"Renesans węgla"? Niemiecki ekspert: Elektrownie przywracane są na krótko, bo to te paliwa są problemem

W środku kryzysu klimatycznego kraj współrządzony przez Zielonych przywraca do sieci elektrownie węglowe. Decyzja Niemiec (i kilku innych państw) jednych oburza, innym daje argumenty przeciwko zielonej transformacji. Jednak eksperci podkreślają, że to tylko udowadnia, jakie problemy rodzi nasze uzależnienie od paliw kopalnych. - Przywrócenie elektrowni węglowych jest absolutnie środkiem zaradczym na kryzys. To tymczasowe i krótkotrwałe - i jest konsekwencją uzależnienia od importu paliw kopalnych - powiedział Simon Müller z Agora Energiewende.
Zobacz wideo Niski poziom wody w Wisły. Nagraliśmy, jak susza wpłynęła na rzekę w stolicy

Gdy nowa niemiecka koalicja - z udziałem m.in. Zielonych - przejmowała władzę w kraju, społecznym oczekiwaniem było przede wszystkim przyspieszenie transformacji energetycznej i odejścia od węgla. I rzeczywiście - w umowie koalicyjnej rządu Olafa Scholza zadeklarowano dążenie do końca węgla w 2030 roku, zamiast w 2038.

Tymczasem w lipcu ta sama koalicja przyjęła ustawę, która pozwala na przedłużenie pracy lub nawet ponowne podłączenie do sieci elektrowni węglowych. Mają one w razie potrzeby uzupełnić braki mocy związane z niedoborem gazu. Niemcy są silnie uzależnione od importu tego paliwa z Rosji i choć nie zdecydowały się na embargo na rosyjski gaz, to i tak mają problemy z jego brakiem. Rosja co rusz odcina lub ogranicza dostawy, a w tej chwili gazociągiem Nord Stream płynie tylko 20 proc. tego, co zazwyczaj.

To oznacza nie tylko wysokie ceny, ale - zależnie od pogody i dalszych działań Moskwy - możliwy brak gazu zimą. Także inne kraje mają problemy z energią. Holandia, Austria oraz Francja (która ma problemy z elektrowniami atomowymi) planują uruchomienie dodatkowych mocy węglowych. Czy to oznacza powrót Europy do węgla i przyznanie, że zapewnia on bezpieczeństwo energetyczne?  Taką narrację chętnie podejmuje rząd PiS. Jednak eksperci podkreślają, że "powrót" węgla jest mały, krótkotrwały i ma nie zagrażać celom klimatycznym. A obecna sytuacja wskazuje, że właśnie paliwa kopalne są problemem.

- Polska od lat bardzo wyraźnie ostrzega kraje takie jak Niemcy o zagrożeniach wynikających z uzależnienia się od importu paliw kopalnych z Rosji. Lekcja, jaką musimy z tego wyciągnąć, to podejmowanie dobrych decyzji dotyczących zasobów energetycznych, a więc odejście od paliw kopalnych na rzecz taniej i czystej energii odnawialnej z wiatru i fotowoltaiki - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl Simon Müller, dyrektor zespołu ds. Niemiec w Agora Energiewende (niemieckiego think tanku zajmującego się transformacją energetyczną).

Dodatkowe emisje tylko w krótkim terminie?

Z analizy think tanku Ember wynika, że trudno mówić o "powrocie" czy "renesansie" węgla w Europie. W sumie planowane jest przygotowanie jako rezerwy, ponowne włączenie lub zwiększenie mocy 26 bloków węglowych, w tym 20 w Niemczech. Powrót do węgla wcale nie jest łatwy. Jak opisuje euronews.com, przeszkody stanowią wysokie ceny węgla, "wąskie gardła" w transporcie i stara infrastruktura.

Jednak całkowita moc tych elektrowni to 14 gigawatów. Działając przez cały 2023 roku na średnio 65 proc. możliwej mocy, wygenerują tyle prądu, ile cała UE zużywa w tydzień. Z wyliczeń Ember wynika, że oznaczałoby to dodatkowe 30 mln ton emisji CO2. To z jednej strony niewiele - odpowiada to 1,3 proc. całkowitych emisji Unii Europejskiej w 2021 roku. To także mniej, niż w ciągu roku emituje jedna elektrownia - Bełchatów. 

W skali globalnej zużycie węgla wzrośnie o 0,7 proc. w 2022 roku - wynika z opublikowanej w czwartek prognozy Międzynarodowej Agencji Energetycznej. W przyszłym roku może ono dalej wzrosnąć, osiągając rekordowy poziom. W samej Unii Europejskiej zużycie ma wzrosnąć w tym roku o 7 proc.

Wzrost zużycia węgla to odwrotny kierunek, niż powinniśmy przyjąć, by zatrzymać zmiany klimatu. Nawet, jeśli wzrost ma być niewielki, to każda tona CO2 w atmosferze przyczynia się do wzrostu temperautry planety. Dlatego Niemcy i inne kraje zapewniają, że czasowe włączenie elektrowni węglowych nie przyczyni się do zwiększenia ich całkowitych emisji do 2030 roku. Analogiczna jest też obietnica niemieckiego rządu - pomimo powrotu niektórych bloków węglowych, data końca produkcji energii z węgla ma pozostać niezmieniona.

- Mówiąc o tym, jaki będzie efekt ponownego podłączenia elektrowni węglowych do niemieckiej sieci, należy rozważyć dwie perspektywy czasowe. W krótkim okresie - 1-2, może 3 lat - jest jasne, że przyczyni się to do dodatkowej emisji gazów cieplarnianych z systemu energetycznego. Ale w perspektywie średnioterminowej europejski system ETS (handlu uprawnieniami do emisji) nakłada limit emisji na energetykę. A ponieważ ten limit pozostaje niezmieniony, w kolejnych latach będzie większa presja na odchodzenie od paliw kopalnych - powiedział Simon Müller.

Czy przyspieszenie jest możliwe?

W teorii całkowita ilość wyemitowanego dwutlenku węgla do 2030 ma w ten sposób pozostać niezmieniona: Niemcy wyemitują trochę więcej w najbliższych latach, ale w kolejnych już mniej, niż zakładali dotychczas.

Czy takie przyspieszenie jest możliwe? Zdaniem Müllera - tak. - Transformacja w celu wycofania węgla do 2030 r. jest trudna, ale możliwa do przeprowadzenia - powiedział i dodał, że "kluczową kwestią jest to, że pozostanie w budżecie węglowym będzie wymagało dodatkowych działań ograniczających emisje" i "dodatkowego przyspieszenia rozbudowy energii odnawialnej w Niemczech i w całej Europie".

Jak powiedział, nowy rząd niemiecki wprowadził już szereg środków, które mają to osiągnąć. - Uważamy jednak, że należy je jeszcze wzmocnić. Na przykład dla obszaru, na którym zostaną postawione wiatraki, można przeprowadzić jedną ocenę środowiskową - zamiast wykonywania ich dla każdej turbiny z osobna. Tworzy to tzw. "go-to area", które wskazują inwestorom, gdzie można zbudować farmę wiatrową zgodnie z zasadami ochrony środowiska - i przyspiesza ich powstawanie. Istnieje wiele podobnych przeszkód, które można i trzeba rozwiązać, aby uzyskać niezbędne przyspieszenie w realizacji naszych celów klimatycznych - stwiedził.

- Po drugie, konieczne jest ograniczenie emisji w przemyśle, który od wielu lat pozostaje w tyle. Potrzebne są regulacje umożliwiające przejście na technologie neutralne dla klimatu, w tym szeroką elektryfikację procesów wykorzystujących obecnie paliwa kopalne. To jednocześnie wzmacnia nasze bezpieczeństwo energetyczne poprzez zmniejszenie zależności od paliw kopalnych

- powiedział Müller. 

