Ministerstwo Zdrowia podało we wtorek, że w Polsce w ciągu ostatniej doby wykonano w sumie 7648 testów - 26,6 proc. dało wynik pozytywny. Potwierdzono 2035 nowych przypadków zakażeń koronawirusem. 1720 to nowe infekcje, a 315 to ponowne zakażenia.
- Mówimy cały czas o testach, które są wykonywane na zlecenie lekarza rodzinnego. Od 1 kwietnia bezpłatne testy na NFZ można wykonać tylko na skierowanie lekarza rodzinnego i to on, mając wynik testu, może zarejestrować go w ewidencji epidemiologicznej - wyjaśnia i przypomina dr Grażyna Cholewińska.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Konsultantka wojewódzka w dziedzinie chorób zakaźnych dla województwa mazowieckiego zwraca uwagę na chorych, którzy nie zgłaszają się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. - Jeśli chory nie pójdzie do lekarza POZ, musi sobie zrobić test samodzielnie - pójść do apteki, kupić test i zrobić go w domu. I taki wynik nie jest nigdzie rejestrowany. O tych zakażeniach nie wiemy. Człowiek jest chory, siedzi w domu i choruje, ale nikt o tym nie wie. I takich testów jest robionych wiele - dodaje dr Cholewińska w rozmowie z Gazeta.pl.
- Druga grupa chorujących ma objawy infekcyjne, ale w ogóle nie kupuje testów, tylko sobie po cichutku choruje w domu. A ponieważ omikron w zasadzie u większości daje lekkie objawy, więc nikt nigdzie nie rejestruje, że jest to COVID-19. Ludzie siedzą w domu, przechorowują, a jak poczują się lepiej, wracają do pracy, wracają do swoich obowiązków, rozsiewając oczywiście zakażenie w pracy, wśród rodziny i bliskich - tłumaczy specjalistka.
Dla porównania Niemcy notują dziennie ponad 100 tys. przypadków nowych zachorowań. - Oni robią pół miliona testów dziennie. Wielka Brytania robi ponad milion testów dziennie. U nas zlikwidowano punkty pobrań, gdzie pacjent przychodził i nieodpłatnie mógł zrobić test. Zlikwidowano sposób rozliczenia NFZ na te testy - nie są już finansowane przez fundusz. I tak naprawdę nikt nie wie, ile w Polsce mamy faktycznych zachorowań - przyznaje dr Cholewińska.
Podczas poniedziałkowej konferencji w resorcie zdrowia rzecznik Wojciech Andrusiewicz ocenił, że teraz w Polsce "nie ma powodu, by wprowadzać zalecenia czwartej dawki" szczepionki przeciwko koronawirusowi. - Polska jest w trochę innej sytuacji niż Niemcy, Francja czy Włochy - mówił.
Zdaniem naszej rozmówczyni jedyną wiarygodną informacją na temat liczby zakażeń w Polsce, jest liczba pacjentów przebywających w szpitalach.
- Liczba hospitalizacji powiększa się z dnia na dzień i w ciągu ostatnich dwóch tygodni dominują oddziały zakaźne. Jeśli pacjent jest młody, może przejść zakażenie omikronowe łagodnie i nic mu nie będzie, ale starszy człowiek z obciążeniami chorobowymi może mieć ciężki przebieg i wylądować w szpitalu - i takich już obserwujemy. Łóżka szpitalne się wypełniają - zastrzega. Zdaniem specjalistki liczba hospitalizacji może być nawet trzykrotnie większa niż tydzień temu.
To się rozkręca i to dość szybko. Jeśli w Niemczech jest 100 tys. przypadków dziennie, to trudno, żeby w naszym kraju było tylko 2 tys. To jest niemożliwe. Wirus nie zna granic i nie ma bariery przenoszenia
- podkreśla dr Cholewińska.
Do kolejnej fali epidemii z pewności może przyczynić się okres wakacyjny i liczne wyjazdy do krajów, w których wirus rozprzestrzenienia się bardzo szybko. To np. Hiszpania, Grecja, Portugalia. - To się przeniesie błyskawicznie w ciągu najbliższych tygodni - ostrzega ekspertka.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>