Gotowi na Fit for 55? KE planuje duże zmiany. Polski rząd nie wszystkimi jest zachwycony

Maria Mazurek
Tak wielkiej transformacji jeszcze nie było. Bruksela zaprezentowała plan konkretnych przepisów, które mają sprawić, że do 2030 roku UE zetnie emisje dwutlenku węgla o 55 proc. Zmian jest dużo, niektóre zaskakująco odważne. Pytanie, czy uda się je zatwierdzić, bo niektóre propozycje KE nie wszystkim się podobają. Zatrzeżenia sygnalizuje już Polska - choć jednocześnie może liczyć na największy zastrzyk finansowy z zupełnie nowego funduszu.

Były cele i deklaracje, teraz czas na działanie. Najważniejszym, z długoterminowego punktu widzenia, wydarzeniem w Europie było w tym tygodniu ogłoszenie planu klimatycznego Komisji Europejskiej. Chodzi o dostosowanie unijnego prawa do pośredniego celu klimatycznego, zakładającego zmniejszenie emisji dwutlenku węgla w UE o 55 proc. do 2030 roku w porównaniu z poziomem z 1990 roku (celem ostatecznym jest neutralność klimatyczna do roku 2050). Obecne zapisy sprzyjające dekarbonizacji są niewystarczające - ustalano je, kiedy cel emisyjny wynosił 40 proc.

Cel zakładający zerową emisję netto dotyczy dość odległej przyszłości (w każdym razie w świadomości wielu ludzi, czasem także polityków), bo w tej chwili mówimy o perspektywie trzech dekad, czyli kolejnego pokolenia. Tak naprawdę jednak, od liczby 0 za 30 lat ważniejsza jest ścieżka, jaką do tego zera chcemy dochodzić. Bo jeśli do 2049 roku nie zrobimy nic, a potem w 2050 nagle zetniemy emisje do zera, nic nam to nie da. Klimat nie poczeka, do tego czasu zmiany mogą być już nieodwracalne. 

Zobacz wideo Bada lodowce na Spitsbergenie: Arktyka zmienia się bardzo szybko. Nic nie dzieje się bez przyczyny

Propozycja KE to wielki pakiet legislacyjny. Kilkanaście dokumentów, z których każdy liczy po kilkaset stron - łącznie blisko 3800, co na gorąco omawialiśmy już w artykule pod tym linkiem. Eksperci przez wiele dni będą się w nie wczytywać, my teraz spróbujemy przedstawić pierwszą analizę propozycji Brukseli. 

Fit for 55. Komisja Europejska ogłasza pakiet klimatyczny

Na początek wyjaśnienie, co dokładnie ogłosiła KE. Pakiet określany jest nazwą "Fit for 55" - liczba 55 oznacza poziom planowanego cięcia emisji. Składa się z 13 projektów przepisów. Najważniejsze zmiany to:

  • Rozszerzenie systemu ETS. 

Przede wszystkim chodzi o to, by emisje były obniżane szybciej. Polityka klimatyczna UE opiera się obecnie na systemie EU ETS. Ten europejski system handlu emisjami obejmuje podmioty z branży energetycznej i energochłonnego przemysłu, które odpowiadają za około 40 proc. emisji gazów cieplarnianych na kontynencie. Firmy te muszą niejako "pokryć" dwutlenek węgla, wydzielany w ramach swojej działalności do atmosfery. W tym celu kupują uprawnienia do emisji każdej tony tego gazu na specjalnych aukcjach (niektóre czasem dostają te pozwolenia za darmo). Uprawnieniami można handlować na stworzonym w tym celu rynku. Co roku wydawanych jest ich coraz mniej, by zachęcić firmy do przechodzenia na "zieloną" energię i produkcję (do tego handlowane na rynku uprawnienia w ostatnich kilkunastu miesiącach mocno drożeją - teraz to około 50 euro za tonę).

