Doktor Wojciech Feleszko - pediatra, immunolog i pulmonolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego - w sobotę wziął udział w programie "Fakty po Faktach" w TVN24. Lekarz był jednym z gości, którzy komentowali sytuację związaną z epidemią koronawirusa w Polsce. Doktor przyznał, że w pracy często spotyka się z rodzicami, którzy wątpią w bezpieczeństwo szczepienia dzieci przeciwko COVID-19.
Wojciech Feleszko zapewnił jednak, że szczepienia są bezpieczne i stanowią najlepszą ochronę przed koronawirusem, pozwalając uniknąć hospitalizacji i ciężkich powikłań tego zakażenia. Dalej zauważył, że liczba wyszczepionych dzieci jest cały czas mała, o czym świadczy ciągle zwiększana liczba łóżek dla dzieci chorych na COVID-19.
- Potrzeby są ogromne. To są dzieci, które chorują. To są dzieci, które walczą o przeżycie. W moim macierzystym szpitalu przez kilka tygodni walczyliśmy o życie nastolatka, który nie został zaszczepiony przez niefrasobliwość rodziców. Szczęście to dziecko wyjechało na wózku żywe, ale w czasie tej epidemii będą dzieci, które będą chorowały poważnie, z narażeniem życia - ostrzegał doktor Feleszko.
Lekarz przypomniał, że zespół pocovidowy stanowi dla najmłodszych pacjentów bardzo duże zagrożenie dla zdrowia i życia. Apelował więc do rodziców o to, by decydowali się na szczepienie dzieci. Poza tym za kluczowe uznał zamknięcie szkół i ograniczenie niepotrzebnych interakcji.
Więcej informacji na temat epidemii koronawirusa na stronie głównej Gazeta.pl.
- Teraz jesteśmy mniej więcej przed szczytem czwartej fali. Czy ten szczyt nastąpi w przyszłym tygodniu, czy za dwa tygodnie, to będzie zależeć od wielu różnych czynników - między innymi od tego, czy wzrośnie poziom wyszczepienia, czy będziemy w dalszym ciągu nosić maski z taką częstotliwością jak nosimy, czy może jednak te obostrzenia będą przez rząd wprowadzane - dodała natomiast profesor Maria Gańczak, epidemiolożka z Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego.
Prof. Gańczak również ocenia, że szczyt hospitalizacji wypadnie w czasie Bożego Narodzenia, a to z kolei przełoży się na dużą liczbę zgonów. Jeśli Polacy wyjadą na święta, zaczną się intensywnie przemieszczać i spotykać z dużą liczbą osób spoza swojej "bańki społecznej", wówczas należy też spodziewać się wzrostu zakażeń, który przypadnie na około dwa tygodnie po świętach.
- Myślę, że gdybyśmy zastosowali wszystkie w tej chwili dostępne nam środki ochrony, to znaczy maksymalnie się wyszczepili i przestrzegali tych prostych zasad, żeby nosić maseczki, szczególnie w miejscach zatłoczonych i po prostu takich miejsc unikać, jeżeli to jest możliwe, to ta szkoda pandemiczna byłaby znacznie bardziej ograniczona - powiedziała profesor Krystyna Bieńkowska-Szewczyk, wirusolożka z Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.