3 maja tego roku padł historyczny rekord. Rekord, który powinien wybrzmieć jak syrena alarmowa. W obserwatorium na Mauna Loa na Hawajach odnotowano poziom dwutlenku węgla w atmosferze o wartości 415 cząstek na milion (ppm). Co to oznacza? Czy to dużo?
415 ppm to nie tylko najwyższe stężenie za naszego życia, najwyższe w historii badań, najwyższe w historii ludzkości. Ostatnio było takie około trzech milionów lat temu. Wtedy na Ziemi nie było jeszcze ludzi, panowała temperatura 2-3 stopnie wyższa, niż w naszej epoce przedprzemysłowej, a poziom morza był 15-25 metrów wyższy niż obecnie. To przeszłość dużo bardziej odległa niż początki naszej cywilizacji, ale taka może być też nasza przyszłość, jeśli nie podejmiemy rewolucyjnych działań wobec zmian klimatu.
Już dawno skończył się czas na debatę o tym, czy mamy do czynienia z globalnym ociepleniem i wywołanymi przez człowieka zmianami klimatu. Wiemy, że klimat się zmienia, wiemy, że odpowiadają za to nasze emisje gazów cieplarnianych. Wiemy, jakie będą konsekwencje i wiemy, co zrobić, by im zapobiec. Czas mówić o tym głośno i nazywać rzeczy po imieniu - mamy do czynienia z kryzysem klimatycznym.
Termin "kryzys klimatyczny" jest stosunkowo nowy. Jednak pojawia się coraz częściej nie tylko wśród aktywistów, ale też polityków i instytucji. O kryzysie klimatycznym mówi m.in. organizacja Climate Reality byłego wiceprezydenta USA Ala Gore'a.
Naszym zdaniem to jedyne określenie, które ma sens. W końcu kiedy zabójcze fale upałów stają się nową normą i dzieci nie mogą wyjść na zewnątrz, mamy kryzys. Kiedy zbiorniki wodne wysychają i susze przeciągają się tak długo, że usychają zbiory, to mamy kryzys. Kiedy nasze dzieci muszą protestować, by dorośli zobaczyli, że waży się ich przyszłość, to raczej, że mamy kryzys
- czytamy na stronie organizacji. Tego terminu zaczynają używać także władze. Amerykańska Izba Reprezentantów, w której po ostatnich wyborach większość mają Demokraci, powołała w styczniu Komisję ds. Kryzysu Klimatycznego. Zaś jedna z najsłynniejszych nowych członkiń Kongresu, Alexandria Ocasio-Cortez, promuje propozycję wielkiego planu przeciwdziałania zmianom klimatu: "Green New Deal". Z kolei brytyjski parlament po niedawnym głosowaniu ogłosił "klimatyczny stan kryzysowy". Wcześniej zrobiły to rządy Walii i Szkocji.
Dlaczego w ogóle przejmować się tym, jakiego określenia używamy? Ponieważ ma to znaczenie i wiedzą o tym ci, którzy chcieliby negować potrzebę walki ze zmianami klimatu.
W 2002 roku specjalista ds. opinii społecznej Frank Luntz doradzał Republikanom i prezydentowi George'owi W. Bushowi, by używali terminu "zmiany klimatu" zamiast "globalne ocieplenie", ponieważ to pierwsze jest "mniej przerażające". Powoływał się na badania, które pokazywały, że ludziom "zmiana klimatu" kojarzy się raczej z wyjazdem z jednego miasta do innego, a nie katastrofą. Oba terminy są poprawne naukowo, choć nie opisują do końca tego samego - najprościej mówiąc globalne ocieplenie jest przyczyną i jednym z elementów zmian klimatu. Zaś przyczyną wzrostu temperatury są emitowane przez nas gazy cieplarniane.
Te terminy to naukowe określenia zjawisk w naszej atmosferze. Jeśli weźmiemy pod uwagę, jak wpływają one na nasze społeczeństwo, że mogą grozić doprowadzeniem cywilizacji na skraj upadku, oraz jak pilny jest problem - uzasadnione jest, by mówić o trwającym kryzysie klimatycznym. Wiemy też - dzięki badaniom - że właśnie to określenie wywołuje u ludzi najsilniejsze reakcje.
Kryzys klimatyczny to w zasadzie najłagodniejsze określenie. Moglibyśmy mówić o katastrofie klimatycznej
- ocenił prof. dr hab. Szymon Malinowski, jeden z współautorów serwisu naukaoklimacie.pl. Jak wyjaśnił, wraz ze wzrostem temperatury rośnie prawdopodobieństwo występowania ekstremalnych zjawisk. - W Polsce grożą nam fale upałów, susze i, paradoksalnie, powodzie - wymienił. Podkreślił, że zjawiska klimatyczne wpływają na wszystkie aspekty życia i odbijają się szerokimi konsekwencjami. Na przykład - mówi - tegoroczna susza spowoduje problemy na rynku żywności, to wywoła wzrost cen i inflacji, a ostatecznie wszyscy zapłacimy więcej za jedzenie.
Naukowe opisy zmian klimatu mogą wydawać się abstrakcyjne: 1 czy 2 stopnie ocieplenia, tony dwutlenku węgla, prognozy na kolejne kolejne dziesięciolecia czy do końca wieku. Ale zmiany nie są odległe, one już następują. Przez (głównie) spalanie węgla, ropy i gazu wyemitowaliśmy ogromną ilość dwutlenku węgla. Traktujemy atmosferę jak "darmowy ściek". Jednak gazy cieplarniane nie znikają - ich koncentracja urosła o około jedną trzecią tylko w ciągu ostatnich 60 lat. A z tego powodu globalna średnia temperatura już teraz jest wyższa o około 1 stopień niż w okresie przed rewolucją przemysłową. W najlepszym możliwym scenariuszu ograniczymy ocieplenie do 1,5 stopnia, w najgorszym - wyniesie ono 3-5 stopni do końca stulecia i będzie rosnąć dalej. Ten pierwszy wymaga rewolucyjnych działań w skali świata.
Zmiany klimatu dotyczą nie tylko temperatury. Zależnie od tego, jak bardzo klimat się ociepli, będą nam grozić fale upałów, susze, powodzie, potężniejsze sztormy i huragany oraz wzrost poziomu morza. Te warunki nie tylko wywołają bezpośrednie zniszczenia, ale też zaburzą nasze sieci transportowe, energetyczne, system produkcji żywności, a w konsekwencji funkcjonowanie całych państw i gospodarek. Braki żywności, wody oraz katastrofy wywołają kryzysy migracyjne na niespotykaną skalę. Już teraz trwa 2500 konfliktów o zasoby, mówi się o milionach "uchodźców klimatycznych", a w ciągu 30 lat ich liczba może wzrosnąć do 250 mln.
Kryzys klimatyczny nie tylko nie jest abstrakcyjny - nie jest też odległy. On już trwa. Temperatura planety wzrosła i zmieniły się wzorce pogodowe. W kwietniu w Polsce doszło do rekordowo dużej liczby pożarów i zamieci pyłowych. Panowała susza, za którą odpowiadał nie tylko brak deszczu, ale też niewielkie opady śniegu zimą (a więc brak roztopów jako źródła wody). Dużo gorsze pożary nawiedziły w ubiegłym roku m.in. Grecję i Skandynawię. Z kolei potężne powodzie zalały wiosną tego roku Stany Zjednoczone i Mozambik. W tym drugim kraju były one spowodowane dwoma cyklonami, które uderzyły w przeciągu pięciu tygodni - co nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Pięć ostatnich lat było pięcioma najgorętszymi w historii pomiarów. Ten trend będzie się utrzymywał, a wraz z nim negatywne efekty. Zmiany klimatu są jedną z głównych przyczyn masowego wymierania gatunków, które może mieć dramatyczne konsekwencje nie tylko dla przyrody, ale też dla naszych społeczeństw i gospodarek. Te skutki widzimy już teraz, a żeby je ograniczyć, musimy podjąć pilne działania. Dlatego powinniśmy mówić nie po prostu o zmianach klimatu, ale o kryzysie klimatycznym.
Ten artykuł jest pierwszym z nowego cyklu Gazeta.pl "Piątki dla klimatu". W każdy piątek młodzież zainspirowana szwedzką nastolatką Gretą Thunberg wychodzi ze szkół i protestuje na ulicach. W ramach strajku klimatycznego i akcji "Piątki dla przyszłości" wzywają rządzących, biznes i społeczeństwa do pilnych działań, które uratują klimat - i przyszłość dzisiejszej młodzieży.
Jeśli chcesz działać na rzecz klimatu, ale nie wiesz od czego zacząć lub jak to zrobić, możesz wesprzeć Greenpeace, które w Polsce prowadzi szereg działań na rzecz rozwoju czystych źródeł energii i sukcesywnie walczy z opieszałością polityków w tej kwestii. Nawet niewielka wpłata wzmacnia skuteczność tych działań. Możesz jej dokonać POD TYM LINKIEM >>
Kryzys klimatyczny to wielkie wyzwanie także dla mediów: by rzetelnie informować o tym, co się dzieje z naszym klimatem; traktować ten temat jako priorytet; pokazywać, co robią, a czego nie robią politycy i sprawdzać, czy wywiązują się z klimatycznych obietnic. Dlatego w Gazeta.pl staramy się coraz więcej uwagi poświęcać tematom związanym ze zmianami klimatu i ochroną środowiska. Teraz dodatkowo będziemy pisać o tym w nowym cyklu "Piątki dla klimatu", zainspirowanym hasłem młodzieżowych protestów.
Masz pytania dotyczące kryzysu klimatycznego? Chcesz dać znać, jaki temat powinniśmy poruszyć? Napisz do autora: patryk.strzalkowski@agora.pl