Kolejny rząd może być ostatnim z szansą na uratowanie klimatu. Niezależnie, kto wygra wybory

Patryk Strzałkowski
Nie dekady, a kolejne lata będą kluczowe w walce z kryzysem klimatycznym. Bez przesady możemy powiedzieć, że podjęte teraz działania wpłyną na przyszłość świata. Dlatego potrzebujemy, by nowy rząd podjął realną walkę z kryzysem klimatycznym - niezależnie, czy będzie rządzić obecna opozycja, czy PiS.

Dziś Piątek dla klimatu - jak co tydzień w Gazeta.pl i next.gazeta.pl piszemy na temat związany z trwającym kryzysem klimatycznym.

Aktywiści klimatyczni na świecie powtarzają, że jednym z najważniejszych narzędzi walki z globalnym ociepleniem jest udział w wyborach i głosowanie na te partie, które proponują solidne, zgodne z wiedzą naukową rozwiązania. To oczywiście dobra rada - a o tym, co polskie partie proponują wyborcom w zakresie ekologii i klimatu przeczytacie tutaj>>>

Co jednak jeśli i tak nie wygrywa partia, która uznaje kryzys klimatyczny za priorytet? Kolejne wybory za cztery lata - można powiedzieć - a wraz z nimi kolejna szansa. Tyle, że nie możemy tak długo czekać. To ostatni moment, by zacząć ambitnie działać w sprawie klimatu.

- Następnych kilka lat będzie prawdopodobnie najważniejszymi w naszej historii - powiedziała Debra Roberts z IPCC przy okazji publikacji ubiegłorocznego raportu panelu. Tego momentu rządzącym na świecie nie wolno przegapić. I w Polsce - niezależnie od tego, kto będzie rządził po wyborach - władze muszą podjąć walkę z kryzysem klimatycznym.   

Zmiana klimatu jest realna i odczuwamy ją już tu i teraz. Jeśli chcesz zapobiegać skutkom katastrofy klimatycznej - wspieraj Greenpeace, które działa na rzecz rozwoju czystej energii i walczy z opieszałością polityków. WEJDŹ TUTAJ >>

Najważniejsze kilka lat w historii

Raport IPCC oceniał, że wciąż jest fizycznie możliwe, by zatrzymać ocieplenie na poziomie znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza (najlepiej - 1,5 stopnia), co może pozwolić uniknąć globalnej katastrofy. Jednak by tak się stało, musimy osiągnąć neutralność klimatyczną przed 2050 rokiem. W ciągu mniej niż 30 lat cały świat musi ograniczyć emisje gazów cieplarnianych do takiego poziomu, że będą one w całości pochłaniane. Tyle, że emisje wciąż rosną i wyczerpujemy nasz "budżet węglowy".

Czy mamy szanse? Według naukowców tak - pod warunkiem, że osiągniemy szczyt poziomu emisji w 2020 roku i od tego momentu zaczną one maleć. Jeśli się spóźnimy, praktycznie nie będzie już możliwości na osiągnięcie celu 2 stopni i znajdziemy się na drodze w kierunku upadku cywilizacji.

Nie ma czasu na udawane rozwiązania

By osiągnąć cel, potrzebna będzie transformacja naszej gospodarki. Ale do tego konieczna jest też transformacja w środowisku władz i całkowita zmiana tego, jak dotychczas traktowano kwestie klimatu. Nie ma miejsca na denializm klimatyczny (zaprzeczanie globalnemu ociepleniu), ignorowanie nauki i społeczeństwa czy mamienie obietnicami o "200 latach węgla" choć wiadomo, że i tak odejdziemy od niego raczej prędzej niż później. 

<script type="application/javascript" src="https://www.greenpeace.pl/recurring/gazeta/iframe/greenpeace.js" id="greenpeace-recurring" data-version="gazkli1" />

Dotychczas PiS hamowało politykę klimatyczną m.in. przez blokowanie rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie i plany budowy nowego bloku węglowego. Politycy mówią sprzeczne rzeczy. Tak było np. na konferencji Energy Summit 2019, gdzie minister Krzysztof Tchórzewski (w nagraniu) chwalił się redukcją emisji w ciągu ostatnich 20 lat, zaś później jego zastępca Adam Gawęda przekonywał, że "użytkowanie własnych zasobów węgla i opieranie na tym naszego bezpieczeństwa energetycznego nie stoi w sprzeczności z ochroną klimatu", co jest bzdurą.

Usunięty wpis z wypowiedzią wiceministra energiiUsunięty wpis z wypowiedzią wiceministra energii Fot. https://twitter.com/MinEnergii/

Nie brakuje polityków nie wierzących w naukę. Jarosław Gowin, minister nauki (!) twierdził wbrew faktom, że rola człowieka w globalnym ociepleniu "budzi kontrowersje wśród naukowców". Jarosław Kaczyński w 2012 roku mówił, że to "śmiechu warte", jakoby dwutlenek węgla miał wpływ na klimat. Prezydent Andrzej Duda na szczycie klimatycznym (!) w Katowicach utrzymywał, że mamy zapasy węgla na 200 lat i "trudno, żebyśmy rezygnowali z tego surowca". Kilka lat wcześniej mylił klimat z pogodą i pisał, że zimny dzień dowodzi, że nie ma globalnego ocieplenia.

Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej mówił "Financial Times", że dla Polski osiągniecie celu zera emisji netto do 2050 roku jest "niemożliwe i niewykonalne".

W najlepszym razie władze mamiły pseudorozwiązaniami i udawaniem, że robimy postępy w ograniczaniu emisji. Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki chwalili się ograniczeniem przez Polskę emisji o prawie 30 proc. Rzeczywiście spadły one o tyle, ale licząc od... 1989 roku i to nie w związku z działaniami na rzecz klimatu, a transformacją gospodarki po przemianie ustrojowej. Premier obiecał milion aut elektrycznych w ciągu kilku lat. Na razie jest ich pięć tysięcy i rząd już ograniczył swoją obietnicę. Członkowie rządu mówili o "czystym węglu", który jest pseudorozwiazaniem i wymówką, by nie odchodzić od paliw kopalnych. Były minister środowiska jako alternatywę dla odejścia od węgla prezentował pochłanianie CO2 przez lasy - które są ważne, jednak nie pomogą nam bez równoczesnej dekarbonizacji.

Na negowanie nauki, mydlenie oczu i udawane rozwiązania nie może być miejsca w kolejnym rządzie, jeśli nie chcemy znaleźć się na prostej drodze do globalnej katastrofy klimatycznej. 

Zadanie dla wszystkich

Niezależnie kto będzie rządził po wyborach, wszystkie strony sceny politycznej powinny się zmobilizować w sprawie kryzysu klimatycznego.

Rolę mają tu także inne środowiska: opozycja (znów - niezależnie, kto się w niej znajdzie) może wspierać dobre rozwiązania; media muszą konfrontować polityków z aktualną wiedzą naukową, nie pobłażać opowiadającym bzdury i traktować kryzys priorytetowo; środowisko naukowe może jeszcze mocniej angażować się w kwestie klimatu; samorządy mogą w miarę możliwości działać na własną rękę; wreszcie te osoby w środowisku obecnej władzy, które zdają sobie sprawę z pilności kryzysu, powinny wpływać na pozostałych. 

Potrzebne jest jasne wsparcie społeczeństwa dla zmian. Już teraz według badania Kantar do projektu "Ziemianie atakują" aż ok. trzy czwarte Polek i Polaków jest zdania, że stan, w jakim znalazła się Ziemia jest poważny i wymaga natychmiastowych działań. Co druga osoba uważa kryzys klimatyczny za jedno z największych zagrożeń dla świata. Tyle samo sądzi, że to władze powinny mu przeciwdziałać. 60 proc. popiera odejście od energetyki węglowej na rzecz źródeł odnawialnych i energii atomowej. 

Jeśli rządzący mimo wszystko nie staną na wysokości zadania, to społeczeństwo będzie mogło się tego domagać. Przykłady tego widać w innych krajach. Protesty klimatyczne odbywają się od lat, ale w ostatnim czasie błyskawicznie przybierają na sile. Pojawiają się inicjatywy zmuszania władz do działania przez wymiar sprawiedliwości. We wrześniu grupa młodych ludzi, w tym Greta Thunberg, złożyła w ONZ pozew, w którym zarzucają, że niszczące klimat kraje łamią konwencję o prawach dziecka, w tym prawa do życia, zdrowia i pokoju. Podobne akcje dzieją się już w Polsce. Jerzy Stuhr, Mariusz Szczygieł i Tomasz Sadlik wygrali ze Skarbem Państwa pozew o prawo do powietrza wolnego o smogu. Fundacja ClientEarth złożyła w sądzie pozew przeciwko właścicielowi Elektrowni Bełchatów i domaga się "zaprzestania działalności powodującej zagrożenie dla środowiska".

Inną metodą jest nieposłuszeństwo obywatelskie, z którego słynie ruchu Extinction Rebellion. Jego zwolennicy w ramach swoich działań przez wiele dni fizycznie blokowali centrum Londynu i dawali się zatrzymać policji, aż brytyjski parlament uchwalił klimatyczny stan wyjątkowy. W Polsce pierwsza tego typu akcja już miała miejsce pod koniec września. Na razie skala była dużo mniejsza. Jednak ruchy walczące o klimat rosną w siłę, a jak pokazują wspomniane badania Kantar, osób przejętych kryzysem środowiska jest w Polsce wiele. Jeśli kolejny rząd - PiS lub jakikolwiek inny - nie podejmie działań, obywatele mogą chcieć to wymusić.  

Jak pisał Krzysztof Bolesta w serwisie Green-news.pl, w Unii Europejskiej transformacja jest nieunikniona i nawet w przypadku ewentualnego sprzeciwu Polski zostanie przyjęta ambitna polityka klimatyczna. Jednak - podkreśla ekspert - "zielona rewolucja" nie musi być dla Polski problemem, lecz atutem i może się nam opłacić. Im szybciej politycy zdadzą sobie z tego sprawę, tym lepiej.

Masz pytanie lub propozycję tematu do cyklu Piątki dla Klimatu? Napisz do autora: patryk.strzalkowski@agora.pl

Stoimy na progu realnej katastrofy klimatycznej. W Polsce na rzecz zapobiegania jej skutkom działa Greenpeace. Nawet niewielka wpłata wzmacnia skuteczność tych działań. WEJDŹ TUTAJ >>

Więcej o: