Koronawirus. Rośnie liczba zakażeń w Europie. Dzieciątkowski: Nie jesteśmy odosobnioną wyspą

- Nie jesteśmy odosobnioną wyspą - tak wprost o rosnących przypadkach zakażeń koronawirusem w Europie mówi w rozmowie z Gazeta.pl wirusolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowki. - Spekulacje na temat tego, że u nas jest rewelacyjnie, bo jesteśmy Polską, mogą zrodzić się tylko w, nazwijmy to, nadmiernie otwartych umysłach. Ile zakażeń jako takich mamy? Pan Bóg raczy wiedzieć - zaznacza ekspert. We wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o ponad tysiącu nowych zakażeń, to największa liczba od kilku miesięcy.

Według oficjalnych rządowych danych ostatniej doby stwierdzono w Polsce 1075 zakażeń koronawirusem, a także dwa przypadki zgonów. Jeszcze dzień wcześniej informowano o 119 nowych zakażeniach.

Ostatnim razem wyniki powyżej 1000 zakażeń odnotowywano w Polsce w kwietniu.

Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>

Wzrosty obserwuje się również w innych krajach Europy, choć często na o wiele większą skalę. W poniedziałek w Niemczech poinformowano o blisko 147,5 tys. nowych zakażeń i 102 zgonach. We Francji było to odpowiednio 243,2 tys. i 141.

Zobacz wideo To ulubiony kompozytor Quentina Tarantino. Pozycja obowiązkowa dla fanów muzyki filmowej

Koronawirus. "Jeśli wciąż będziemy tak niefrasobliwi, wirus może nas zaskoczyć"

O komentarz do bieżącej sytuacji pandemicznej poprosiliśmy dr. hab. Tomasza Dzieciątkowskiego, wirusologa, mikrobiologa, adiunkta w Katedrze i Zakładzie Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Marcin Kozłowski, Gazeta.pl: Płyną do nas doniesienia o sporych wzrostach zakażeń koronawirusem m.in. we Francji i Niemczech. Czy to powinno nas w jakiś sposób niepokoić?

Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski: Może nie tyle niepokoić, co powinno zwiększać naszą czujność. Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego sytuacja epidemiczna w Polsce miałaby odbiegać od sytuacji w tych krajach. My w Polsce niestety nie wiemy, gdzie jesteśmy, a to z powodu braku masowego testowania.

Z drugiej strony pojawiają się informacje, które mogą wskazywać na to, co rzeczywiście dzieje się u nas. Przykładowo, niedawne badanie ścieków w Poznaniu wykazało, że poziom stężenia materiału genetycznego wirusa jest podobnych do tego z końca grudnia.

Wirus w ściekach nie świadczy o dużym zagrożeniu epidemicznym, tylko o tym, że pandemia cały czas trwa. Potwierdza to także fakt, że w Polsce występują te warianty omikrona - BA.4 i BA.5 - które występują powszechnie w całej Europie.

Pod tym względem nie jesteśmy odosobnioną wyspą. Spekulacje na temat tego, że u nas jest rewelacyjnie, bo jesteśmy Polską, mogą zrodzić się tylko w, nazwijmy to oględnie, nadmiernie otwartych umysłach.

Ile zakażeń jako takich mamy? Pan Bóg raczy wiedzieć.

Co wiadomo o nowych wariantach? Regionalny hiszpański wiceminister zdrowia Antonio Zapatero mówi już wręcz, że mamy do czynienia nie z COVID-19, a o "COVID-22".

"COVID-22" nie jest absolutnie naukowym określeniem. Tak to już bywa, gdy jakiś polityk postanawia zabłysnąć w mediach.

Wciąż mamy do czynienia z wariantami genetycznymi delta i omikron. Z wariantu omikron wydzielają się kolejne sub-warianty genetyczne. Na początku tego roku były to przede wszystkim BA.1 i BA.2, w tej chwili mamy głównie BA.4 i BA.5.

