów. Nowy Zielony Ład zza oceanu i jego europejska wersja obiecują przede wszystkim lepsze życie, a nie tylko uniknięcie katastrofy. "Europejski Zielony Ład poprawi dobrostan i zdrowie obywateli i przyszłych pokoleń" - przekonuje Komisja Europejska.
Poparcie dla OZE jest powszechne. Przyspieszenie przechodzenia na energię odnawialną w celu obniżenia kosztów chce około 90 proc. (!) wyborców KO i Lewicy i 76 proc. popierających Polskę 2050, ale też 65 proc. wyborców PiS i 59 proc. - Konfederacji. Niemal co drugi zwolennik PiS uważa, że zieloną transformację trzeba przyspieszyć w celu zwiększenia niezależności energetycznej, a 42 proc. z nich uważa, że opóźnianie odejścia od paliw kopalnych wpłynie na wyższe ceny energii.
Tymczasem według oceny Traczyka klasa polityczna "ewidentnie tego nie docenia i ten temat politycznie nie jest do końca zagospodarowany". - Tym bardziej że nie tylko lewicowo-liberalni wyborczy opowiadają się za zielonymi rozwiązaniami. U nich to poparcie jest największe, ale także duża część elektoratu PiS czy Konfederacji popiera OZE. Te kwestie w pewnym stopniu wymykają się polaryzacji czy - negatywnie rozumianej - tożsamości politycznej. To może łączyć Polaków i jednocześnie tworzyć przestrzeń na podjęcie bardziej ambitnych kroków politycznych - stwierdził.
Jednak - jak zauważył - ten powszechnie pozytywny stosunek "gdzieś gubi się, kiedy nacisk z konkretnych rozwiązań proklimatycznych przesuwa się w stronę bieżących sporów politycznych i znanych z mediów polaryzujących przekazów, jak choćby o polityce klimatycznej Unii Europejskiej".
To, że ogólne hasła dot. polityki klimatycznej mogą bardziej polaryzować, widać w pytaniu o zmierzch ery węgla. U zwolenników opozycji zdecydowana większość zgadza się, że jego czas dobiegł końca. Większość wyborców PiS wciąż deklaruje, że "węgiel to jedyny surowiec, który gwarantuje nam stabilność". Jednak nawet wśród nich to niewielka większość - tak uważa 51 proc. z nich, a 38 proc. jest przeciwnego zdania i sądzi, że era węgla się skończyła i trzeba jak najszybciej przechodzić na czyste źródła energii.
Zdecydowana większość ludzi popiera energię odnawialną w każdej grupie wiekowej, w dużych i małych miejscowościach. I chociaż to wśród najmłodszych widać najwięcej aktywistów klimatycznych, największe poparcie dla OZE jest u osób 60+. - W naszych i innych badaniach widać, że kwestie klimatu, ochrony środowiska to nie tylko - a nawet nie przede wszystkim - temat młodych. To kwestia dla wszystkich pokoleń, choć z różnymi motywacjami - stwierdził politolog i dodał: - U różnych osób różne są powody poparcia zielonej energii. Dla jednych to kwestia nowoczesności, dla innych - opłacalności. Dla wielu, szczególnie w starszym pokoleniu, istotnym bodźcem jest zachowanie piękna polskiej przyrody. Są więc konserwatywne argumenty za zieloną transformacją.
Wyniki, o których mówił Traczyk, nie są rodzynkiem wśród innych badań. Przeciwnie - także inne sondaże pokazują szerokie poparcie dla energii odnawialnej, także jako jednego z rozwiązań kryzysu. W niedawnym badaniu IBRIS dla "Rzeczpospolitej" zapytano, co Polska powinna zrobić w związku z kryzysem energetycznym. Aż 80 proc. wskazało rozwój energii odnawialnej, jak farmy wiatrowe i panele fotowoltaiczne. Mniej niż połowa - 44 proc. - uważa, że powinniśmy zwiększyć wydobycie węgla.
Polacy popierają zielone rozwiązania, ale jednocześnie nie widzą zmian klimatu i ochrona środowiska jako jednego z najważniejszych wyzwań, z którym mierzy się dziś Polska. Wskazuje je tylko 13 proc. respondentów (w grudniu 2021 roku było to 10 proc.).
Główna obawa to inflacja i rosnące ceny - je wymieniło 72 proc. badanych. Jeszcze w grudniu było to 49 proc. Bardziej martwią one zwolenników opozycji niż wyborców PiS. Ci w niemal równie często, co drożyznę, wymieniają jako wyzwanie wojnę w Ukrainie i zagrożenie bezpieczeństwa ze strony Rosji. Niemal nie boimy się już pandemii - wśród największych wyzwań widzi je 11 proc.
To z jednej strony odpowiada powtarzanemu często hasłu, że bardziej obawiamy się końca miesiąca niż końca świata - czyli ze trudno myśleć ratowaniu planety w kolejnych dekadach, gdy pensji czy emerytury nie starcza na czynsz, rachunki i leki. Jednak to tylko część rzeczywistości, bo zmiany klimatu już teraz bezpośrednio przekładają się na nasz "koniec miesiąca". Susza w Europie przyczynia się do wzrostu cen żywności oraz energii (problemy z transportem węgla czy chłodzeniem elektrowni). Pożary, ulewy i powodzie wywołują konkretne straty. Nawet te zjawiska, które nie dotykają nas bezpośrednio, przekładają się na nasze życie. Susza w Indiach czy USA, powodzie w Chinach, huragany - to wszystko może przyczyniać się do droższej żywności także w Polsce. A jednak zmiany klimatu nie są na wśród głównych obaw Polek i Polaków. Czy nie dostrzegamy tego związku?
- Wydaje mi się, że zaczynamy łączyć kropki między zmianami klimatu a problemami, jakie nas dotykają. Ludzie widzą, że paliwa kopalne przyczyniają się do wysokich cen. I dostrzegają to częściej niż politycy - uważa Traczyk. Jednocześnie podkreślił, że "to, co dzieje się daleko, ma na nasz mniejszy wpływ niż to, co blisko. To wydaje się oczywiste, ale dokładnie tak to działa. Ten topniejący lodowiec w Alpach, wyschnięta rzeka we Francji, upał w Indiach oddziałuje mniej, niż wysychający las obok domu lub zatruta rzeka za miastem".
Do wyborów parlamentarnych jeszcze ponad rok, ale kampania wyborcza już trwa. Robienie założeń co do tego, jak będzie ona wyglądać w przyszłym roku i co będzie głównym tematem jest w obecnych czasach niezwykle ryzykowne. Na początku ubiegłego roku mogło się wydawać, że najbliższe lata zdominuje temat pandemii, ale dziś ledwo o niej pamiętamy. Gorący politycznie temat migracji z Białorusi już niemal nie istnieje w debacie publicznej; nawet obawy wojenne nie są teraz tak ważnym tematem, jak kryzys gospodarczy, energetyczny i drożyzna. Każda z tych kwestii może być ważna w kolejnych wyborach, a nie sposób przewidzieć, co jeszcze pojawi się do tego czasu.
Jednak prawdopodobne wydaje się, że sprawy drogiej energii i jej skutków zostaną z nami na dłużej. To może być szansą dla polityków, którzy dobrze wstrzelą się w potrzeby wyborców. - Na scenie politycznej brakuje silnego głosu z ofertą odpowiadającą na to, jak pozytywny stosunek Polacy mają do zielonych rozwiązań. To temat zagospodarowania przez polityków, szczególnie przez opozycję, bo widać, że obecnej władzy jest to temat niewygodny - ocenił Traczyk.
Obecny rząd jest w trudnej sytuacji po pierwsze dlatego, że po ośmiu latach rządów trudno zrzucać winę za kryzys energetyczny na inne partie - nawet jeśli rzeczywiście zapóźnienia to także odpowiedzialność wcześniejszych rządów. Po drugie w samym obozie rządzącym nie ma zgody co do drogi, którą należy wybrać.
- PiS musi mówić w tej sprawie dwugłosem. I widać, że narracyjnie miota się między przekazem skierowanym do zwolenników OZE, a to do zwolenników węgla i sceptyków zielonej transformacji. Wśród wyborców opozycji ten rozkład jest bardziej jednoznaczny. To daje pole do bardziej odważnego mówienia o klimacie. Ale niekoniecznie o rzeczach, które są dość abstrakcyjne, jak redukcja emisji czy osiągnięcie neutralności klimatycznej do tego czy tego roku, tylko przetłumaczenie tej zielonej polityki na język namacalnych korzyści i ulżenia w kryzysie - stwierdził Traczyk.
Badanie YouGov przeprowadzono w dniach 18-21 lipca 2022 metodą CAWI (wspomagany komputerowo wywiad internetowy) na próbie 1004 osób.