Adam Niedzielski pytany przez "Dziennik Gazetę Prawną", czy głosząc koniec pandemii, nie przesadza z optymizmem, zaprzeczył. Wskazał, że w krajach, do których kolejne fale pandemii przychodziły wcześniej niż do Polski, "COVID-19 nie znika, ale jest w coraz większym stopniu kontrolowany". Jak stwierdził, pandemia i u nas staje się możliwa do opanowania.
Minister w swoim optymizmie zdaje się nie brać pod uwagę, że w tych krajach europejskich, do których fale pandemii docierały wcześniej, poziom wyszczepienia społeczeństwa jest znacznie wyższy niż w Polsce.
- Państwa odchodzą więc od restrykcji bez narażenia systemu szpitalnictwa na niewydolność. Widać to bardzo dobrze w czasie obecnej fali omikronowej. Dzienne zakażenia są najwyższe od początku pandemii, jednak nie idzie za tym znaczący wzrost hospitalizacji - dowodził minister zdrowia.
Więcej wiadomości o pandemii znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
- Widać, że i u nas pandemia staje się zjawiskiem coraz bardziej kontrolowalnym pod względem organizacyjnym. Nie powoduje już takich przeciążeń w systemie opieki zdrowotnej. Mamy opracowane procedury dotyczące funkcjonowania szpitali tymczasowych i całej logistyki - mówię np. o tlenie, który był krytycznym środkiem medycznym w czwartej fali. Mamy już pierwsze leki, są szczepionki, które zmieniły sytuację. Wszyscy eksperci mówią o mniejszej zjadliwości omikrona, co wiąże się także z tym, że społeczeństwa europejskie są w dużej części zaszczepione - podkreślił Niedzielski.
Szef resortu zdrowia przyznał, że poziom wyszczepienia w Polsce jest niższy niż w innych krajach Europy, ale bardzo dużo ludzi przechorowało COVID-19 i w ten sposób nabyło pewną odporność. - W naszych badaniach wychodzi, że około 80 proc. Polaków ma przeciwciała - czy to w wyniku przechorowania, czy zaszczepienia - powiedział Niedzielski.
Minister zdrowia zaznaczył, że "początek końca pandemii nie oznacza końca SARS-CoV-2. To koniec zjawiska, które było totalnym zagrożeniem dla zdrowia publicznego, ale nie koniec obecności wirusa w Polsce i na świecie".
Dziennikarz "DGP" spytał Niedzielskiego, co sądzi o opinii byłych członków Rady Medycznej, których zdaniem można było zminimalizować liczbę zgonów konkretnymi działaniami. Zarzucają rządowi, że ich nie podjął. Minister zdrowia nadal obstawał przy swojej, znanej już, opinii:
- Można mieć milion świetnych pomysłów, ale co z tego, jeśli są niemożliwe do wdrożenia. Zawsze do perspektywy stricte medycznej - która oczywiście jest najważniejsza - trzeba dodać perspektywę społeczną i gospodarczą. Dla medyków, ekspertów, kwestia wdrażalności rozwiązań nie musiała być ważna, dla mnie i dla premiera tak - stwierdził Niedzielski. - Mamy w Polsce konkretne otoczenie społeczne i polityczne. Nie można się na to obrażać, tylko trzeba to uwzględniać jako warunek działania. A niestety u nas nie było społecznej i politycznej zgody co do unijnych certyfikatów covidowych.
Pytany, czy rozważał rezygnację ze stanowiska, minister zdrowia odpowiedział, że "nie wyobraża sobie takiej sytuacji". - Nawet jakbyśmy wzięli w nawias odpowiedzialność, którą wziąłem na siebie, zostając ministrem, to zadajmy pytanie: czy ktoś inny na moim miejscu zmieniłby istniejącą sytuację? Otóż nie. Żaden problem natury społecznej, gospodarczej czy politycznej nie zniknąłby wraz z moim odejściem. To nie jest ani miejsce, ani czas na podejmowanie takich decyzji - stwierdził Niedzielski.