Co jest istotne? Wariant BA.5 ucieka przed odpowiedzią immunologiczną indukowaną przez poprzednie warianty SARS-CoV-2. A to oznacza, że np. w lutym mogliśmy zakazić się wariantem BA.2, a teraz jak najbardziej jesteśmy narażeni na zakażenie omikronem BA.5.

Czy to groźna odmiana?

To trochę skomplikowane. Co do zasady, większość zakażeń spowodowana wariantem omikron jest łagodna. Natomiast jest to patogen zdecydowanie bardziej zaraźliwy niż poprzednie warianty SARS-CoV-2. W związku z tym niedostatki swojej patogenności będzie on kompensował zwiększoną zaraźliwością. Dla przykładu, w Stanach Zjednoczonych liczba hospitalizacji podczas fali omikron była większa niż podczas fali delta.

U jednej osoby mogą być to rzeczywiście bardzo łagodne dolegliwości, a u kogoś innego może się to niestety skończyć ciężkim zapaleniem płuc i zgonem.

A jakie znacznie w kontekście tych nowych wariantów ma to, że jesteśmy zaszczepieni?

Trzeba podkreślić, że szczepionki nie działają z taką skutecznością, jak wobec poprzednich wariantów SARS-CoV-2, ale nadal działają. Tę skuteczność można ocenić na sześćdziesiąt kilka procent na świeżo po podaniu dawki przypominającej. Niestety, z czasem ona spada.

Prawdopodobnie wprowadzenie pewnych modyfikacji w obrębie szczepionek będzie konieczne. Właśnie nad taką szczepionką pracuje w tej chwili Moderna.

Możemy spodziewać się kolejnych dawek, np. jesienią?

Obawiam się, że przyjmowanie dawek przypominających przeciwko SARS-CoV-2 będzie konieczne co roku.

Żyjemy teraz trochę tak, jakby tego wirusa nigdy nie było i jakby nie istniał też obecnie. Jak Pan to ocenia?

Dystans społeczny i noszenie maseczek szczególnie nas nie ograniczały, chyba że tylko mentalnie. Nie widzę niczego nienormalnego w tym, żeby ktoś stał w kolejce w sklepie w odstępie dwóch metrów ode mnie, a nie jednego metra. Bardzo nie lubię, jak ktoś dyszy mi w kark, niezależnie od tego, czy jest pandemia, czy jej nie ma.

Wszelakie deklaracje, że noszenie maseczek powoduje ograniczenie naszej wolności i osłabia naszą odporność, to opowieści dziwnej treści. Wystarczy chociażby przyjrzeć się temu, jak np. wygląda sytuacja alergików noszących maseczki, ponieważ maseczki bardzo skutecznie ograniczają alergie wziewne.

Czy istnieje prawdopodobieństwo, że do jesieni sytuacja rozwinie się na tyle, że powrócą maseczki, lockdowny? A może szczepionki rozwiążą problem?

Z wielu powodów absolutnie jestem za tym, żeby noszenie maseczek w sezonie jesienno-zimowym nie tyle było obowiązkowe, co wzorem krajów azjatyckich stało się dobrym zwyczajem. Jesienią i zimą zawsze, ale to zawsze, będzie spadała wydolność naszego układu odpornościowego, a co za tym idzie - łatwiej się zakazić bakteriami i wirusami. Bariera na twarzy sprawia, że prawdopodobieństwo takiego zakażenia jest dużo, dużo mniejsze.

Mam nadzieję, że do kolejnego lockdownu nie dojdzie. Mówię to też jako rodzic dziecka w wieku szkolnym i nauczyciel akademicki, który widzi, jak wyglądają efekty nauczania zdalnego. Obawiam się, że jeśli będziemy nadal tak niefrasobliwie podchodzić do problemu SARS-CoV-2, to może on nas jeszcze bardzo nieprzyjemnie zaskoczyć.

Może nas zaskoczyć także szpitalami covidowymi wypełnionymi znów po brzegi?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli pojawi się nowy wariant genetyczny o zwiększonej patogenności, a jest to wielce prawdopodobne przy tak niskim odsetku wyszczepienia w Polsce, to możemy mieć do czynienia i z takim scenariuszem.

Więcej o: