Turów ostatnią "twierdzą". Ale koniec węgla brunatnego jest nieuchronny - i bliższy, niż się wydaje

Turów stał się najbardziej "znaną" elektrownią w Polsce w związku z czeskim pozwem do Trybunału Sprawiedliwości. Ale spór z sąsiadami to tylko jeden problem. Elektrownia PGE jest ostatnim kompleksem na węgiel brunatny bez jasnej daty odejścia od węgla - a koncesję na wydobycie ma do 2044 roku. Przez to region nie kwalifikuje się na europejskie środki na transformację. A wydobycie i tak skończy się już w latach 30., mówią eksperci.
Zobacz wideo Wcześniejsze zamknięcie kopalni w Turowie? Komentuje wiceminister klimatu

2049 rok ma być końcem produkcji energii z węgla w Polsce. Data ta nie wynika jednak z jasnej deklaracji rządu czy jednego planu transformacji, a tzw. umowy społecznej z górnikami. Zawarto w niej harmonogram zamykania kopalń i plan wsparcia dla pracowników sektora.

Dotyczy to jednak górnictwa węgla kamiennego, a prąd produkujemy także z węgla brunatnego. Dla tego sektora nie ma jednak ani umowy społecznej, ram decyzyjnych, ani definitywnej daty wygaszenia wszystkich kopalń. Daty pojawiły się dopiero przy okazji tworzenia Planów Sprawiedliwej Transformacji, niezbędnych do otrzymania środków z nowego unijnego funduszu m.in. dla regionów odchodzących od węgla.

To silne przyspieszenie transformacji tego sektora - oceniają eksperci - jednak rzeczywistość może przyspieszyć jeszcze bardziej. Według think tanku Forum Energii realny jest koniec węgla brunatnego w Polsce nie później niż za 11 lat, o czym pisano w ubiegłorocznym raporcie "Modernizacja europejskiego trójkąta węgla brunatnego" (dot. Polski, Czech i Niemiec). - Zaczęliśmy rozmawiać o stworzeniu raportu 2-3 lata temu i wtedy bardzo trudno było sobie wyobrazić tę dyskusję, którą mamy teraz. Te zmiany bardzo przyspieszyły. Wtedy nie było daty zamknięcia ZE PAK, nie było planu dot. Bełchatowa. Wiedzieliśmy, że nowe odkrywki mogą nie powstać, ale nie było takich decyzji - powiedziała dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk, analityczka Forum Energii i jedna z autorek raportu.

-Węgiel brunatny to bardzo wysoko emisyjne paliwo. Odejście od niego w Polsce, a także w Czechach i Niemczech przekłada się na bardzo duże ograniczenie emisji CO2. Jeśli myślimy o dekarbonizacji całej gospodarki, to energetyka jest pierwsza do zmiany

- podkreśliła. 

"Odważne decyzje" w Wielkopolsce

Ze względu na swoje właściwości węgiel brunatny jest dużo trudniejszy w transporcie od kamiennego. Dlatego ten drugi trafia do elektrowni oddalonych od kopalń, zaś elektrownie na węgiel brunatny są raczej położone bezpośrednio przy odkrywkach. W Polsce mamy trzy duże kompleksy: Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin w Wielkopolsce wschodniej, Elektrownia Bełchatów w woj. łódzkim oraz Elektrownia Turów przy styku granic Polski, Czech i Niemiec. 

ZE PAK ma najwcześniejszą datę końca produkcji energii z węgla. Prywatna spółka planuje zakończenie produkcji energii ze źródeł węglowych do 2030 r. i przechodzenie na odnawialne źródła energii. Fundacja WWF ocenia, że Wielkopolska wschodnia prezentuje się przez to "nadzwyczaj ambitnie" nie tylko w skali Polski, ale całej Unii Europejskiej. By wesprzeć pracowników branży i nie tylko, wykorzystane mają zostać środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.  

- Region Wielkopolski Wschodniej, gdzie działa Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin podjął bardzo odważne decyzje dot. transformacji. W zasadzie tylko jeden nowy blok węglowy będzie funkcjonował tam do 2030 roku. Nie zamierzają zagospodarowywać nowych odkrywek - wcześniej rozważano eksploatację odkrywki Ościsłowo. I mają jasny plan, co będzie dalej - oceniła Gawlikowska-Fyk.

Bełchatów ma plan, Turów nadal nie

Należąca do państwowej spółki PGE Elektrownia Bełchatów to największy pojedynczy emitent dwutlenku węgla w Europie. Wytwarza rocznie więcej CO2, niż są w stanie pochłonąć wszystkie lasy w Polsce (wg. danych za rok 2018, gdy emisje elektrowni wyniosły 38 mln ton, a pochłanianie - 36 mln ton). W ubiegłym tygodniu poznaliśmy planowaną datę zakończenia jej eksploatacji. Konkretne daty padły w Planie Sprawiedliwej Transformacji Województwa Łódzkiego. 

- Dzięki podobnemu procesowi, czyli przygotowaniu Planu Sprawiedliwej Transformacji, podobne deklaracje usłyszeliśmy ws. Bełchatowa. Tam też mamy daty zamykania kopalń: pole Bełchatów do 2026 roku i Szczerców do 2038 roku, zaś do 2036 roku - wygaszanie bloków elektrowni - wyjaśniła Gawlikowska-Fyk.

Wreszcie "najsłynniejsza" ostatnio elektrownia czyli Turów i jednocześnie ostatni kompleks na węgiel brunatny bez jasnej daty odejścia od węgla. Także należy ona do PGE. Jest jednak jedna data graniczna - rząd wydał w tym roku koncesję na wydobycie do 2044 roku. Zdaniem ekspertów to data zupełnie nierealna - nie tylko dlatego, że jest w sprzeczności z polityką klimatyczną, ale też przez to, że produkcja energii z węgla brunatnego dużo wcześniej stanie się skrajnie nieopłacalna. 

Jak zwróciła uwagę ekspertka Forum Energii, w przypadku Turowa, ważną datę wyznacza rynek mocy. - To mechanizm dodatkowego wsparcia jednostek wytwórczych energii w Polsce, żeby mogły funkcjonować na rynku i aby jednocześnie powstawały nowe moce wytwórcze. Elektrownie, w tym na węgiel brunatny mają określone terminy, do których zawarte są ich kontrakty na rynku mocy - wyjaśniła i dodała, że w Turowie najnowszy blok ma kontrakt do 2035 roku. Zatem od połowy lat 30. skończy się to wsparcie finansowe, do znacznie pogorszy sytuację finansową elektrowni. 

Ponadto, losy koncesji do 2044 roku mogą stanąć pod znakiem zapytania. W tym tygodniu Greenpeace złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na decyzję ministra klimatu i środowiska Michała Kurtyki ws. tej koncesji. Minister Kurtyka kompletnie zignorował jej wpływ na klimat. Szef resortu odpowiedzialnego za klimat powinien skupić się na działaniach dążących do odchodzenia Polski od węgla najpóźniej do 2030 roku - skomentowała Anna Meres z Greenpeace Polska. Ponadto, wg. organizacji koncesja jest także niezgodna z decyzją środowiskową.

Turów traci na byciu ostatnią "twierdzą" węgla brunatnego

Po tym, jak Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w związku z czeskim pozwem nakazał środek tymczasowy w postaci wstrzymania pracy kopalni (co Polska zignorowała), pojawiły się głosy o "obronieniu Turowa". P.o. Burmistrza Bogatyni i kandydujący jednocześnie na to stanowisko Wojciech Dobrołowicz pisał: "Obronimy Turów" i twierdził, że decyzja TSUE "godzi w mieszkańców gminy, interesy Polski i bezpieczeństwo energetyczne kraju".

Czy jednak rzeczywiście "bronienie" Turowa jako "ostatniej twierdzy" węgla brunatnego jest dobre dla mieszkańców? O ile rzeczywiście zamknięcie kopalni i elektrowni z dnia na dzień miałoby poważne konsekwencje, o tyle utrzymywanie jej nieracjonalnie długo także negatywnie odbije się na regionie i to już w bliskiej perspektywie. Region Bogatyni (gdzie leży kopalnia) nie został zakwalifikowany do unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji właśnie przez to, że... nie jest tam planowana transformacja, tylko wydobycie jeszcze w latach 40. Wg Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej region bełchatowski może liczyć na 344 mln euro, Wielkopolska wschodnia - 387 mln euro. Bogatynia na takie środki nie może liczyć.

Gawlikowska-Fyk zwróciła uwagę, że "nie jest tak, że ktoś arbitralnie wykluczył Turów", choć regionowi się te środki należały. - Turów po prostu się nie kwalifikował, bo planowana jest tam kontynuacja działania elektrowni, a nie ograniczenie działalności. To sam region i PGE wykluczają się z dostępu do Funduszu - podkreśliła. - Nie jest tak, że powstał Fundusz Sprawiedliwej Transformacji i na jego podstawie regiony są zmuszone do odejścia od węgla. Jest odwrotnie. Fundusz powstał dla wszystkich regionów UE - nie tylko węglowych, ale też z innymi wysokoemisyjnymi sektorami gospodarki - które zamykają taką działalność do 2030 roku lub znacznie ją ograniczają - wyjaśniła. 

Czy są na to szanse? Wiceminister klimatu Ireneusz Zyska w ubiegłym tygodniu w Zielonym Poranku Gazeta.pl powiedział, że "należałoby się zastanowić, czy istnieje możliwość wcześniejszego odejścia od eksploatacji w Turowie. - Oczywiście pod warunkiem, że zostanie przyjęty duży dedykowany plan z wielkimi funduszami na transformację tego regionu, bo takiego programu i takich funduszy będzie potrzebował - dodał. - Jeśli przygotowany zostanie rzetelny harmonogram odchodzenia od węgla region nadal będzie mieć szansę na pozyskanie środków z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji -  oceniła Anna Meres z Greenpeace.

- Jeśli coś by się zmieniło, to musi zmienić się szybko. Moment na składanie planów transformacji jest teraz - podkreśliła z kolei Gawlikowska-Fyk. Komentując słowa ministra Zyski, stwierdziła, że to pozytywny znak, iż takie rzeczy komunikujemy i "pokazujemy, że jest przestrzeń do myślenia na ten temat". - Bo być może wcale się nam nie opłaca utrzymywanie tej elektrowni tak długo? Przecież, przy wysokich cenach CO2, funkcjonowanie bloków na węgiel brunatny po 2030 roku, będzie po prostu nieopłacalne. Przygotujmy się do zamykania kopalni, nie tylko ze względu na politykę klimatyczną - powiedziała. 

Koniec węgla brunatnego możliwy do 2032 roku

Jeśli nie rok 2044, to jaka jest realna data odejścia od węgla brunatnego? Wg raportu Forum Energii to najpóźniej rok 2032, więc za 11 lat. 

Wynika to z kilku aspektów - tłumaczyła analityczka think tanku. Po pierwsze, Niemcy (a po nich Czesi) w specjalnej Komisji węglowej przyjęli u siebie za datę graniczną rok 2038 z możliwością zamknięcia swoich elektrowni do 2035 roku. -  I w obu państwach toczą się dyskusje o tym, by ten proces jeszcze przyspieszyć - powiedziała Gawlikowska-Fyk. Polskie plany transformacji pokazują także, że złoża węgla brunatnego po prostu się kończą. 

Kolejny argument to ich opłacalność. Elektrownie muszą płacić za uprawnienia do emisji dwutlenku węgla w ramach europejskiego systemu handlu emisjami. A ich ceny rosną szybciej, niż spodziewał się nie tylko rząd, ale nawet eksperci. We wspominaniem raporcie zakładano, że do lat 30. wzrosną one do ok. 40 euro za tonę, podczas gdy już teraz (!) to ponad 50 euro za tonę. Koszy już teraz są ogromne. W pierwszy kwartale tego roku cała grupa PGE wydała na uprawnienia niespełna dwa miliardy złotych, a i tak dopiero pod koniec kwartału cena przebiła 40 euro/tonę. Ta kwota stanowiła 16,7 proc. przychodów PGE. 

- Przy tworzeniu raportu koniec węgla brunatnego w 2032 był najbardziej ambitnym scenariuszem. Teraz jest on najbliższej rzeczywistości, a być może rzeczywistość jeszcze przyspieszy - dlatego mówimy, że będzie to najpóźniej ten 2032 rok - powiedziała ekspertka. 

Fundacja Instrat w raporcie "Droga do celu. Odejście od węgla w polskiej elektroenergetyce" prognozuje jeszcze szybszą datę końca węgla w Turowie - już za pięć lat, w roku 2026. Autorzy raportu piszą, że przy "szerokim oporze nie tylko ze strony społecznej, ale także ze strony rządów państw sąsiedzkich, należy uznać, że przedłużenie wydobycia węgla brunatnego w Turowie poza rok 2026 jest bardzo mało prawdopodobne".

Trzeba szybkich działań, by zastąpić węgiel

Nie wystarczy oczywiście po prostu zamknąć kopalnie i elektrownie - prąd, który teraz produkują, trzeba czymś zastąpić. - Nie ma zbyt wielu opcji na to, czym zastąpić węgiel do 2030 roku. Na pewno musimy uwolnić potencjał źródeł odnawialnych, czego efekty widać w przypadku fotowoltaiki. Dobrze, że zapowiedziane są aukcje OZE, ale cały czas problemem jest obowiązująca zasada 10H, która ogranicza możliwości budowy wiatraków na lądzie. Kolejnym elementem jest program dot. silnego rozwoju energetyki wiatrowej na morzu - wyjaśniła Gawlikowska-Fyk. Jej zdaniem, biorąc pod uwagę obecne trendy, szybsze zastępowanie węgla źródłami odnawialnymi sprawi także, że nie trzeba będzie tak obawiać się wyższych cen prądu.

Według raportu Instrat wygaszenie za kilka lat kopalni w Turowie pozwoliłoby na napełnienie odkrywki wodą i stworzenie w miejscu kopalni elektrowni szczytowo-pompowej o mocy 2300 MW (taka elektrownia może być magazynem energii - gdy prądu jest dużo np. dzięki produkcji z OZE w słoneczny czy wietrzny dzień pompy napełniają zbiornik, a gdy nie wieje lub nie ma słońca - woda siłą grawitacji spływa i napędza turbiny, produkując prąd).

Eksperci w prognozach widzą też miejsce dla elektrowni na gaz, ale przepisy unijne dot. gazu się zmieniają - gaz to wciąż wysokoemisyjne paliwo, zatem nie należy przeceniać jego roli. Zbyt duże inwestycje w gaz mogą okazać się zmarnowanymi pieniędzmi, jak projekt elektrowni węglowej Ostrołęka C, który porzucono w trakcie realizacji i zmarnowano w ten sposób 1,3 mld zł. 

Gawlikowska-Fyk zwróciła uwagę, że czeski pozew ws. Turowa - choć nie dotyczy bezpośrednio klimatu i ostatecznego wygaszenia kopalni - pokazuje, że kwestie środowiskowe, nie tylko emisje, ale też zanieczyszczenie, kwestie stosunków wodnych - "są także częścią transformacji i zaczynają dominować" w debacie publicznej. - Gdy społeczeństwo oczekuje, że rząd będzie się tym zajmować, to on się tym zajmuje. Kwestie środowiskowe zaczynają dominować wiele aspektów polityki i działań rządów - powiedziała. 

Więcej o: