Redukcja emisji, ale też przygotowanie na nowe zagrożenia są konieczne w związku z wzrostem poziomu morza - pisze w nowym komunikacie Zespół doradczy ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie PAN. Naukowcy z Polskiej Akademii Nauk zwracają uwagę, że nawet w najlepszym scenariuszu postępu zmian klimatycznych czeka nas wzrost poziomu morza o kilkadziesiąt centymetrów w tym stuleciu - i na tym się nie zatrzyma.
Takie wartości - a szczególnie roczne wzrosty o kilka, a z czasem kilkanaście milimetrów - mogą wydawać się niewielkie. Jednak trzeba pamiętać, że poziom morza ulega nie tylko tym tym długoterminowym, ale też gwałtownym zmianom. Wezbrania sztormowe - kiedy silny wiatr od strony morza wpycha wodę w stronę lądu do rzeki - stanowią zagrożenie powodziowe, a wzrost poziomu morza o kilkadziesiąt centymetrów potęguje to zagrożenie. Naukowcy z zespołu PAN piszą:
"Nieuchronny charakter i narastające tempo wzrostu poziomu morza pokazują bezpośrednio niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą postępująca antropogeniczna zmiana klimatu. W razie niepowodzenia w redukcjach emisji, w być może już bliskiej perspektywie historycznej trzeba będzie zmierzyć się z problemem stopniowej utraty infrastruktury w obecnej strefie przybrzeżnej i przygotować się na postępujące zalewanie coraz większej powierzchni lądu"
Autorzy komunikatu piszą, że poziom morza pozostawał we względnej stabilizacji przez ostatnie tysiące lat po tym, jak podniósł się o 120 metrów na przestrzeni 10 tys. lat. Teraz ta stabilizacja została zaburzona wywołanymi przez człowieka zmianami klimatu. Poziom morza podniósł się od XIX wieku o ponad 20 cm. Co jeszcze groźniejsze, tempo tego wzrostu jest coraz większe. W w latach 2006-2015 wyniosło 3,6 mm/rok, co "jest bezprecedensowe w ostatnich stu latach i około 2,5 razy większe niż w latach 1901-1990" - piszą naukowcy. W ostatniej dekadzie ten poziom sięgał nawet 4,8 mm rocznie.
Do wzrostu przyczynia się w większym stopniu topnienie lodowców i lądolodów, a w mniejszym stopniu rozszerzalność cieplna wód oceanów i zmniejszenie masy wody na powierzchni i w glebie kontynentów. Utrata lodu na Ziemi przyspiesza, od 0,8 biliona ton rocznie na początku lat 90. do 1,3 biliona w roku 2017. Największe tempo utraty lodu jest obserwowane w Arktyce i Grenlandii. W sumie między 1994 a 2017 rokiem zniknęło 28 bilionów ton lodu.
O ile podniesie się poziom morza w przyszłości? To zależy od tego, o ile ociepli się klimat Ziemi, a więc ile gazów cieplarnianych wyemitujemy. Najniższy wzrost jest przy scenariuszu zatrzymania ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza (scenariusz RCP2.6). Najgorszy możliwy scenariusz coraz szybszego wzrostu emisji to RCP8.5 (jednak biorąc pod uwagę trendy i politykę klimatyczną prawdopodobnie już teraz nie zmierzamy w tym kierunku).
W scenariuszu RCP2.6 poziom morza (z prawdopodobieństwem 2/3) wzrośnie o między 29-59 cm, w najgorszym scenariuszu - o 61-100 cm do 20100 roku. Jednak ocieplenie i wzrost poziomu morza nie skończą się w 2100 roku w żadnym scenariuszu - może on w kolejnych stuleciach osiągnąć nawet kilka-kilkanaście metrów. Dla zobrazowania warto sobie uświadomić, że w epoce lodowcowej - gdy poziom morza był niższy o 120 metrów - temperatura różniła się około 5 stopni Celsjusza. W obecnym trendzie emisji zmierzamy do ocieplenia między 3 a 4 stopnie Celsjusza do końca wieku. Topnienie lodowców reaguje na zmiany temperatury z opóźnieniem, zatem nawet ustabilizowanie jej na poziomie 1,5-2 stopnia Celsjusza będzie oznaczało dalsze topnienie lodu.
Jaki będą skutki tego w Polsce? Jak piszą autorzy komunikatu, "dla Bałtyku długoterminowy obserwowany trend wzrostu poziomu morza jest, w granicach błędu pomiarowego, podobny do trendu globalnego".
Jednak - tłumaczą naukowcy - "w przypadku pozornego wzrostu poziomu morza (względem lokalnego dna morskiego), mającego bezpośredni wpływ na infrastrukturę przybrzeżną, należy do tego dodać jeszcze wpływ pionowych ruchów skorupy ziemskiej spowodowanych". Badania na ten temat są niewystarczające, jednak dostępne wyniki wskazują, że w rejonie Zatoki Gdańskiej i Żuław może spowodować to przyspieszenie wzrostu względnego średniego poziomu morza o dodatkowe ok. 10-20 cm na stulecie.
To będzie skutkować "zwiększeniem zagrożeń związanych ze wzrostem poziomu morza i obejmowaniem przez te zagrożenia coraz większych obszarów, w tym tak ważnych dla kraju miejscach, jak historyczna część Gdańska, Żuławy czy Półwysep Helski".
To będzie potęgować zagrożeni z ekstremalnych zjawisk na wybrzeżu - jak wezbrania sztormowe czy cofki - które wraz z postępem zmian klimatu także mogą być silniejsze o częstsze. Naukowcy z PAN cytują raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), który ostrzega, że ekstremalne zjawiska dotychczas obserwowane raz w stuleciu mogą pojawiać się nawet co roku.
- Z cofką na polskim wybrzeżu mamy do czynienia wtedy, gdy sztorm lub inny silny wiatr północny napycha wodę w kierunku brzegu morskiego. Prowadzi to do sytuacji, w której spływające rzekami, kanalizacją burzową czy innymi ciekami wody napotykają opór wyższego stanu wody - wyjaśnił w rozmowie z Gazeta.pl Ryszard Gajewski, prezes spółki Gdańskie Wody. - To szczególnie groźne, kiedy w czasie cofki występuje opad deszczu. Wtedy zwiększona ilość wody nie jest w stanie szybko odpływać do Zatoki Gdańskiej - dodał.
"Najwyższe zanotowane wartości wezbrań sztormowych na polskim wybrzeżu osiągały poziom przekraczający o 2 m poziom średni" - czytamy w komunikacie. Dane sugerują, że wraz ze zmianami klimatu zwiększać się będzie częstotliwość sztormów i fal wezbraniowych, choć te prognozy są jeszcze niepewne.
- Prognozy przywoływane przez zespół PAN odnoszą się do średniego stanu morza. W przypadku wezbrań sztormowych czy cofki wzrosty poziomu będą większe. W styczniu 2019 roku mieliśmy wezbranie o metr. Za pewien czas takie samo wezbranie oznaczałoby 1,5 metra wyższy poziom wody. Wtedy te dodatkowe kilkadziesiąt centymetrów powoduje, że może dojść do podtapiania miejsc, gdzie np. nabrzeże jest niższe
- powiedział Gajewski.
W serwisie coastal.climatecentral.org można sprawdzić, jakie tereny w Polsce i na świecie będą zagrożone zalanymi w czasie sztormów w związku z wzrostem poziomu morza. Widać, że zagrożone są duże części Półwyspu Helskiego, obszary Trójmiasta, Żuławy Wiślane i okolice Elbląga, a także inne fragmenty wybrzeża (czasem do kilku kilometrów w głąb), rejon Zalewu Szczecińskiego, Jeziora Dąbie i niektóre części samego Szczecina.
Autorzy komunikatu PAN piszą, że konieczne są szybkie działania dostosowujące prawodawstwo i infrastrukturę do wyzwań związanych z tym zjawiskiem w następnych dekadach. Rekomendują przede wszystkim:
- Z problemem cofki miewamy do czynienia już w tej chwili. Miasto Gdańsk buduje w dzielnicy Stogi buduje pompownię wspomagającą. Ma ona przepompowywać wody opadowe w przypadku wysokiego stanu morza. Druga taka pompownia jest projektowana w przy potoku Strzyża przy ul. Śwojskiej - powiedział Gajewski.
- Możliwe, że wraz z wzrostem poziomu morza będzie w przyszłości konieczne budowanie na wylocie każdego cieku specjalnych wrót przeciwsztormowych i pompowni sztormowych. W przypadku wysokiego stanu morza byłyby one zamykane, a woda potoku czy rzeki przepompowywana - ocenił.
Według naukowców potrzeby jest też wyższy priorytet wydatkom związanym z ochroną wybrzeża. Planowanie takich wydatków widać już np. w Miejskich Planach Adaptacji do zmian klimatu. W planie sporządzonym w Gdańsku założono przeznaczenie ponad 2 mln złotych do 2022 roku na "Odtwarzanie odcinków wydm i wałów przeciwsztormowych zniszczonych w wyniku wezbrań sztormowych oraz podniesienie i rozbudowa wałów przeciwsztormowych i wałów przeciwpowodziowych". W planie dla Szczecina na analogiczne działania zaplanowano prawie 1,7 mln złotych.
Jak powiedział Gajewski, potrzebny jest też lepszy system prognozowania stanu morza. Obecnie - ocenił - system ostrzegania przed możliwym wezbraniem jest niewystarczający, potrzebne są bardziej dokładne modele prognozujące zmiany stanu morza dla całego wybrzeża.
- Takie prognozy są potrzebne dla miejskich służb zarządzania kryzysowego. Służby odpowiedzialne za zarządzanie kryzysowe muszą z wyprzedzeniem wiedzieć, jak poważna może być sytuacja, czy trzeba ostrzegać mieszkańców, jakie działania podejmować - stwierdził.
Kwoty w Miejskich Planach Adaptacji to środki tylko na najbliższe lata. Z czasem rosnąć będzie zagrożenie, a więc i koszty związane z naprawami i przygotowaniem do zagrożenia zalewaniem. Rosnąć będą też powodowane tym straty. Pokazuje to, że - jak mówi wielu ekspertów zajmujących się zmianami klimatu - o ile koszty zatrzymania ocieplenia mogą być wysokie, to koszty braku działania będą jeszcze wyższe.