23-25 tys. - właśnie tyle nowych dobowych przypadków koronawirusa raportowanych jest w tym tygodniu. 18 listopada odnotowano u nas piątą w skali świata największą liczbę nowych zachorowań na COVID-19. Także na piątym miejscu na świecie uplasowaliśmy się, jeśli chodzi o liczbę zgonów spowodowanych COVID-19 (372). Idźmy dalej. Właśnie pobiliśmy też rekord pandemii w liczbie osób zmuszonych do pozostawania na kwarantannie. Aktualnie uziemionych z powodu COVID-19 jest ponad 560 tys. Polaków.
Nasz Narodowy Program Szczepień od wielu tygodni tkwi w miejscu. Z wyszczepieniem populacji na poziomie 54,33 proc. zajmujemy trzecie od końca miejsce w Unii Europejskiej (za nami są jedynie Chorwacja i Słowacja, ale przynajmniej ten drugi kraj być może już niedługo). Potwierdza się też to, o czym epidemiolodzy i wirusolodzy mówili od dawna - czwarta fala pandemii to fala osób niezaszczepionych. W środę 17 listopada rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz przyznał, że spośród 463 zaraportowanych tego dnia zgonów na COVID-19 aż 70 proc. stanowiły osoby, które nie przyjęły szczepionki przeciwko koronawirusowi.
To wszystko fakty i twarde dane. Tymczasem, chociaż czwarta fala pandemii przyspiesza i nieuchronnie zbliża się do swojego szczytu, państwo polskie nie reaguje. Nie ma zwiększenia obostrzeń, regionalnych lockdownów, obowiązkowych choćby dla wybranych zawodów szczepień czy rozróżnienia obostrzeń w przestrzeni publicznej dla osób zaszczepionych i niezaszczepionych.
Mnóstwo Polaków - zwłaszcza tych zaszczepionych, którzy przyjmując szczepionkę myśleli nie tylko o sobie i swoich bliskich, ale także o dobru ogółu społeczeństwa - zadaje sobie dzisiaj pytanie: jak to możliwe. Tutaj z odpowiedzią przychodzi nam - wreszcie! - minister Niedzielski. W opublikowanym 18 listopada wywiadzie dla "Pulsu Medycyny" otwarcie wykluczył możliwość zastosowania przez państwo jakiegokolwiek przymusu, jeśli chodzi o obostrzenia związane z czwartą falą pandemii.
Trzeba sobie zdawać sprawę, że u nas pewne środki przymusu nie tylko że są źle odbierane, ale potrafią działać przeciwskutecznie i zniechęcać ludzi, uruchamiać postawę jeszcze bardziej negatywną, czy wręcz agresywną
- argumentuje szef resortu zdrowia. Oczywiście, można się zżymać, że środki przymusu nie są wprowadzane po to, żeby było miło i żeby wszyscy byli zadowoleni, ale po to, żeby uniknąć tragedii i dlatego, że inne, mniej inwazyjne środki, zawiodły. Celem jest dobro ogółu, na rzecz którego każdy z nas na krótki czas coś poświęca. Tak działa odpowiedzialne i dojrzałe społeczeństwo.
W wypowiedzi Niedzielskiego jeszcze bardziej przeraża jednak coś innego. A mianowicie powód, który wskazuje on jako uzasadnienie decyzji o nicnierobieniu.
Ruch antyszczepionkowy w Polsce - z przykrością to muszę powiedzieć - jest stosunkowo silny i w pewnym sensie sprofesjonalizowany. Występują tu incydenty, które mają charakter agresywny. Naszym celem nie jest teraz sprowokowanie ludzi do wyjścia na ulicę i mówię tu o zacznie szerszych grupach niż w Austrii, Francji czy Niemczech
- tłumaczy polityk.
I to, Szanowni Państwo, jest wypowiedź wstrząsająca. Po raz pierwszy bowiem w czasie pandemii - trwa ona już dwadzieścia miesięcy - prominentny polityk rządu mówi wprost, że ten rząd nie podejmie działań mających na celu dobro ogółu w obawie przed nieliczną, acz głośną i agresywną, grupą ekstremistów. Gdy w tym momencie przypominamy sobie słowa Zbigniewa Ziobry z jesieni 2015 roku o tym, że rząd Zjednoczonej Prawicy będzie silny wobec silnych, a nie silny wobec słabych, może ogarnąć nas pusty śmiech. Tyle że tutaj gra toczy się o życie i zdrowie milionów Polaków, więc będzie to śmiech przez łzy.
