Ministerstwo Zdrowia poinformowało we wtorek przed południem o 11 670 nowych zakażeniach, a także o 433 ofiarach śmiertelnych koronawirusa.
Obecnie w szpitalach w całej Polsce przebywa ok. 20 tys. osób chorych na COVID-19, ponad 1,8 tys. jest podłączonych do respiratorów.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska przekazał w TV Republika, że w Polsce stwierdzono 72 przypadki wystąpienia wariantu omikron. Przypomnijmy: dominującym obecnie w naszym kraju wariantem jest delta.
Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog, mikrobiolog, adiunkt w Katedrze i Zakładzie Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: Sądzę, że zakażeń omikronem jest tak naprawdę więcej.
Trudno powiedzieć na ten moment, jaki będzie rozwój sytuacji. Z zasady nie wygłaszam prognoz, to domena wróżbitów lub specjalistów od modelowania matematycznego. Niestety, na temat pandemii najlepiej rozmawia się po tym, gdy ona wygasa. Taka jest brutalna prawda. Mieliśmy do tej pory bardzo wiele scenariuszy, z których bardzo niewiele się sprawdziło.
Może być wariantem, który spowoduje większe zagrożenie, z bardzo prostego powodu: jeżeli rzeczywiście będzie wykazywał zwiększoną zakaźność, to, nawet jeśli spowoduje łagodniejsze objawy chorobowe u większości pacjentów, przy takiej liczbie zakażonych osób wygeneruje większą konieczność hospitalizacji.
Drugie ryzyko polega na tym, że u któregoś pacjenta omikron spotka się z deltą. Koronawirusy co prawda nie dysponują takimi możliwościami rekombinacji, jak np. wirusy grypy, ale istnieje pewne ryzyko, że powstanie superwirus. Taki superwirus może mieć patogenność wariantu delty i zakaźność omikrona. Oczywiście, byłby to nowy wariant genetyczny, który należałoby jakoś nazwać.
Sytuacja już teraz jest dramatyczna. Nie potrzeba nam do tego wcale omikrona. Wystarczy popatrzeć na liczby zakażeń i zgonów, pod tym względem plasujemy się na pierwszym miejscu w UE.
Wiadomo od prawie dwóch lat, że żaden system opieki zdrowotnej żadnego unijnego kraju nie wytrzyma powtórki z tego, co się działo w Lombardii. Stąd twarde lockdowny. A w lockdownie chodzi przede wszystkim o udrożnienie systemu opieki zdrowotnej, który balansuje na krawędzi wydolności.
Nie tylko koronawirus jest zagrożeniem, bo jeżeli wszystkie ręce zostaną rzucone na covidowy pokład, może się okazać, że nie starczy ludzi do leczenia trywialnego złamania nogi pod prysznicem, nie mówiąc o poważniejszych przypadkach.
Owszem, a to dlatego, że stwierdzono, iż dwie dawki szczepionki (lub jedna w przypadku J&J) nie zabezpieczają do końca przed wariantem omikron. Siła wiązania wytworzonych po szczepieniu przeciwciał jest zbyt mała, bowiem są one zbyt mało specyficzne względem nowych wariantów genetycznych.
Jeżeli nie możemy pokonać wirusa jakością naszych przeciwciał, czyli ich dokładnością, precyzją wiązania, możemy próbować to zrobić za pomocą ich ilości. Im więcej przeciwciał, tym mamy większe szanse na zneutralizowanie wirusa.
Nie jestem zwolennikiem nauczania zdalnego. Jego efektywność nie jest taka, jak być powinna. Natomiast zdanie się na żywioł i powrót dzieci do szkół jest również proszeniem się o ryzyko. Dzieci może i rzadziej chorują objawowo na COVID-19, ale to nie oznacza przecież, że nie mogą tego wirusa przenosić. Mogą.
Pewnym rozwiązaniem byłyby masowe szczepienia uczniów, a także wprowadzenie obowiązku szczepień dla personelu szkolnego. To ograniczyłoby transmisję wirusa w szkołach.
Nie sądzę też, by konieczne były np. ograniczenia w możliwości robienia zakupów. Spokojnie wystarczyłoby, gdyby ktoś wreszcie zaczął pilnować przestrzegania obowiązujących przepisów, czyli zachowania dystansu, noszenia maseczek. To coś, czego brakuje nam od miesięcy.
Starajmy się nie wprowadzać kolejnego zamieszania i nowych rygorów, tylko skupmy się na przestrzeganiu tego, co już obowiązuje.
Konieczne jest wydanie stosownych aktów prawnych, które umożliwiłyby właścicielom sklepów, restauracji, firm sprawdzanie tych paszportów.
Dla przykładu, jeżeli chciałby pan kupić w Niemczech kawę w jednej z sieciówek i nie pokazałby pan zaświadczenia o zaszczepieniu, to nie dość, że nikt by pana nie obsłużył, to jeszcze zostałby pan wyproszony z lokalu. Personel w Polsce nie ma umocowania prawnego, by zachowywać się podobnie.
Jestem jak najbardziej za kontrolowaniem paszportów, może to wynika z tego, że jestem osobą zaszczepioną. Z oczywistych względów nie popierają tego osoby kontestujące szczepienia, bo jest to dla nich zagrożenie dla źle pojmowanej wolności.