Opłaty za śmieci są mocno zróżnicowane lokalnie, ale tendencja w ostatnich przynajmniej kilkunastu miesiącach jest stała: wzrost. W każdym razie tak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego. Wprawdzie nie są one publikowane w osobnych, regularnych raportach, ale wystarczy zajrzeć w comiesięczne tabelki dotyczące inflacji.
W tym roku tylko w jednym miesiącu - w styczniu - ceny za wywóz śmieci rosły o mniej niż 50 proc. w ujęciu rok do roku (czyli w porównaniu z takim samym miesiącem roku poprzedniego). Cofnęliśmy się w czasie o prawie trzy lata i widać, że jeszcze w 2018 roku wzrost opłat utrzymywał się na stabilnym i relatywnie niskim (3-4 proc.) poziomie. Zaczęło się to zmieniać wiosną 2019 roku, a od mniej więcej roku dynamika cen tej usługi wystrzeliła i utrzymuje się na podobnym poziomie - w okolicach +50 proc. rok do roku - to oczywiście średnia dla kraju.
Według ostatnich danych, we wrześniu ceny za wywóz śmieci wzrosły o 50,4 proc. Przed rokiem opłaty te zwiększyły się o około 30 proc., a dwa lata temu - o niespełna 4 proc.
Dlaczego śmieci drożeją? Odpowiedź nie jest zwięzła, bo i czynników, które na to wpływają, jest wiele, w dodatku wszystkie one skumulowały się w stosunkowo niedługim okresie.
- Z jednej strony, w wielu gminach nastąpiła aktualizacja stawek opłat, które przez lata były zaniżane i nie dało się już dłużej ich na takich niskich poziomach utrzymać. Po drugie, w wielu miejscach skończyły się preferencyjne stawki z wcześniejszych przetargów, kiedy firmy z różnych przyczyn oferowały stawki relatywnie niższe. Na to nałożyła się sytuacja ogólnoświatowa, jeśli chodzi o ceny surowców wtórnych i możliwości ich zagospodarowania i dopiero na końcu mamy zmiany prawne, zarówno, jeśli chodzi o zagospodarowanie odpadów dla przedsiębiorców działających w tej branży, jak i te dotyczące bezpośrednio gmin, w tym nieruchomości niezamieszkałych - mówi Maciej Kiełbus, wspólnik w Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners w Poznaniu, który doradza gminom w sprawach odpadów.
Mamy do czynienia z sytuacją, gdzie na selektywnej zbiórce nie da się de facto zarobić, więc zagospodarowanie odpadów zebranych selektywnie wiąże się z kosztami. Niższymi niż w przypadku frakcji mieszanej, natomiast nadal jest to ujemna wartość handlowa
- dodaje.
Czyli: firmy zajmujące się zagospodarowaniem śmieci dawały gminom niezbyt wygórowane stawki, odpady można było wysyłać z Polski i Europy na przykład do Azji i dalej się nimi nie martwić, recyklingiem też martwiliśmy się nieprzesadnie. Tyle że państwa azjatyckie przestały nasze śmieci przyjmować i okazało się, że my nie mamy wystarczających mocy, by sami je przetworzyć, a zbierać ich bez końca na składowiskach nie można - i nie chcemy tego robić. To nie koniec. Od 2016 roku obowiązuje zakaz składowania odpadów łatwopalnych, a wymogi ich magazynowania zostały zaostrzone, co podnosi koszty firmom zajmującym się taką działalnością.
Mamy też słabą konkurencję jeśli chodzi i firmy zajmujące się zagospodarowaniem odpadów. Za mało też mówi się o tym, że według szacunków prawie 10 mln Polaków nie płaci za odbiór odpadów. Stąd gminy zmieniają metody naliczania opłat
- dorzuca punkty do listy Joanna Kądziołka z Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste. Podaje przykład Krakowa. 20 września miasto zdecydowało, że opłata za wywóz śmieci będzie pobierana od każdego mieszkańca w gospodarstwie domowym (23 zł miesięcznie w przypadku odpadów segregowanych). Tyle że liczba mieszkańców w danym gospodarstwie ustalana jest na podstawie deklaracji, które oni sami składają. - W poprzednich latach złożono deklaracje dla 600 tys. osób, kiedy wiadomo, że Kraków ma blisko milion mieszkańców - mówi.
To dla gmin ważny argument za zmianą metody naliczania opłat. I właśnie taką decyzję podjęli niedawno radni Warszawy. Od marca funkcjonuje stawka od gospodarstwa domowego - 65 zł od mieszkania w bloku, 94 zł od domu jednorodzinnego, bez względu na to, ile osób mieszkało w danym lokalu (dla jednoosobowych gospodarstw domowych oznaczało to wzrost o ponad 600 proc., bo wcześniej, do marca, opłata wynosiła 10 zł od mieszkańca). Uchwała radnych zmienia zasadę i stawki.
Od grudnia w Warszawie wysokość opłaty za śmieci będzie zależeć od ilości zużytej w danym gospodarstwie domowym wody - 12,73 zł za każdy m3. Według GUS, jedna osoba wykorzystuje miesięcznie średnio 3,95 metra sześciennego wody - przeciętny mieszkaniec Warszawy płacić będzie więc 50 zł - każdy. Przy takim zużyciu przelicznik jest prosty - dla czteroosobowej rodziny to może być już wydatek na poziomie 200 zł miesięcznie. Władze miasta zapowiadają wsparcie dla rodzin wielodzietnych z dochodem do 1848 zł netto na osobę - będą one mogły liczyć na 30 zł zniżki do każdej osoby powyżej czterech w rodzinie. Włodarze miasta liczą, że dzięki zmianom uszczelnią system i tłumaczą, że nie mieli wyjścia, bo rosną koszty gospodarki odpadami.
Podobnie o przyczynach podwyżek mówią inni. Z raportu UOKiK z sierpnia ubiegłego roku wynika, że gminy wymieniały jako główny powód podwyżek wyższą cenę podawaną przez firmę, która wygrała przetarg na odbiór odpadów. Urząd wyjaśniał wtedy, że "niewątpliwie ma to związek ze zmianami prawnymi, które weszły w życie w 2012 r.". Wcześniej to właściciele nieruchomości mogli decydować, która firma będzie odbierać od nich śmieci, od 2012 roku mogą to zrobić jedynie gminy. To, według UOKiK mogło znacznie zmniejszyć konkurencję między takimi przedsiębiorcami. "Z roku na rok maleje liczba podmiotów, które biorą udział w przetargach. W ciągu ostatnich dwóch lat w ponad połowie gmin miejskich o zamówienie ubiegał się tylko jeden przedsiębiorca. Jednocześnie widać, że tam gdzie o kontrakt z gminą walczy większa liczba firm, mieszkańcy płacą taniej za odbiór śmieci" - komentował ówczesny prezes UOKiK Marek Niechciał.
Metody wyliczania opłat są cztery: od osoby, od metrażu mieszkania, od lokalu (bez względu na metraż czy liczbę zamieszkujących go osób) lub od wykorzystania wody. Żadna z nich nie uwzględnia tego, ile tak naprawdę "produkujemy" śmieci, lecz za najbardziej sprawiedliwą uważana jest ostatnia z wymienionych.
- Kiedyś zdecydowana większość gmin stosowała metodę opłat za śmieci w przeliczeniu na mieszkańca. Dziś coraz więcej gmin decyduje się przejść na metodę wodną, której stosowanie ułatwiła nowelizacja ustawy z 2019 roku. Zainteresowanie tą metodą jest coraz większe - zauważa Maciej Kiełbus i dodaje:
Metoda wodna ma szereg zalet i pozwala per saldo obniżyć opłaty po stronie poszczególnych właścicieli nieruchomości, bo obejmuje większą ilość użytkowników systemu. W systemie od mieszkańca ci uczciwi płacili nie tylko za siebie, ale także za tych, którzy byli tzw. "pasażerami na gapę". Ale tak naprawdę żadna z metod nie jest doskonała.