Minister zdrowia we wspomnianym wątku pogrąża się jeszcze mocniej, gdy zamyka go słowami:
Rząd, podejmując decyzje, patrzy, jakie będą jej konsekwencje - korzyści i koszty, w tym te społeczne. Trzeba podejmować decyzje, które są pragmatyczne i racjonalne. Trzeba ważyć ryzyko
Tych słów po prostu nie sposób zrozumieć. Jedna rzecz, to nazwanie ustępstwa wobec groźnych propandemicznych radykałów bilansem korzyści i kosztów społecznych. Druga - próba wmówienia komukolwiek, że niepodejmowanie żadnych działań i naiwna próba przeczekania czwartej fali pandemii to decyzje "pragmatyczne i racjonalne". "Trzeba ważyć ryzyko" - mówi minister Niedzielski. Wolne żarty, Panie ministrze. Przecież wy właśnie zaryzykowaliście zdrowie i życie swoich obywateli tylko dlatego, że boicie się konfrontacji z antynaukowymi oszołomami.
Taką postawę celnie podsumował w rozmowie z Gazeta.pl prezes Polskiej Akademii Nauk, który jest też przewodniczącym zespołu PAN ds. COVID-19.
Jeśli chcemy przeczekać czwartą falę, to ją przeczekamy, ale koszt będzie porażający. To będzie kilka, kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt tysięcy niepotrzebnych śmierci
- ocenił prof. Jerzy Duszyński. I dodał:
Ktoś za pół roku powie: dlaczego to się stało, jak mogło do tego dojść? Zaczniemy porównywać, jak sytuacja wyglądała u naszych sąsiadów czy w innych krajach UE. Ludzie zaczną zadawać pytania, dlaczego w kraju X zmarło kilkaset osób, a u nas kilka albo kilkanaście tysięcy
Więcej o działaniach rządu wobec czwartej fali pandemii koronawirusa przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl
Słów ministra Niedzielskiego - na jego obronę, choć to obrona marna, można napisać jedynie, że są one zapewne efektem decyzji jego politycznych zwierzchników, a nie stanowiskiem samego ministra - nie sposób wytłumaczyć na poziomie dbania o polską rację stanu czy odpowiedzialnego rządzenia państwem.
Co więc za tym stoi? Oczywiście polityka. Nie od dziś wiadomo, że Zjednoczona Prawica ma w Sejmie problemy z utrzymaniem stabilnej większości. Obecnie to wedle różnych scenariuszy i konfiguracji od 228 do 233 szabli. Tu do gry wchodzi parlamentarny zespół ds. sanitaryzmu, o którym pisaliśmy już na Gazeta.pl. To siedmioro parlamentarzystów Zjednoczonej Prawicy. Mało? Tak, ale jeśli wszyscy zagroziliby buntem w razie wprowadzenia obostrzeń pandemicznych, wystarczająco, żeby pozbawić "dobrą zmianę" większości w Sejmie. Większości, którą Jarosław Kaczyński z mozołem klecił przez ostatnie miesiące. Widzimy więc, jaki jest rachunek. Polityka przed zdrowiem i życiem Polaków.
Do tego, rzecz jasna, niechęć do irytowania swojego elektoratu, który obostrzenia dotknęłyby w znacznie większym stopniu niż elektorat opozycyjny. To jednak bardzo krótkowzroczna perspektywa. Kiedy wskutek bierności rządu mleko się rozleje, ci sami wyborcy Zjednoczonej Prawicy, którzy dzisiaj nie chcą ostrej walki rządu z pandemią, zapytają: co tu się stało?
Krótkoterminowo patrzą w kontekście wyborów, a przecież te mamy dopiero za dwa lata
- tak o działaniach rządu mówi we wspomnianym już wywiadzie dla Gazeta.pl prof. Jerzy Duszyński.
Do tego czasu w rodzinach ich wyborców, którzy są tak przeciwni szczepieniom, poumierają bliscy - dziadkowie, wujkowie, rodzice. To da tym wyborcom pewien asumpt do myślenia, co się stało, jak można było do tego dopuścić, czy można było tego uniknąć. Można było - szczepiąc się
- dodaje prezes PAN.
Ale zostawmy politykę, bo w takich sytuacjach jak ta naprawdę nie jest ona najważniejsza. Kapitulacja rządu w walce z czwartą falą pandemii na rzecz antyszczepionkowców to także piekielnie niebezpieczny precedens na przyszłość. Rządzący właśnie pokazali wszelkiej maści radykałom i antysystemowcom, że jeśli tylko będą dostatecznie głośni, dostatecznie zorganizowani i dostatecznie zdeterminowani, to są w stanie sterroryzować rząd 38-milionowego państwa w środku Europy.
Nie jesteśmy społeczeństwem austriackim czy niemieckim, inaczej też reagujemy na różnego rodzaju działania, choćby administracji rządowej. Więc musimy wyważyć względy medyczne z tymi względami społecznymi
- przyznał na niedawnej konferencji prasowej rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. W tej samej wypowiedzi dodał jeszcze dwukrotnie, że "względy medyczne są dla nas najważniejsze", co jest przecież kompletnie sprzeczne z przytoczonymi powyżej słowami.
Wtórował mu jeden z zastępców Niedzielskiego.
Jesteśmy troszkę innym krajem. Inaczej jesteśmy kulturowo ustawieni. Podchodzimy do takich obostrzeń, które są przez nasz rząd nakładane przez nasz rząd z dużą dozą ostrożności. Jakby mamy już od wielu, wielu wieków, taki jakby w genach gen sprzeciwu
- przyznał w mediach wiceszef resortu zdrowia Waldemar Kraska.
Nie, Szanowni Państwo, nie jesteśmy Austrią i Niemcami. Ale nie jesteśmy też w żaden sposób wyjątkowi, żeby w środku globalnej pandemii jako jedyne państwo w Unii Europejskiej oddawać de facto stery władzy oszołomom w foliowych czapkach, a dewizą państwa robić zabobony, gusła i fake newsy przez nich wygłaszane. Wystawiamy się na pośmiewisko w skali świata jako skansen, w którym nauka, wiedza i najnowsze osiągnięcia cywilizacji są w odwrocie wobec kołtuństwa i zaściankowości nielicznych. I nie jest to żaden gen sprzeciwu, tylko co najwyżej gen głupoty i skrajnej nieodpowiedzialności.
Wreszcie rzecz dotycząca samego państwa. Efekt słów wszystkich cytowanych w tym tekście polityków z rządu dla zaufania do państwa i jego instytucji będzie porażający. Państwo właśnie - oficjalnie, bo na poziomie rzeczywistym było tak już wcześniej - wywiesiło białą flagę w kwestii zapewnienia zdrowia i życia swoich obywateli. Tak, dużo łatwiej jest słać na granicę żołnierzy, żeby wywozili do lasu dzieci migrantów niż zaryzykować chwilowe tąpnięcie w sondażach i pomruk niezadowolenia części swojego elektoratu, żeby zrobić coś, co każdy odpowiedzialny rząd w Europie zrobił już dawno.
Wobec powyższego nawet już nie dziwi, że w Sejmie upadł pomysł przeforsowania ustawy, która zapewniałaby pracodawcom możliwość kontroli tego, czy ich pracownicy są zaszczepieni, czy nie. Żeby było śmieszniej - choć znów: to śmiech przez łzy - w przywoływanym wywiadzie dla "Pulsu Medycyny" minister Niedzielski mówi o tej ustawie: "(...) zmiany dotyczące organizacji pracy, wykorzystujące informacje, kto jest zaszczepiony, a kto nie, to kierunek skuteczny. (…) Musimy dać pracodawcom narzędzie do zarządzania możliwą transmisją we własnej firmie. Nie możemy dopuszczać do zamykania firm".
W kontekście tej całej sytuacji i (nie)podjętych decyzji brzmi to wyjątkowo groteskowo. A zamykać będziemy, nie miejmy złudzeń. Najpierw firmy, a potem trumny.