Kolejne bariery dotyczą łańcuchów dostaw oraz finansowania. Pandemia, rosyjska wojna i inne wstrząsy dla światowej gospodarki sprawiają, że niektóre surowce czy urządzenia są trudniej dostępne. Według niemieckiego eksperta to krótkoterminowy problem i przemysł wcześniej radziło sobie z takimi wyzwaniami. - Choć mamy wiele do nadrobienia, możemy stworzyć w Europie silny przemysł produkcji paneli fotowoltaicznych, co również złagodzi problemy z dostawami - dodał.

Inflacja może nieść za sobą chęć ograniczania wydatków państwa, a z drugiej - dystrybucji środków na pomoc dla obywateli dotkniętych m.in. wysokimi rachunkami. To teoretycznie może oznaczać mniej pieniędzy na transformację energetyczną. Polski rząd planuje w tej chwili dodatek wysokości 3 tys. zł dla osób ogrzewających domu węglem, na co przeznaczy ponad 11 mld zł. - Jeśli spojrzymy na obecną inflację, to kryzys związany z energią z paliw kopalnych jest jedną z głównych przyczyn. Aby walczyć z inflacją, trzeba obniżyć koszty energii. A ponieważ energia odnawialna jest konkurencyjna cenowo, to właśnie ona stanowi jedno z rozwiązań. Odnawialne źródła energii nigdy nie były tak konkurencyjne jak dziś - podkreślił Müller.

- Wreszcie trzeba poważnie podejść do kwestii obniżenia zużycia gazu poprzez elektryfikację i działania na rzecz efektywności energetycznej. W Polsce widzimy duży sukces na polu instalacji pomp ciepła - coś, z czego Niemcy mogą brać przykład. Ponadto jest to pozytywny trend dla branży: w Polsce powstają nowe fabryki pomp ciepła.

Węglowa hipokryzja?

Nawet jeśli spełnią się zapewnienia, że ewentualne uruchomienie elektrowni nie wpłynie na cele klimatyczne w dłuższej perspektywie, to z pewnością wysyła to zły sygnał. 

Daje to politykom w Polsce dodatkowy argument za dalszym przeciąganiem odejścia od węgla, nawet jeśli eksperci powtarzają, że paliwa kopalne są źródłem problemu, a nie rozwiązaniem. Antyklimatyczni populiści pokroju Janusza Kowalskiego z Solidarnej Polski wypaczają fakty i szukają argumentów za dalszym opóźnianiem transformacji energetycznej.

- Fakt, że Niemcy w obliczu kryzysu korzystają z elektrowni węglowych, pokazuje, jak silne pozostaje uzależnienie od paliw kopalnych. Ale powodem nie jest to, że transformacja energetyczna nie działa - wręcz przeciwnie. Powodem, dla którego mamy problem, jest to, że nie podeszliśmy do transformacji wystarczająco sumiennie i poważnie - ocenił Müller. Zwrócił uwagę, że 10 lat temu rząd niemiecki "pozwolił na załamanie się rynku energii słonecznej" i nadal nie wrócił on do tamtego poziomu. - 5 lat temu podobny los spotkał rynek lądowych farm wiatrowych. Jesteśmy więc w trudnej sytuacji, bo spowolniliśmy transformację w kierunku energii odnawialnej - stwierdził. Na podobną sytuację nad Wisłą zwracają uwagę polscy eksperci. Wprowadzone na początku rządów PiS prawo praktycznie zablokowało budowę wiatraków na lądzie. Gdyby powstawały one w tym samym tempie, co do 2016 roku, teraz potrzebowalibyśmy znacznie mniej węgla. Z drugiej strony nasz system energetyczny ratują teraz panele fotowoltaincze, przez niektórych określane jako "niestabilne źródło energii".

Poza tym nawet zwiększenie wydobycia w Polsce - nawet, gdyby było możliwe i opłacalne - nie jest gwarancją niższych cen ciepła i energii. Jak zwrócił uwagę Müller, nawet w przypadku Polski, która ma własne zasoby paliw kopalnych, i tak pozostajemy częścią globalnego rynku. - Zmienność cen paliw uderza więc w konsumentów, co widzimy właśnie teraz - podkreślił.

Paliwa kopalne to problem, nie rozwiązanie

O podwójnych standardach mówi się też w krajach rozwijających. W ten sposób działania UE określił Cavince Adhere, specjalista ds. stosunków międzynarodowych z Kenii. W wypowiedzi cytowanej przez telesurenglish.net powiedział, że kraje Europejskie czerpały korzyści ze spalania paliw kopalnych, a teraz wobec kryzysu naginają własne aspiracje środowiskowe.

- Kraje uprzemysłowione muszą dawać przykład, jeśli oczekujemy, że kraje globalnego południa rozpoczną transformację energetyczną. Aby odnieść międzynarodowy sukces w działaniach na rzecz klimatu, musimy wspierać je w przeskoczeniu epoki paliw kopalnych i osiągnięciu przystępnego cenowo przejścia na energię odnawialną - skomentował to ekspert i dodał:

- Aby zachować naszą wiarygodność na arenie międzynarodowej, musimy postawić sprawę jasno: przywrócenie elektrowni węglowych jest absolutnie środkiem zaradczym na kryzys, jest tymczasowe i krótkotrwałe oraz jest konsekwencją uzależnienia od importu paliw kopalnych. Jedynym sposobem na rozwiązanie kryzysu i odzyskanie suwerenności energetycznej jest radykalne i masowe przyspieszenie wdrażania efektywności energetycznej i energii odnawialnej.

Eksperci z innych europejskich organizacji są zgodni, że paliwa kopalne - w tym węgiel i gaz - są źródłem kryzysu, a ewentualne dalsze inwestycje w węgiel to nie rozwiązanie. 

"Pomimo licznych sygnałów ostrzegawczych, państwa UE zignorowały ryzyko nadmiernego uzależnienia od importowanego gazu i zlekceważyły potrzebę szybkiego zastąpienia go krajowymi źródłami energii odnawialnej" - oceniła analityczka Ember Sarah Brown.

Zdaniem Kathrin Gutmann z kampanii Europe Beyond Coal obecnego kryzysu można było uniknąć, gdyby kraje europejskie podjęły bardziej zdecydowane zobowiązania w zakresie efektywności energetycznej i źródeł odnawialnych. Zamienianie jednego paliwa kopalnego na drugie - czyli węgla na gaz - określiła jako "bezmyślne".

Niemiecki atom pod znakiem zapytania

Transformacja energetyczna zachodniego sąsiada dotyczy nie tylko odchodzenia od węgla, ale też energii atomowej. Wieloletni plan wygaszania elektrowni atomowych właśnie dobiega końca i trzy ostatnie z nich miały pracować tylko do końca roku. Niemcy już wcześniej były krytykowane za to, że nie przedłużają pracy elektrowni, a wciąż produkują prąd z paliw kopalnych: węgla i gazu. 

Teraz, gdy konieczne może być uruchomienie dodatkowych bloków węglowych, pojawiła się koncepcja przedłużenia pracy elektrowni atomowych. - Zrobiliśmy analizę, jakie byłyby korzyści z przedłużenia pracy pozostałych elektrowni jądrowych. To oszczędność około 3 TWh z innych źródeł - a więc równowartość 0,3 proc. niemieckiego zużycia gazu i około 1 proc. utraty importu z Rosji. Tak więc wkład tych elektrowni w oszczędzanie gazu jest niewielki - powiedział Müller. 

Zwrócił uwagę, że energia jądrowa "leży u podstaw drugiego kryzysu energetycznego w Europie, we Francji". - Połowa reaktorów nie pracuje z powodu problemów technicznych. A niedobór energii z tego powodu jest 10 razy większy niż to, co produkują niemieckie elektrownie jądrowe - powiedział. Podkreślił jednak, że biorąc to pod uwagę, "musimy rozważyć wszystkie opcje dostarczania energii elektrycznej". - I niemiecki rząd analizuje teraz, na ile pomogłoby przedłużenie pracy pozostałych trzech elektrowni atomowych. Zobaczymy, jaki będzie wynik tej analizy. Ale nic z tego nie zmienia faktu, że te trzy elektrownie nie są rozwiązaniem kryzysu - powiedział.

Więcej o: