Jedzenie to dla nas najczęściej produkt ze sklepowej półki lub na talerzu w restauracji. Rzadko zastanawiamy się, co musiało się stać, żebyśmy mogli zajadać słodycze, mięso czy owoce. A jeśli już, to w głowie możemy mieć obraz wykreowany przez reklamy i marketing: wiejskiej sielanki, szczęśliwych zwierząt, pogodnych rolników. To najczęściej kłamstwo.
Za większością naszego jedzenia stoi globalny, przemysłowy system. Ten system opiera się na maksymalizacji produkcji i zysku, a w efekcie prowadzi do wyniszczenia naszej planety - ostrzega nowy raport Chatham House, opracowany przy wsparciu Programu Środowiskowego ONZ oraz fundacji Compassion in World Farming: "Wpływ systemu żywnościowego na utratę bioróżnorodności".
Według raportu głównym powodem degradacji bioróżnorodności jest globalny system żywieniowy. Przemysłowe rolnictwo stanowi zagrożenie dla 24 tys. z 28 tys. gatunków z listy tych, którym grozi wyginięcie. Bioróżnorodność to wielość gatunków na świecie, która nie tylko jest wartością samą w sobie, ale jest też kluczowa dla przetrwania życia na Ziemi w obecnym kształcie - a więc i nas samych. Na przykład wymieranie zapylaczy takich jak pszczoły może doprowadzić do drastycznego spadku zbiorów niektórych roślin.
Jak tłumaczył Tim Benton z Chatham House, mamy do czynienia z groźnym "paradygmatem taniego jedzenia". Celem systemu jest produkcja większej ilości jedzenia przy coraz niższych kosztach - to pozwala maksymalizować zyski. Ale by było to możliwe, konieczna jest intensyfikacja rolnictwa, uprawy "na sterydach" - więcej nawozów i innych środków chemicznych, więcej ziemi, więcej monokultur, energii i wody.
To prowadzi to błędnego koła. Aby jedzenie było tańsze, producenci stawiają na system globalnego handlu i zwiększenie intensywności. To napędza zmiany klimatu, które powodują spadek wydajności rolnictwa. Wymusza to dalszą intensyfikację i zajmowanie większych terenów na cele rolnicze, wskutek czego dalej postępują zmiany klimatu i niszczenie bioróżnorodności. I tak dalej. Do tego produkcja coraz większej ilości taniego jedzenia sprawia, że więcej żywności jest marnowane. Trzeba więc... produkować jeszcze więcej, co jeszcze bardziej potęguje niszczenie przyrody i klimatu (wg raportu nawet blisko 1/3 emisji gazów cieplarnianych jest związana z systemem żywieniowym). Do tego zarówno zmiany klimatu, jak i trendy żywieniowe (np. mało zróżnicowana dieta) prowadzą do spadku realnej wartości odżywczej i niedożywienia.
Cena "taniej" żywności nie uwzględnia kosztów społecznych i środowiskowych. Producenci - często gigantyczne, międzynarodowe korporacje lub należące do nich firmy - czerpią zyski z takiego systemu, bo nie ponoszą tych kosztów. "Płacimy" je my jako konsumenci, pracownicy końca łańcucha produkcyjnego, a w pewnym stopniu wszyscy, którzy już teraz lub w przyszłości ucierpią z powodu kryzysu klimatycznego i utraty bioróżnorodności.
Na przykład produkcja mięsa na skalę przemysłową wiąże się z szeregiem negatywnych zjawisk - emitowaniem gazów cieplarnianych, zużywaniem ogromnej ilości wody, zanieczyszczeniem, niszczeniem naturalnych terenów pod uprawę roślin na paszę, nie wspominając o zagrożeniach dla zdrowia. Te zjawiska pociągają za sobą utratę zdrowia, koszta katastrof związanych z kryzysem klimatycznym.
Jeśli ktoś nie ponosi tych kosztów - zarabia. Ale to tak, jakby restauracja była rentowna, bo zamiast płacić za wywóz opadów wyrzuca je na ulicę. System jest też często związany z wyzyskiem - rolnicy na końcu łańcucha nie mają sprawiedliwego udziału w zyskach, przez co mogą popadać w ubóstwo, a nawet - paradoksalnie - głodować.
Według danych z raportu około 3 miliardów ludzi na świecie cierpi z powodu nieodpowiedniego odżywania. To często skrajnie różnie problemy, z jednej strony niedożywienie i głód, z drugiej - otyłość, a także niedobory składników odżywczych. Płacimy za to zdrowiem i bilionami dolarów.
- Nasz obecny system żywnościowy to miecz obosieczny wykuty przez dekady paradygmatu "tańszego jedzenia" - przyznała Susan Gardner, dyrektor działu ds. ekosystemów w Programu Środowiskowego ONZ. - Reforma sposobu, w jaki produkujemy i konsumujemy jedzenie jest palącym priorytetem. Potrzebujemy zmienić globalne wzorce dietetyczne, chronić i pozostawiać naturze ziemie oraz uprawiać rolnictwo w przyjazny środowisku i wspierający bioróżnorodność sposób - stwierdziła.
Dane z raportu pokazują, jak bardzo zmieniliśmy oblicze planety, by dostosować je do współczesnego systemu żywności - szczególnie hodowli coraz większej liczby zwierząt na mięso. Obecnie połowa niepustynnych ziem świata to tereny rolnicze, z czego blisko 80 proc. - na potrzeby hodowlane.
"Nowe" tereny rolnicze powstają przez zniszczenie obszarów naturalnych, często lasów tropikalnych. Setki kilometrów kwadratowych puszczy amazońskiej są wycinane na potrzeby hodowli bydła. Z kolei w Azji Południowo-Wschodniej lasy tropikalne są niszczone pod uprawy oleju palmowego.
Nasze uprawy i hodowle stają się podobne na całym świecie i zdominowały naturę. Gdybyśmy zważyli wszystkie ssaki na Ziemi, to 60 proc. tej masy stanowiłyby zwierzęta hodowlane - głównie krowy i świnie, 36 proc. ludzie, a tylko 4 proc. (!) dzikie zwierzęta. Wszystkie dzikie ssaki - od myszy, przez dziki, po słonie i wieloryby ważą tylko ułamek tego, co hodowlane świnie i krowy.
Raport komentowała m.in. dr Jane Goodall, wybitna badaczka i promotorka wiedzy o przyrodzie. - Intensywna hodowla miliardów zwierząt na całym świecie poważnie szkodzi środowisku. Powoduje utratę bioróżnorodności oraz emisję do atmosfery olbrzymich ilości gazów cieplarnianych, które przyspieszają globalne ocieplenie - powiedziała i dodała:
- Koszmarne warunki, w jakich żyją zwierzęta, nie tylko sprawiają tym istotom cierpienie, ale pozwalają też na przenoszenie się patogenów ze zwierząt na ludzi, zwiększając ryzyko pojawiania się nowych chorób odzwierzęcych. Ze względów etycznych hodowla przemysłowa powinna zostać wygaszona tak szybko, jak jest to tylko możliwe.
Dr Goodall zabrała głos także podczas wirtualnej konferencji dotyczącej raportu. Opisywała, jak praca w dżungli (prowadziła ona przełomowe badania nad szympansami) nauczyła ją, że wszystko w przyrodzie jest ze sobą powiązane. Podkreśliła, że realia systemu żywnościowego i jego wpływu na bioróżnorodność są szokujące, zarówno na lądzie, jak i w morzach. Jej zdaniem konieczne jest "zbudowanie nowej relacji" ze światem przyrody.
- Musimy zmierzyć się z problemami okrucieństwa, ignorancji, biedy, niezrównoważonego stylu życia. Musimy walczyć z korupcją. Przed nami gigantyczne zadanie i trzeba, by każdy podjął teraz działania. Każdy pomógł tak, jak może - powiedziała. Zachęciła do działania lokalnie i w takim zakresie, w jakim każdy może.
Kontynuowanie obecnych trendów to przepis na katastrofę klimatyczną i środowiskową. One - jak we wspominanym wcześniej błędnym kole - jeszcze bardziej pogłębią obecne problemy i sprawią, że jeszcze więcej ludzi będzie pozbawionych dostępu do zdrowej diety.
Autorzy raportu przedstawili rekomendacje co do zmian - często fundamentalnych czy nawet rewolucyjnych - które musimy pilnie przeprowadzić. Nawyki żywieniowe na świecie muszą zmieniać się w kierunku diet opartych w dużo większym stopniu na roślinach, nie na zwierzętach. Hodowla zwierząt ma nieproporcjonalnie większy wpływ na środowisko w porównaniu do roślin.
Jak tłumaczył Tim Benton, zamiast produkcji coraz większej ilości taniego jedzenia, musimy skupić się na zrównoważonej produkcji żywności dobrej jakości, która zapewnia zdrową dietę i ma mniejszy ślad środowiskowy. Na przykład wyprodukowanie kilograma wołowiny powoduje 25 razy więcej emisji gazów cieplarnianych i wymaga ponad 70 razy tyle ziemi co kilograma tofu. - Musimy wyzbyć się schematu myślowego, wg którego trzeba produkować coraz więcej żywności. Chodzi o to, aby produkować dobrą żywność, w odpowiedni sposób, marnując mniej - powiedział Benton.
Kolejnym sposobem jest chronienie większej części Ziemi i pozostawianie dzikiej przyrodzie większych obszarów. Pierwszym krokiem jest zaprzestanie zwiększania powierzchni terenów rolniczych - karczowania i wypalania lasów czy osuszania mokradeł. Ponadto trzeba prowadzić renaturalizację zniszczonych obszarów, czyli stopniowe przywracanie ich dzikiego stanu. Wreszcie przemysłową produkcję żywności trzeba porzucić na rzecz zrównoważonej uprawy w zgodzie z naturą. Na przykład zamiast gigantycznych monokultur - czyli upraw tylko jednej rośliny na dużym obszarze - potrzebne są polikulturowe praktyki rolnicze.
Podstawą osiągnięcia tych dwóch celów jest realizacja pierwszego. To rosnąca konsumpcja mięsa napędza w dużej mierze coraz bardziej intensywną uprawę roślin, które stanowią paszę dla krów, świń i drobiu. Połacie dżungli w Brazylii i innych miejscach są wypalane, by sadzić na ich miejscu np. monokultury soi, eksportowanej na paszę dla świń. Ograniczenie konsumpcji produktów zwierzęcych sprawi, że te uprawy nie będą już potrzebne. Na części będzie można przywrócić naturalną przyrodę, a na pozostałych terenach uprawiać rośliny w zrównoważony sposób na potrzeby zdrowej diety dla ludzi.