Ten brak doskonałości w przypadku warszawiaków oznaczać może bolesne uderzenie po kieszeni. Warto przy tym zauważyć, że możliwe jest stosowanie metody mieszanej. Samorządy testują różne sposoby wyliczania tej opłaty, być może i Warszawa zdecyduje się wprowadzić zmiany.
Warszawscy radni PiS, którzy sprzeciwiali się uchwale w sprawie nowej metody liczenia opłaty za śmieci (uchwała przeszła głosami KO), podnosili m.in. argument braku spalarni w stolicy. - Warszawa jest zapóźniona w stosunku do innych miast, które zbudowały spalarnie, i to ze środków unijnych - stwierdzał radny Dariusz Figura.
- Warszawa jest szczególnym rynkiem w branży odpadowej i tam pewne problemy są jeszcze bardziej bolesne niż w innych miejscach. Rzeczywiście mamy w tym przypadku ogromne potrzeby inwestycyjne i brak wystarczających mocy instalacyjnych. Odpady z Warszawy jeżdżą więc do różnych części kraju. To w przypadku stolicy też wpływa na koszty i wysokość opłat - przyznaje Maciej Kiełbus.
Miasto zapowiada budowę spalarni, co więcej zamierza przeznaczyć na to więcej środków niż wcześniej planowało, a obiekt miałby być gotowy za trzy lata - i wpłynąć na obniżenie opłat dla mieszkańców. Ale i spalarnie nie są tak naprawdę, co do zasady, idealnym sposobem na poradzenie sobie z odpadami.
- Cały czas mamy bardzo dużo odpadów zmieszanych, to 67 proc. Zamiast skupiać się na tym, jak zachęcić mieszkańców do lepszej segregacji, samorządy skupiają się na tym, jak odpadów się pozbywać, czyli często po prostu spalać. Tymczasem budowa spalarni nie jest rozwiązaniem. Polska musi spełniać unijne poziomy recyklingu, w tym roku miało to być 50 proc. Kończy się też finansowanie budowy takich obiektów ze środków UE. Inne kraje europejskie już odchodzą od spalania, na przykład Dania, która ma 23 spalarnie, chce zamknąć siedem z nich, rozpisała to już na lata - mówi Joanna Kądziołka.
Wciąż wytwarzamy ogromne ilości śmieci, w Polsce jest to około 12-14 milionów ton odpadów komunalnych rocznie. Jednocześnie chcemy zmierzać w kierunku gospodarki o obiegu zamkniętym - czyli zamiast marnować surowce, wykorzystywać je ponownie. Tutaj racje gospodarcze idą w parze ze środowiskowymi. - Najtańszym odpadem jest odpad, który nigdy nie powstanie. My jako społeczeństwo musimy zastanawiać się, jak ograniczać ilość wytwarzanych odpadów, by tych, z którymi nie da się już nic zrobić, było jak najmniej - podkreśla poznański prawnik.
Niestety, jak się okazuje, w drodze do tego celu konsumenci muszą liczyć się z wyższymi wydatkami i zapomnieć o sytuacji sprzed lat - czy jesteśmy skazani na to, że opłata na wywóz śmieci będzie jedną z głównych pozycji w domowym budżecie?
Opłaty za śmieci na pewno będą teraz kosztem odczuwalnym dla gospodarstw domowych, choć można i trzeba próbować ilość tych odpadów obniżać, chociaż w małym zakresie
- mówi Joanna Kądziołka. Taką metodą jest założenie kompostownika tam, gdzie jest taka możliwość - już to choć trochę mogłoby pomóc zmniejszyć wysokość opłat. Działaczka Fundacji Zero Waste podaje jeszcze jeden przykład: - Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta byłaby zastrzykiem finansowym dla gmin.
Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta (ROP) to ogólna nazwa unijnej inicjatywy, zgodnie z którą odpowiedzialność za odpady ma zostać w części przeniesiona na producentów tych opadów (głównie opakowań), tak, by i oni brali udział w kosztach związanych ze zbiórką tych odpadów i ich przetwarzaniem - teraz te koszty ponoszą konsumenci i samorządy. Docelowo ROP ma też sprawić, by producenci robili wszystko, by śmieci powstawało jak najmniej. To unijna dyrektywa, Polska miała mieć gotową ustawę w tej sprawie w lipcu tego roku. Ustawy nie ma, nie ma nawet jej projektu, choć podobno prace nad nim mają się już kończyć. Jeśli wejdzie w życie, będzie to duża zmiana - i oczekiwana, zarówno przez działaczy na rzecz środowiska, jak i samych producentów.
Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta to według Joanny Kądziołki jedno z głównych rozwiązań śmieciowego problemu. Drugim jest system kaucyjny opakowań, o który Polskie Stowarzyszenie Zero Waste walczy od dawna. Organizacja brała udział w konsultacjach w obu tych sprawach, teraz znalazła się w zespole roboczym dotyczącym systemu kaucyjnego, obok m.in. producentów tworzyw. Członkowie zespołu, choć czasem się różnią co do szczegółach, są zgodni w przekonaniu, że zapis - przynajmniej w podstawowym zakresie - powinien znaleźć się w ustawie dotyczącej ROP. - Obawiamy się, że bez niego ten system nie będzie działał. Cały czas apelujemy o przyspieszenie prac, zarówno nad systemem kaucyjnym, jak i ROP-em. Branża recyklerów też na to liczy, bo jest w trudnej sytuacji, 30 proc. podmiotów zajmujących się recyklingiem zniknęło z rynku - podkreśla Joanna Kądziołka.
Maciej Kiełbus uważa, że trzeba nasilić działania w zakresie tworzenia prawa tak, by system gospodarki odpadami zacząć porządkować. - Na szczeblu lokalnym musimy zacząć rozmawiać i szukać rozwiązać optymalizujących, pozwalających obniżać te koszty. To też walka o jakość selektywnej zbiórki, bo im ona będzie lepszej jakości, tym łatwiej będzie znaleźć nabywcę na odpady. Problem polega na tym, że w gminie, nawet tej najmniejszej, każdy na odpady patrzy z trochę innej perspektywy. Dlatego ważny jest rzetelny dialog i próba angażowania przedstawicieli społeczności lokalnej do tego, żeby ten system współkształtowała. Na pewno istotna jest też stabilność. Problemem, który także generuje koszty, jest to, że co chwilę skaczemy z pomysłu na pomysł i ryzyko zmian prawnych w branży odpadowej cały czas jest dostrzegalne. Przez to też koszty idą w górę, bo przedsiębiorcy boją się inwestować, bo w kolejnych przetargach pojawiają się oferty na wyższe kwoty, związane z tym, że przedsiębiorca nie wie, jaki będzie koszt świadczenia usługi za dwa czy trzy lata, bo może się wszystko dookoła zmienić. Można też konstruować mądrzej dokumentację przetargową. Jeśli gmina próbuje wszystkie ryzyka przerzucić na wykonawcę, jeżeli stawia niebotyczne wymagania, to potem nie może się dziwić, że oferty idą w górę - wymienia.
Przede wszystkim zaś, powinno się zmienić nasze myślenie o śmieciach. Także to, jak je określamy - postuluje Joanna Kądziołka: - Śmieć kojarzy nam się z czymś, z czym nie da się już nic zrobić, można tylko wyrzucić. Natomiast odpad to coś, co jesteśmy w stanie zagospodarować.
Warto się starać robić to tak, by było to z pożytkiem i dla planety, i dla naszych kieszeni.