Komisja chce przyspieszyć tempo zmniejszania ilości uprawnień - to raz. Poza tym, mniej ma być wydawanych uprawnień darmowych, do systemu ETS ma dołączyć transport morski, a zasady dotyczące lotnictwa mają zostać zaostrzone . To nie wszystko. Osobny mechanizm na wzór ETS ma zostać stworzony dla transportu, budownictwa i ocieplenia budynków - zmiany oznaczają, że także na te sektory zostaną nałożone koszty emisji CO2. To najbardziej kontrowersyjna propozycja, o czym więcej za chwilę. 

Państwa będą musiały wydawać całość przychodów ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 na cele związane z transformacją energetyczną. Obecnie ten obowiązek dotyczy 50 proc. przychodów. W przypadku nowych branż objętych mechanizmem część przychodów ma budować nowy fundusz. 

KE przekonuje, że system ETS jest skuteczny. W ciągu 16 lat doprowadził do zmniejszenia emisji pochodzących z branży energetycznej i energochłonnego przemysłu o 42,8 proc. 

  • Koniec z nowymi samochodami spalinowymi od 2035 roku.

Normy emisji dwutlenku węgla dla samochodów osobowych zgodnie z propozycją zostałyby mocno zaostrzone. Do 2030 roku o 55 proc. (w porównaniu ze stanem obecnym), a od 2035 już o 100 proc. To oznacza, że za 14 lat w UE nie będzie można zarejestrować samochodu z silnikiem spalinowym, wszystkie będą musiały być bezemisyjne, to śmierć silnika spalinowego w Europie. Chodzi oczywiście o nowo wyprodukowane auta, więc przejście mimo wszystko będzie odbywać się nie tak gwałtownie, niemniej to ogromna zmiana dla branży motoryzacyjnej (i naszego stylu życia). Jednocześnie KE zauważa potrzebę poprawienia słabej dziś infrastruktury. Na głównych drogach punkty ładowania samochodów elektrycznych mają być rozmieszczone co 60 kilometrów, a wodorowych co 150 kilometrów. 

De facto koniec sprzedaży samochodów spalinowych do 2035 roku jest propozycją rewolucyjną. Jest to też propozycja niezbędna, biorąc pod uwagę, że jednak samochody są używane zazwyczaj przez kilkanaście lat, pokonując w tym czasie drogę z państw zachodu na wschód Europy. Jeżeli chcemy mieć jakiekolwiek szanse na to, by transport zdekarbonizować, to 2035 rok jest w zasadzie ostatnim momentem, kiedy możemy przestać sprzedawać samochody spalinowe

- zauważa Paweł Wiejski, analityk Instytutu Zielonej Gospodarki zajmujący się polityką klimatyczną Unii Europejskiej. 

  • Nowe cele redukcji emisji.

Kolejną adaptacją do podniesionego celu klimatycznego jest zaostrzenie celów redukcji emisji w ramach tzw. wspólnego wysiłku redukcyjnego (Effort Sharing Regulation). Dotyczy on sektorów nie włączonych w system EU ETS - budynków, transportu drogowego i krajowego transportu morskiego, rolnictwa, odpadów i małych sektorów przemysłu - które obecnie generują 60 proc. emisji gazów cieplarnianych w Europie. Dla każdego państwa ustalane są indywidualne cele zmniejszania emisji w tych sektorach. Bogatsze państwa mają te cele wyższe, biedniejsze - niższe.

Zgodnie z propozycją wszystkim progi te zostaną podniesione, i to wyraźnie. Dania, Finlandia, Luksemburg, Niemcy i Szwecja będą musiały ściąć emisje w tych sektorach o 50 proc. w porównaniu z poziomem z 2005 roku - teraz obowiązują je cele na poziomie 38-40 proc. Po drugiej stronie, wśród biedniejszych krajów, także widać zmiany. Najłagodniejsze zasady jak dotąd obowiązują Bułgarię, której poziom cięcia wynosi zero - czyli po prostu nie może ona zwiększać emisji w omawianych sektorach. W ramach zmian zakładanych przez KE, nowy cel dla niej to 10 proc. W przypadku Rumunii rośnie  2 do 12,7 proc, Litwy z 9 do 21 proc., Węgier z 7 do 18,7 proc., a Polski z 7 do 17,7 proc. 

  • Opłata od importu CO2.

Komisja Europejska proponuje wprowadzenie pierwszego na świecie swego rodzaju cła od importu dwutlenku węgla. Pojawi się cena za emisje dwutlenku węgla w przypadku importu niektórych produktów. Chodzi o to, by uniknąć ucieczki emisji, czyli by zapobiegać przenoszeniu produkcji przez firmy poza UE, tam, gdzie normy emisyjne są niższe. Z drugiej powinno to działać w kierunku chronienia unijnych producentów przed wysokoemisyjną konkurencją z zewnątrz. 

  • Więcej OZE.

Dyrektywa o OZE zakłada zwiększenie celu udziału źródeł odnawialnych w produkcji energii. Dotąd było to 32 proc. do 2030 r., KE proponuje, by było to 40 proc. Dla różnych sektorów - transportu, ciepłownictwa, budownictwa i przemysłu zostaną zaproponowane konkretne cele. Jednocześnie zaostrzone zostaną kryteria dotyczące wykorzystania bioenergii (biomasy, biogazu, biopaliw) - to ważne dla Polski, bo stanowi ona sporą część naszych OZE.

  • Pochłanianie CO2 przez naturę.

Warto pamiętać, że unijne cele emisyjne są celami netto. To znaczy, że dotyczą nie tylko zmniejszenia ilości gazów cieplarnianych wypuszczanych przez ludzi do atmosfery, biorą też pod uwagę dwutlenek węgla pochłaniany przez naturę - przede wszystkim chodzi tutaj o lasy. Zgodnie z propozycją KE, państwa członkowskie miałyby zostać zobowiązane do dbania o te naturalne pochłaniacze i ich rozbudowywanie - tak, by UE jak całość spełniła cel pochłaniania 310 milionów ton CO2 do 2030 roku (stary cel to 230 mln ton). Poza tym, UE ma dążyć do tego, by do 2035 roku osiągnąć neutralność klimatyczną w sektorach użytkowania gruntów, leśnictwa i rolnictwa (włącznie z emisjami gazów innych niż dwutlenek węgla w rolnictwie, czyli głównie metanu).

W sprawie lasów Komisja wydaje się próbować lawirować między koniecznością cięcia emisji (a tutaj najlepsze byłoby zaprzestanie wycinania drzew) a gospodarką leśną. W komunikacie czytamy o "poprawie jakości, ilości i odporności lasów UE", ale i jednoczesnym wsparciu dla gospodarki leśnej, choć KE zaznacza, że biomasa ma być zbierana i wykorzystywana w sposób zrównoważony. Do 2030 roku w UE mają zostać zasadzone trzy miliardy drzew.

  • Efektywność energetyczna.

KE chce też zmniejszenia wykorzystania energii w Europie. Oszczędnościom energetycznym ma służyć m.in. pomysł modernizacji budynków sektora publicznego. Co roku ma być ona wykonywana w 3 proc. takich budowli - to w założeniu ma także zachęcić sektor prywatny do podobnych działań, a także tworzyć miejsca pracy.

  • Opodatkowanie energii.

Zmiana dyrektywy dotyczącej podatków od produktów energetycznych oznacza kolejne dostosowania, w tym opodatkowanie wszystkich paliw kopalnych - obecnie funkcjonują obniżone stawki lub zwolnienia. 

  • Statki i samoloty pod lupą.

Jak dotąd żegluga morska i lotnictwo, jedne z najbardziej emisyjnych branż, obowiązywały wyjątki. Teraz ma to się zmienić. Żegluga wejdzie w skład systemu ETS. Z kolei linie lotnicze, które w tym systemie już są, ale dostają darmowe uprawnienia do emisji CO2, stracą ten przywilej. Do paliw do silników odrzutowych ma być dodawane więcej zrównoważonego paliwa, a sama kerozyna (paliwo lotnicze) ma nie być już objęta ulgą podatkową. Samoloty i statki mają mieć dostęp do czystej energii w głównych portach. Do tego ustanowiony ma być limit emisji gazów cieplarnianych dla statków, które będą zawijać do europejskich portów. 

  • Nowy fundusz.
Komisja Europejska otwarcie już w zasadzie przyznaje, że niektóre z propozycji, w tym wspomniane rozszerzenie systemu ETS, uderzą przede wszystkim w najuboższych Europejczyków, więc będzie się starała w jakiś sposób to złagodzić

- zauważa Paweł Wiejski.

By przeciwdziałać ubóstwu energetycznemu, KE chce więc powołać nowy Społeczny Fundusz Klimatyczny, finansowany z budżetu UE a także 25 proc. środków z nowego ETS (dla kolejnych branż, w tym budynków i transportu). W jego ramach, w latach 2025-2032 dla państw UE dostępne mają być 72 mld euro finansowania. Środki zapewni unijny budżet, a rozdzielane miałyby być one na podobnych zasadach, jak w przypadku funkcjonujących już funduszy. Już wiadomo, że Polska byłaby największym beneficjentem tego funduszu - dostalibyśmy 13 miliardów euro. 

Do tego zwiększony ma być Fundusz Modernizacyjny na transformację energetyczną, z którego Polska teraz korzysta w największym stopniu. Tego właśnie chciał nasz rząd, ale jednocześnie fundusz przestanie obejmować inwestycje dotyczące jakichkolwiek paliw kopalnych, także gazu.

Kontrowersyjne zmiany

Plan jest nie tylko ogromny i kompleksowy. Jest też dość odważny. Z wcześniejszych przecieków wynikało na przykład, że KE może zdecydować się na zaproponowanie zakazu wprowadzania na unijny rynek nowych samochodów z silnikami spalinowymi, pojawiał się zakres dat, z górną wyznaczoną na 2040 rok. Tymczasem stanęło na najwcześniejszym z rozważanych, 2035 roku, jako ostatecznej dacie de facto śmierci silników spalinowych w UE. A to nie jedyny zapis, który może budzić kontrowersje.

Spór miał też zaistnieć w ramach samej KE, także podczas środowego pięciogodzinnego posiedzenia Kolegium Komisarzy, które poprzedziło ogłoszenie planu klimatycznego na konferencji prasowej. Jak donosi portal Politico, najwięcej emocji budziły nawet nie propozycje dotycząca motoryzacji czy lotnictwa, a przebudowa systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS), a przede wszystkim stworzenie takiego systemu dla transportu drogowego i budownictwa. Przy tej zmianie "Komisja nie może twierdzić, że wielki biznes, nie mówiąc już o przemyśle samochodowym, będzie płacić cenę za postęp. To zwykli konsumenci, poprzez rachunki za prąd i na stacji benzynowej, będą się biedzić z gotówką" - pisze Politico. 

To zdecydowanie kontrowersyjna propozycja. Nawet część Zielonych w PE i niektóre organizacje ekologiczne uważają, że to nie jest odpowiedni sposób na redukcję emisji w tych dwóch sektorach. Wydaje mi się, że jest bardzo duża szansa, że w toku negocjacji ta propozycja nie przetrwa albo zostanie znacząco złagodzona

- uważa Paweł Wiejski.

Co to oznacza dla Polski? 

Plan, który ogłosiła w środę Komisja Europejska, to jak na razie propozycja. By wszedł w życie, potrzebna jest zgoda Parlamentu Europejskiego i państw członkowskich. Można bezpiecznie założyć, że przynajmniej część zmian będzie u niektórych budzić opór.

Polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska już stwierdziło w komunikacie, że choć "w zestawie 13 aktów legislacyjnych jest wiele wartościowych elementów, które wychodzą naprzeciw polskim postulatom przedstawionym na forum unijnym", to "jest jeszcze kilka elementów, które wymagają wnikliwej dyskusji". Resort wymienia tutaj "brak równowagi w ETS dla beneficjentów Funduszu Modernizacyjnego", a przede wszystkim pisze o nowych sektorach, które mają być włączone do ETS. "Mamy bardzo poważne wątpliwości wobec zasadności i skuteczności wprowadzenia systemu handlu uprawnieniami dla transportu i budynków" - czytamy w komunikacie. Ministerstwo ubolewa też z powodu wykreślenia gazu z unijnych funduszy - a polski rząd stawiał na ten surowiec jako na paliwo przejściowe. 

- Kwestia gazu została zawarta w trzech elementach planu. Po pierwsze, Fundusz Modernizacyjny ma się zwiększyć, ale jednocześnie zapisano, że nie będą mogły być z niego finansowane żadne inwestycje w paliwa kopalne, w tym oczywiście w gaz ziemny. Dotychczas dopuszczano to pod pewnymi warunkami, na przykład wtedy, kiedy gaz zastępował węgiel. Po drugie, gaz zniknął z dyrektywy o paliwach alternatywnych, co oznacza, że infrastruktura gazowa w transporcie nie będzie wspierana. A po trzecie, w dyrektywie o opodatkowaniu energii, która pierwszy raz od 20 lat ma być znowelizowana, wprowadzony ma być wymóg minimalnego podatku - dotąd możliwy był zerowy podatek od gazu dla pojazdów - wymienia ekspert Instytutu Zielonej Gospodarki.  

- Propozycja pakietu Fit for 55 była zapowiadaną rewolucją i taką też się stała. Nie ma już zmiłuj się w żadnym z sektorów gospodarki - od elektroenergetyki poprzez transport i ciepłownictwo, aż po leśnictwo - zauważa Adrianna Wrona, ekonomistka w fundacji Instrat. I dodaje: - Dla Polski oznacza to szereg wyzwań, ale jeżeli nie podejmiemy zdecydowanych działań to poniesiemy bardzo wysoką cenę - zarówno obywatele jaki i nasza gospodarka. Konieczne jest więc niezwłoczne odejście od węgla i szerokoskalowe wdrażanie OZE w elektroenergetyce, na co są pieniądze i technologia. Pozwoli to na zmniejszenie presji na transport i budownictwo, w których do tej pory za wiele się nie działo, poprzez ich elektryfikację, ale wymagać będzie również istotnych inwestycji, w tym np. w sieci energetyczne. KE powiedziała jednoznaczne "stop" dla utrzymywania status quo, a w interesie kraju leży, żeby się do tego dostosować, zwłaszcza, że KE będzie oferowała finansowe wsparcie, które Polska powinna mądrze wykorzystać. 

Czy to ma szanse?

Poszczególne państwa unijne będą zapewne starać się zmienić niektóre z bardziej kontrowersyjnych zapisów planu klimatycznego KE przewodniczącej Ursuli von der Leyen, uznając je za zbyt daleko idące. Z drugiej strony, przedstawiciele części organizacji działających na rzecz klimatu i środowiska uznaje propozycje Brukseli za daleko niewystarczające. 

- Świętowanie tego pakietu to tak, jakby skoczek wzwyż żądał medalu za przebiegnięcie pod poprzeczką. Cały pakiet jest oparty na zbyt niskim celu, nie bierze pod uwagę opracowaniom naukowym i nie zatrzyma destrukcji systemów podtrzymujących życie na naszej planecie. Wiele z przepisów nie wejdzie w życie w pełni przez 10 lat, tak jak te dotyczące aut. Inne dolewają oliwy do ognia - tutaj przykład spalania drzew jako biomasy - mówił Jorgo Riss, dyrektor Greenpeace na Unię Europejską.

- Faktem jest, że zmiany, które są proponowane obecnie, nie są wystarczające, by osiągnąć neutralność klimatyczną w 2050 roku - przyznaje Paweł Wiejski. Zauważa jednocześnie, że z każdym rokiem rośnie gotowość państw członkowskich do wprowadzania ambitnej polityki klimatycznej.

W 2018 roku KE zaproponowała, żeby podnieść cel redukcji emisji z 40 do 45 proc. Argumentowała, że przy już wprowadzonych politykach ten niższy cel osiągniemy, więc równie dobrze można go zwiększyć. Państwa członkowskie się na to wtedy nie zgodziły, a już trzy lata później zaakceptowały poziom 55 proc. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy za pięć lat dokonali rewizji tego celu i go podnieśli

- podsumowuje ekspert. 

Więcej o: