Adam Niedzielski w rozmowie z PAP został zapytany o wzrost zakażeń i o szpitale na wschodzie Polski, w których już teraz brakuje miejsc.
Podczas poprzedniej fali przetestowaliśmy międzyregionalny system zarządzania leczeniem - jeśli w jakimś miejscu brakowało łóżek dla chorych na COVID-19, to pacjenci - transportem kołowym bądź lotniczym - przewożeni byli do innych województw. To, że w jednym regionie jest rzeczywiście duże obłożenie szpitali nie oznacza, że chorzy pozostaną bez pomocy. Dziś Lubelszczyzna w tym obłożenie przoduje - mamy tam 1000 hospitalizacji - nie ma drugiego takiego województwa, w którym byłoby ich aż tyle. W kolejnym, znacznie liczniejszym, województwie mazowieckim mamy w granicach 750 hospitalizacji. Ale zwracam tu też uwagę na fakt, że łóżek dla pacjentów z COVID-19 non stop przybywa. Każdy wojewoda ma plan uzupełniania bazy łóżkowej, w tym również wojewoda lubelski. Dostępnych łóżek na Lubelszczyźnie mamy ponad 1,3 tys. i będą nowe
- powiedział szef resortu zdrowia.
Pytany, czy ministerstwo bierze pod uwagę, że ze wschodu kraju czwarta fala "przeniesie się dalej, na zachód" (jak wskazano, taką sytuację przesuwania się epicentrum pandemii do innych regionów obserwowano choćby w Niemczech).
Bardzo uważnie patrzymy na to, co się dzieje dookoła Polski, jestem po rozmowie z ministrem zdrowia Rumunii, gdzie jest bardzo niski poziom wyszczepienia – ok. 30 proc. - i skrajnie trudna sytuacja epidemiczna. Dzieją się tam rzeczy dramatyczne. Jest tam dobowo 20 tys. zakażeń, a przypomnę, że Rumunia ma niemal o połowę mniej mieszkańców niż Polska
- powiedział. - My tutaj snujemy rozważania o wprowadzaniu obostrzeń na poziomie wskaźnika wynoszącego maksymalnie 40 na 100 tys. mieszkańców na Lubelszczyźnie, a w Polsce w granicach 10. W Rumunii zakażenia idą w setki na 100 tys. To z jednej strony pokazuje, że szczepienia nas jednak zabezpieczają, ale z drugiej strony to, co się dzieje u naszych przyjaciół, powinno być ostrzeżeniem, że i u nas sytuacja może się szybko zmienić na gorsze, bo potencjał mutacji delta koronawirusa jest tak wysoki, że potrafi siać spustoszenie - dodał.
Przyznał też, że w Polsce już zarejestrowano przypadek nowego wariantu odmiany Delta - wariant AY4.2, czyli tak zwana Delta plus, której występowanie coraz częściej odnotowuje się w Wielkiej Brytanii.
Pierwszy przypadek pojawił się we wrześniu. Teraz mamy już odnotowanych ponad 120 przypadków, ale to standardowa Delta stanowi w Polsce 99 proc. przypadków
- dodał.
Więcej o aktualnej sytuacji epidemicznej przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Pytany o prognozy i rosnący wzrost zakażeń w Polsce, mówi:
Jeżeli następny tydzień będzie przebiegał w podobny sposób, jak ten, który mamy za sobą, będzie to oznaczało, że maksymalny pułap zakażeń, który prognozowaliśmy na koniec listopada, pojawi się już w październiku. Jeśli już teraz zbliżamy się średnio do 5 tys. zachorowań dziennie, to pod koniec miesiąca może to być już 7 tys. w ciągu doby - jeżeli nie więcej.
Nasze działania będą zależeć od tego, jak się będzie rozwijała sytuacja, a przesądzi o tym najbliższych siedem dni. Jeśli będziemy na koniec października na średnim poziomie powyżej 7 tys. zachorowań w ciągu doby, to trzeba będzie zastanowić się, czy nie podjąć jakichś bardziej restrykcyjnych kroków.
Ani ja, ani premier, nie planowaliśmy wprowadzania obostrzeń w sytuacji, gdyby realizował się założony wcześniej scenariusz przebiegu IV fali pandemii, czyli 5 tys. zakażeń dziennie na koniec miesiąca. Nie było takiego założenia
- wskazuje. - Decyzje będą zapadać na początku listopada. Musimy mieć jasność co do przebiegu rozwoju pandemii w ostatnim tygodniu października. Chcę jednak podkreślić, że dla rządu restrykcje są ostatecznością ze względu na to, jakie pociągają za sobą koszty społeczne i gospodarcze. Wiemy, co się dzieje, kiedy dzieci nie chodzą do szkoły. Wiemy, co oznacza zamykanie gospodarki dla firm i PKB. Ale oczywiście bierzemy pod uwagę, że trzeba będzie wprowadzić jakieś zdecydowane działania, jeśli będzie ryzyko, że system ochrony zdrowia będzie zagrożony paraliżem. Dla mnie, jako ministra zdrowia, największym wyzwaniem jest utrzymanie jego drożności i płynności w przyjmowaniu pacjentów - dodaje Niedzielski.
Na pytanie: "bierzecie więc pod uwagę konieczność ponownego zamknięcia szkół?", odpowiada:
To akurat jest wykluczone. Nie ma takiego planu, szkoły pozostaną otwarte. Oczywiście, w razie konieczności, pojedyncze placówki będą czasowo przechodziły na nauczanie zdalne, inne na hybrydowe, ale co do zasady - dzieci będą uczyły się stacjonarnie.
Rozmawiały: Mira Suchodolska, Klaudia Torchała, PAP, mir/ tor/
Koronawirus: wszystkie aktualne informacje i zalecenia na gov.pl.