Dziś Piątek dla klimatu - jak co tydzień na gazeta.pl i next.gazeta.pl piszemy na temat związany z trwającym kryzysem klimatycznym.
12 lat temu około 600 osób z całej Europy zdecydowało się pokazać nago w ramach akcji współorganizowanej przez Spencera Tunicka. To amerykański fotograf znany z tego, że robi zdjęcia grupom nagich ludzi w różnych miejscach publicznych. Wtedy postanowił przyłączyć się do działań Greenpeace związanych z ochroną klimatu.
"Chcę, by moje obrazy nie były powierzchowne. Chcę, by ludzie uświadomili sobie związek między kruchością ich własnej egzystencji a wrażliwością lodowców na naszej planecie" - mówił Tunick. "Ciało ludzkie jest równie wrażliwe, jak topniejące lodowce. Ci wolontariusze swoją obecnością tutaj chcą wezwać decydentów do podjęcia natychmiastowych, zdecydowanych i odważnych kroków, mających na celu wyhamowanie zmian klimatu. Wciąż mamy na to czas, ale jest go coraz mniej" - dodawał Markus Allemann, koordynator kampanii klimatycznej w Greenpeace Szwajcaria.
Akcja na lodowcu Aletsch, 2007 rok. Greenpeace / Ex-Press / Michael Wuertenberg / Projekt Spencera Tunicka
Wygląda na to, że 12 lat z tego uciekającego czasu straciliśmy. Lodowce topnieją nadal. Od połowy XIX wieku Szwajcaria straciła ich około 500. Kolejnym, który pożegna już w najbliższy weekend, jest Pizol.
W niedzielę 22 września planowana jest symboliczna ceremonia "pogrzebowa" lodowca Pizol. Organizuje ją m.in. stowarzyszenie na rzecz ochrony klimatu Klimaschutz Schweiz.
W uroczystości, która odbędzie się na wysokości 2600 metrów nad poziomem morza, zapowiedziało udział około 50 osób, członków stowarzyszeń i fundacji społecznych, naukowców, ale organizatorzy spodziewają się, że ich akcja będzie miała szerszy oddźwięk. Szwajcarzy przecież uwielbiają naturę, są dumni ze swoich gór, czerpią ogromne profity z turystyki, a czym będzie alpejski krajobraz bez lodowców? Akcja ma już nie tylko zwrócić uwagę na problem zmian klimatycznych i ich skutków, lecz także być pobudką do działań, które wybiegają na dziesięciolecia do przodu. Również politycznych
- mówi Agnieszka Kamińska, dziennikarka mieszkająca w Szwajcarii, autorka bloga I’m not Swiss.
W wydarzenie włączyli się też przedstawiciele religijni - organizacja oeku Kirche und Umwelt (Kościół i środowisko), skupiająca ok. 600 grup wyznaniowych w Szwajcarii. Planuje ona odprawienie mszy, m.in. w intencji poszkodowanych przez zmiany klimatyczne. Wszyscy mają przyjść ubrani na czarno, jak przystało na żałobę.
Chodzi o lodowiec, który był jednym z mniejszych, a teraz zajmuje powierzchnię zaledwie 0,06 kilometra kwadratowego. - Pamiętam, jak w ubiegłym roku wchodziłam na szczyt Pizol i jak przygnębiający był widok czarnej smugi, która pozostała po niemal całkiem stopniałej pokrywie lodowej - opowiada polska dziennikarka.
Lodowiec Pizol, wrzesień 2018 r. Fot. Agnieszka Kamińska Fot. Agnieszka Kamińska
Szwajcarzy nie są pierwszymi, którzy wpadli na pomysł takiego "pogrzebu". Podobne symboliczne pożegnanie z lodowcem kilka tygodni temu zorganizował inny mocno związany z lodem naród - Islandczycy.
"Śmierci" szwajcarskiego lodowca Pizol można było się spodziewać od przynajmniej kilkunastu lat. Topnienie bacznie obserwowali naukowcy tacy jak Matthias Huss, glacjolog z ETH Zurich (politechniki federalnej), który cofanie się lodowca mierzy od 2006 roku. Na jego zdjęciach dobrze widać to, jak zmieniła się objętość lodu przez nieco ponad 10 lat:
To skutek kryzysu klimatycznego i globalnego ocieplenia. Lodowce topnieją co roku, ale coraz trudniej jest im odbudować "letnie" utraty masy oraz je utrzymać. Nawet jeśli trafią się mocno śnieżne zimy (albo jak w tym roku w Szwajcarii - wiosny), to potem coraz częściej przychodzą wyjątkowo gorące lata. Tegoroczne fale upałów, które uderzyły w Europę, nie oszczędziły i Szwajcarii. Jej lodowce topniały na równi z lodami Grenlandii, o których było najgłośniej. Według Matthiasa Hussa w ciągu dwóch takich fal, z końca czerwca i z lipca - czyli łącznie 14 dni - szwajcarskie lodowce straciły niespotykanie duże ilości śniegu i lodu, około 800 milionów ton.
Niektóre lodowce topnieją do tego stopnia, że naukowcy mogą ogłosić ich "śmierć". W przypadku lodowca śmierć oznacza tak zwany martwy lód. Martwy, bo nie jest już w stanie się poruszać. Lodowce pod wpływem ogromnego ciężaru nagromadzonego lodu przesuwają się, "spływają" w dół. Jeśli lodu jest za mało, lodowiec się nie porusza. Umiera. Co to oznacza dla ludzi? W przypadku lodowców z wybrzeży, topnienie podniesie poziom oceanów i zagrozi niżej położonym terenom.
Dlatego naukowcy i ekolodzy apelują o natychmiastowe działanie na rzecz ochrony lodowców. W Polsce możesz się w nie włączyć za pośrednictwem Greenpeace >>
Morza mają też inny problem - rosnące zanieczyszczenie. W szczególnie złej sytuacji jest Bałtyk, w który działalność ludzi mocno uderza, powodując powstawanie tak zwanych martwych stref:
Z lodowcami w Szwajcarii jest nieco inaczej. Są ważne dla gospodarki, w tym turystyki, stanowią źródło słodkiej wody, wykorzystywanej również w przemyśle i energetyce. Dla Szwajcarów są częścią tożsamości.
Topniejącymi lodowcami szwajcarscy ekolodzy i zespoły naukowców zajmują się od dawna. Zmiany pokrywy lodowej są regularnie monitorowane, badane i opisywane. Temat pojawia się w debacie publicznej i w popularnych mediach, zwłaszcza przy okazji kolejnych kosztownych akcji "otulania" lodowców specjalnymi membranami lub pilotażowych programów opryskiwania sztucznym śniegiem
- mówi Agnieszka Kamińska.
Specjalnymi "kołdrami" Szwajcarzy starają się chronić na przykład lodowiec Rodanu. To jedna atrakcji turystycznych kantonu Valais. Płachtami białego płótna przykrywany jest obszar popularnej lodowej groty.
Lodowiec Rodanu, fragment okryty specjalnymi płótnami, które mają chronić przed topnieniem. Fot. Shutterstock / Christoph Walter
Biały materiał ma odbijać promienie słoneczne i w ten sposób ograniczać topnienie. To działa, co pokazał niedawno wspomniany już glacjolog Matthias Huss:
Dlaczego nie pokryć całego lodowca? Według szacunków, przytaczanych przez portal swissinfo.ch, kosztowałoby to między 10 a 100 milionów franków szwajcarskich rocznie, a mówimy tylko o jednym lodowcu. "Gdybyśmy chcieli pokryć średniej wielkości alpejski lodowiec (np. 5 km2) domowymi prześcieradłami (np. o wymiarach 2 x 2 m i wadze 0,5 kg), potrzebowalibyśmy ich ponad milion, a ważyłyby ponad 600 ton. A lodu w Alpach mamy jakieś 2000 km2" - wylicza autor bloga Glacjobiologia.
Pojawiają się też inne pomysły na ratowanie lodowców. Jednym jest zbieranie spływającej z nich wody i wykorzystywanie jej do tworzenia sztucznego lodu lub śniegu. Na lodowcu Morteratsch prowadzony jest właśnie pilotażowy projekt za 2,5 miliona franków.
Oba rozwiązania łączą te same problemy. O ile lokalnie tego typu działania mogłyby przynosić efekty, o tyle to na większą skalę byłby to ogromny wydatek i duże wyzwanie logistyczne.
Coś jednak zrobić będzie trzeba, chyba że chcemy pogodzić się z tym, że lodowce znikną. To całkiem realny scenariusz. Według szwajcarskich naukowców, jeśli obecne tempo topnienia się utrzyma i nic nie zmienimy w kwestii spowolnienia ocieplenia klimatu, do końca tego stulecia alpejskie lodowce stracą około 90 proc. swojej objętości. Ale jeśli zaczniemy działać, możemy zachować około jednej trzeciej z nich. Ale by tak się stało, potrzebne jest skoordynowane działanie na poziomie globalnym i ograniczenie ocieplenia do poziomu 2 stopni Celsjusza, zgodnie z Porozumieniem Paryskim ws. klimatu.
Objętość szwajcarskich lodowców od 1850 roku już spadła istotnie, bo o 60 proc. A kłopoty mają nie tylko te najmniejsze. Topnieje także lodowiec Aletsch, największy w Alpach i najdłuższy w Europie. Eksperci przygotowali kilka scenariuszy. Zgodnie z nimi Aletsch do 2100 roku straci od 60 proc. masy lodu w modelu zakładającym umiarkowany wzrost emisji CO2, kiedy wdrożymy Porozumienie Paryskie, a w przypadku najbardziej ekstremalnej wersji zniknie niemal zupełnie.
Szwajcarzy ze zniknięciem lodowców pogodzić się nie chcą. - Stowarzyszenie Klimaschutz Schweiz zbiera podpisy potrzebne do rozpisania referendum w sprawie tzw. inicjatywy lodowcowej. Cel: Szwajcaria neutralna klimatycznie. Do 2050 roku emisja gazów cieplarnianych ma się obniżyć do zera, a założenia wypracowanego w 2015 roku w Paryżu porozumienia klimatycznego mają zostać zapisane w szwajcarskiej konstytucji - mówi Agnieszka Kamińska.
Ochotnicy z 2007 roku pozowali na wspomnianym powyżej lodowcu Aletsch. Współorganizator wydarzenia sprzed 12 lat, Greenpeace, uważa, że to dzięki takim oddolnym inicjatywom politycy mogą zacząć działać. Katarzyna Guzek z Greenpeace Polska: - To właśnie protesty, pokojowe akcje bezpośrednie i happeningi doprowadziły do tego, że politykom coraz trudniej jest unikać odpowiedzialności za postępujący kryzys klimatyczny. To od ich decyzji i działań zależy, czy uda się zapobiec katastrofie klimatycznej, czy nie.
To, że Polki i Polacy chcą, żeby ochrona klimatu była jednym z kluczowych tematów w kampanii wyborczej, nie wydarzyłoby się, gdyby nie wzmożone działania ruchów społecznych, w tym odbywających się w całej Polsce Strajków dla Klimatu. Presja, która wywierana jest na polityków, ma sens. Widać to choćby po tym, że debata o odchodzeniu od spalania paliw kopalnych nabiera realnych kształtów. Te zmiany powinny zachodzić szybciej - naukowcy ostrzegają, że zostało nam zaledwie 11 lat, żeby zapobiec czarnemu scenariuszowi. Najprostszym sposobem jest wsparcie organizacji działających na rzecz ochrony klimatu, zrób to TUTAJ >>
Klimatyczne newsy
W cyklu "Piątki dla klimatu" co tydzień poruszamy jeden temat związany z kryzysem klimatycznym. Jednak w każdym tygodniu dzieje się wiele mniejszych i większych wydarzeń, mających znaczenie dla walki ze zmianami klimatu. Niektóre z nich wspominamy w sekcji "Klimatyczne newsy".
Australia. Protest klimatyczny. Fot. Rick Rycroft / AP Photo
Malezja. Zasnute dymem z pożarów lotnisko w Kuala Lumpur. Fot. Vincent Thian / AP Photo