Plastik jest wszędzie. Nie tylko w rzekach, jeziorach, morzach, w lasach i na wysypiskach. Drobne cząstki tworzyw sztucznych są wodzie i w powietrzu. Dostają się w najbardziej niedostępne zakątki planety: plastik znaleziono pod szczytem Mount Everestu i w Rowie Mariańskim. Będzie ich coraz więcej, bo nawet gdybyśmy przestali produkować plastikowe śmieci (a jest ich coraz więcej), to te już w środowisku będą rozpadać się na mikroplastik jeszcze długo.
Wiemy, że plastikowe odpady zagrażają zwierzętom, które mogą je spożywać: ryby połykające mikroplastik, żółwie biorące folię za meduzy, ptaki połykające niedopałki papierosów. My też jemy i pijemy (a nawet oddychamy!) plastikiem, i to nie tylko jedząc ryby, które wcześniej zjadły plastik. Może być on w wodzie i innych napojach, w jedzeniu (czasem sami możemy nieświadomie "przyprawiać" nasze posiłki plastikiem). Głośne badanie naukowców z University of Newcastle w Australii sprzed kilku lat wykazało, że w ciągu jednego tygodnia zjadamy średnio pięć gramów plastiku - tyle, ile waży karta kredytowa.
Plastik może trafiać do naszych organizmów nawet jeszcze zanim zdążymy się urodzić. W ubiegłym roku opublikowano wyniki badania, które potwierdziło obecność cząstek plastiku w łożyskach. Matki (wszystkie był zdrowie, miał ciąże i porody bez komplikacji) były w szoku - relacjonowali naukowcy. Z kolei badania przeprowadzone na szczurach wykazały, że mikroplastik obecny w płucach ciężarnych samic może trafiać do embrionów.
Te informacje mogą budzić poważne obawy - skoro plastik jest tak powszechny i dostaje się do naszych organizmów, to jaki ma wpływ na zdrowie? Czy jest dla nas groźny? Najkrótsza odpowiedź jest taka, że... tego nie wiemy. Zjawisko jest tak nowe, że naukowcy dopiero zaczynają badać jego wpływ na człowieka. Ale potencjalnych zagrożeń jest wiele. Ostrzeżeniem może być przykład azbestu - który jak plastik ma wiele zalet i praktycznych zastosować, jednak po latach jego wykorzystywania okazało się, że mikroskopijne włókna mają działanie rakotwórcze.
Opublikowany w maju w piśmie "Nature" podsumowuje obecny stan badań i wiedzy dot. wpływu mikroplastiku na organizm człowieka. Autor XiaoZhi Lim zwraca uwagę, że wdychamy i połykamy np. drobiny piasku, co w normalnych warunkach nie jest groźne. Wiele małych ciał obcych przechodzi przez nasz układ pokarmowy bez szkody dla organizmu. Jednak eksperci widzą powody do obaw w przypadku tworzyw sztucznych.
Sam termin "mikroplastik" ma dopiero kilkanaście lat i początkowo badano przede wszystkim jego wpływ na organizmy morskie - gdzie plastikowych odpadów jest najwięcej. Wiemy, że tam mniejsze i większe śmieci są śmiertelnym zagrożeniem. Niektóre z tych badań, przywołanych w artykule w "Nature", pokazały, że mikroplastik może ograniczać zdolności reprodukcji czy fizycznie ranić organizmy.
Jednak same badania, interpretacja ich wyników i przełożenie tego np. na wpływ na ludzi są trudne. W laboratorium najczęściej bierze się pod uwagę jeden typ plastiku, o konkretnym kształcie rozmiarze. Tymczasem poza laboratorium wygląda to zupełnie inaczej - wdychamy i spożywamy tworzywa najróżniejszych kształtów i rodzajów. W nowych badaniach ich autorzy starają się odtworzyć warunki bliższe naturalnym, np. przez używanie różnych fragmentów plastiku.
XiaoZhi Lim zwraca uwagę, że żadne opublikowane dotychczas badanie nie przygląda się bezpośrednio wpływowi mikroplastiku na ludzi - sprawdzano jedynie, jak oddziałuje on na tkanki i komórki w laboratorium, lub prowadzono badania na zwierzętach. Ich wnioski mogą być niepokojące. Cząstki plastiku wywołały zapalenie jelit u myszy; narażone na kontakt z plastikiem gryzonie miały też obniżoną liczbę plemników w porównaniu do grupy kontrolnej. Jednak znów te badania pokazują tylko bardzo wąski wycinek rzeczywistości i nie odpowiadają jednoznacznie na pytania o wpływ plastiku poza laboratorium. Tym bardziej, że to dopiero pierwsze takie badania na świecie i potrzeba ich dużo więcej, by uzyskać szersze wnioski.
Choć na razie wpływ mikroplastiku pozostaje nieznany, to są powody do obaw, szczególnie biorąc pod uwagę, że będzie go coraz więcej i więcej.
Ogromne obawy budzą wspominane odkrycia dot. mikroplastiku w ludzkich łożyskach. Autorzy określają obecność tam tworzyw sztucznych jako "bardzo niepokojącą" ze względu na kluczową rolę łożyska we wspieraniu rozwoju płodu. Jednak szkodliwość jest na razie tylko "potencjalna", bo nie wiemy, jak plastik może wpływać na łożysko i płód. Badacze podkreślili, że należy przeprowadzić dalsze badania, aby ocenić, czy cząstki plastiku mogą np. wywołać odpowiedź immunologiczną lub doprowadzić do uwolnienia toksyn
Potencjanie bardzo groźne mogą być cząstki określane jako nanoplastik, o wielkości poniżej jednego mikrometra (kilkadziesiąt razy mniejsze od grubości ludzkiego włosa).Tak małe drobiny mogą nawet przedostawać się do wnętrza komórek i zakłócić ich funkcjonowanie, podobnie jak rakotwórcze włókna azbestu. Jednak przez te rozmiary ich badanie jest jeszcze trudniejsze.
Autor tekstu w "Nature" wskazuje też na podobne zanieczyszczenie - cząstki stałe PM10 i PM2,5, główny składnik smogu, które odkładają się w układzie oddechowym i mogą przyczyniać się go jego chorób. Jednak ich stężenie w jest nieporównywalnie większe od stężenia mikroplastiku w powietrzu. Z drugiej strony odkładający się w płucach mikroplastik mógłby prowadzić do zapaleń lub powstawania nowotworów - czytamy w "Young Scientists Journal"
Większe cząstki mikroplastiku mogą być groźne ze względu na toksyczne substancje. Po pierwsze, mogą być one dodawane już w procesie produkcji. Po drugie, mogą łączyć się z cząstkami plastiku już w środowisku, a później być uwalniane w ciałach zwierząt i ludzi (choć teoretycznie na tej zasadzie mogą też pochłaniać toksyny, które są w organizmie). To, na ile jest to zagrożeniem dla zdrowia, zależy od tego, jak długi plastik zostaje w układzie pokarmowym. Na razie naukowcy nie wiedzą, na jak poważny jest to problem. Część plastiku może wcale nie być wydalana, lecz osadzać się w układzie pokarmowym, w wątrobie czy innych organach - z niewiadomymi konsekwencjami.
Obecnie poziom mikroplastiku w środowisku może być na tyle mały, że nie jest szkodliwy dla zdrowia. Ale będzie rósł, a konsekwencje poznamy dopiero za jakiś czas.
Najczęściej jako przyczynę zanieczyszczenia mikroplastikiem wymienia się zaśmiecenie lądów i oceanów tworzywami sztucznymi, od jednorazowych opakowań po sieci rybackie. Co roku produkujemy (i wyrzucamy) kilkaset milionów ton tworzyw sztucznych (i ta liczba stale rośnie), z tego tylko część jest przetwarzana lub spalana, a co najmniej osiem milionów ton rocznie trafia do mórz i oceanów. Pod wpływem czynników zewnętrznych, w tym promieniowania słonecznego, mogą rozpadać się na drobne fragmenty, czyli właśnie mikroplastik.
Jednak nawet przed wyrzuceniem produkty z plastiku mogą wydzielać mikroplastik - czasem bezpośrednio do naszych posiłków czy tego, czym karmimy dzieci. W opublikowanym w 2020 roku badaniu naukowcy sprawdzali, jak zachowują się opakowania z polipropylenu - to tworzywo sztuczne, z którego wytwarzane są np. pudełka na jedzenie czy butelki - w kontakcie z ciepłą cieczą. Jest uznawane za bezpieczne w kontakcie z żywnością. Ale naukowcy zbadali, że podczas wyparzania butelek czy podgrzewania pokarmu dla niemowląt, w wyniku kontaktu z gorącą wodą, polipropylen uwalnia ogromne ilości cząstek mikroplastiku. Może to być nawet 16 milionów cząstek na litr. W ten sposób niemowlęta mogą przyjmować od dziesiątek tysięcy do milionów cząstek plastiku dziennie. Wpływ tego plastiku na zdrowie niemowląt jest nieznany. Plastik może w ten sposób trafiać do napojów i żywności także dorosłych, np. gdy podgrzewamy jedzenie w plastikowych pojemnikach w kuchence mikrofalowej.
Takich źródeł mikroplastiku jest o wiele więcej. Niektóre kosmetyki - peelingi, pasty do zębów itd. - zawierają drobiny plastiku. W czasie prania uwalniane są plastikowe włókna z ubrań z tworzywa sztucznego. Opony - także wykonane z tworzyw sztucznych - ścierają się w czasie jazdy, co także tworzy mikroplastik. To pokazuje, że o ile pilne i potrzebne jest ograniczenie śmiecenia plastikiem, to nie rozwiąże to całego problemu.
Ograniczenie zaśmiecenia tworzywami sztucznymi wymaga systemowych działań - po pierwsze odejścia od jednorazowych produktów. Jak powiedziała cytowana przez "Nature" brytyjska naukowczyni Tamara Galloway, "nie ma sensu produkować czegoś, co przetrwa 500 lat i używać tego przez 20 minut".
Nasze własne narażenie na mikroplastik możemy w pewnym stopniu kontrolować sami. Jeden z cytowanych w artykule "Nature" badaczy przestał podgrzewać swoje jedzenie w plastikowych pojemnikach w mikrofalówce. Tak samo plastik może być uwalniany np. w elektrycznym czajniku z tworzywa sztucznego. Sugeruje on też, by rodzice sterylizujący plastikowe butelki dla niemowląt zawsze płukali je zimną wodą przed wlaniem pokarmu, lub używali szklanych butelek. Jego zespół badawczy szuka teraz ochotników, którzy dostarczą próbki moczu i stolca niemowląt by sprawdzić, czy w ich układzie pokarmowym jest mikroplastik.